Roszkowski dla filarybiznesu.pl: Euro to na dziś temat zastępczy

- Dyskusja o ewentualnym wejściu Polski do strefy euro trwa u nas od 2004 r., a więc od chwili przystąpienia do Unii Europejskiej. Dyskusja ta toczy się dalej, ale nie widzę, by głosy za przyjęciem euro przeważały w debacie publicznej na ten temat. Nie stanowi ono zresztą jakiejś niezbędnej konieczności, byśmy dalej funkcjonowali jako członek Unii Europejskiej. W 2009 r. Narodowy Bank Polski opublikował raport na ten temat, który dowodził, że jest na to za wcześnie. I do tej pory nie widziałem jakiejś głębszej analizy, żeby ten moment przyspieszyć - mówi w rozmowie z portalem filarybiznesu.pl Marcin Roszkowski, prezes Instytutu Jagiellońskiego.

Maciej Pawlak: W ostatnim czasie pojawiają się w mediach opinie o tym, że warto, by Polska znalazła się jak najszybciej w strefie euro. Jaki sens miałby obecnie taki krok? 

Marcin Roszkowski: Rozważanie tego zagadnienia miałoby sens wtedy, gdyby gospodarka Polski i krajów należących do strefy euro znajdowały się w tych samych cyklach. Tymczasem rozjeżdżamy się zarówno w odniesieniu do inflacji, wzrostu PKB czy poziomu stopy bezrobocia. Ponadto należy brać w takim przypadku pod uwagę, jako jedne z podstawowych wymogów, wymagane przez Brukselę spełnienie przez kraj starający się o przyjęcie do strefy euro tzw. kryteriów konwergencji. A więc chodzi o to, by doprowadzić do tego, by dla polskiej gospodarki wstąpienie do strefy euro nie okazało się szkodliwe. W grę wchodziłoby również, z polskiej strony, zorganizowanie i przeprowadzenie referendum za zmianą konstytucji. Bo przecież istnieje w niej zapis, iż to złoty jest walutą obowiązującą w naszym kraju. Wszystko to wskazuje, że przystępowanie Polski do strefy euro będzie stanowiło długi proces.

A co w przypadku niespełnienia owych „kryteriów konwergencji”? 

Kryteria konwergencji, które musi spełnić każdy kraj starający się o przystąpienie do eurostrefy, sprowadzają się do tego, by, jak już wspomniałem, zgrać cykle rozwoju gospodarek poszczególnych państw starających się o wejście do niej. Bowiem w przypadku braku takiego „zgrania”, ich wejście okazałoby się szkodliwe. Zaś wśród kryteriów chodzi o osiągnięcie odpowiedniego poziomu inflacji, bezrobocia i wzrostu gospodarczego. Zatem, aby przyjęcie danego kraju wspólnej waluty unijnej nie okazało się szkodliwe, gospodarka strefy euro, jak i kraju starającego się o przystąpienie do niej – w tym przypadku Polski powinny się znajdować w tym samym cyklu rozwojowym.

Jaki byłby optymalny moment do podjęcia decyzji o wejściu do eurostrefy przez polskie władze z punktu widzenia doganiania naszej gospodarki w rozwoju gospodarczym krajów unijnych?

By o tym dyskutować najpierw jednak należałoby, jak wspomniałem, doprowadzić do powstania większości, która w referendum konstytucyjnym opowiedziałaby się za zmianą złotego na euro, jako waluty obowiązującej w naszym kraju. Przypomnę, że dyskusja o ewentualnym wejściu Polski do strefy euro trwa u nas od 2004 r., a więc od chwili przystąpienia do Unii Europejskiej. Dyskusja ta toczy się dalej, ale nie widzę, by głosy za przyjęciem euro przeważały w debacie publicznej na ten temat. Nie stanowi ono zresztą jakiejś niezbędnej konieczności, byśmy dalej funkcjonowali jako członek Unii Europejskiej.

Jaki więc byłby ten optymalny moment do podjęcia decyzji o wejściu naszego kraju do eurostrefy?

W 2009 r. Narodowy Bank Polski opublikował raport na ten temat, który dowodził, że jest na to za wcześnie. I do tej pory nie widziałem jakiejś głębszej analizy, żeby ten moment przyspieszyć. Cóż z tego, że kilku polityków chodzi po stacjach radiowych czy telewizyjnych i opowiada, że przystąpienie Polski do strefy euro byłoby świetnym posunięciem i że istnieje co do tego wręcz przymus? Uważam, że na dziś jest to temat zastępczy. Nie sądzę, by obecnie Polacy jakoś tym żyli.

Czy w sytuacji kryzysu gospodarczego, z jakim mierzy się cały świat od początku pandemii COVID-19, a następnie wskutek wojny Rosji w Ukrainie, z wszechobecną inflacją i spadkiem PKB, przynależność do eurostrefy łagodziłaby w przypadku Polski skutki kryzysu? Czy w takich nadzwyczajnych sytuacjach posiadanie własnej waluty przez państwo nie jest jednak lepszym rozwiązaniem dla gospodarki?

Zobaczymy to tak naprawdę dopiero wtedy, gdy ten kryzys się faktycznie skończy. Ale przypomnijmy sobie kryzys z lat 2007-2008, z którego wyszliśmy skutecznie wskutek elastyczności polityki monetarnej opartej na złotym. Zatem myślę, że debata na temat rezygnacji z naszej narodowej waluty i zastąpienie jej euro okaże się żywiołowa. Osobiście nie sądzę, by w wychodzeniu z obecnego kryzysu znalezienie się w strefie euro miało nam pomóc.

Może warto przypomnieć w tym miejscu, że w trzech krajach bałtyckich (Litwa, Łotwa i Estonia), które znalazły się w strefie euro, jeszcze nie tak dawno temu, przez szereg miesięcy, inflacja utrzymywała się na poziomie ponad 20%...

Oczywiście. Widać, że euro nie stanowi panaceum na rozwiązywanie problemów gospodarczych. Gospodarki poszczególnych krajów stają się silne w wyniku ciężkiej pracy ich obywateli, a nie wskutek tego, że inne godło widnieje na stosowanych przez nie banknotach.

Czy w takim razie można przyjąć, że euro dobre jest tylko dla najsilniejszych gospodarek?

Tak. Dla dużych krajów, którym polityka monetarna strefy euro pomaga w rozwoju gospodarczym. Jeśli nie jesteśmy krajem bardziej skorelowanym z państwami eurostrefy w odniesieniu do cyklu rozwojowego, w jakim się znajdują, to euro nie będzie nam pomagać. To są czary.

Czy można przyjąć założenie, że wraz z ostatnią zmianą władzy należy się spodziewać przyspieszenia decyzji polskich władz o przystąpieniu do strefy euro?

Wątpię, by nowy rząd wprowadził inną walutę niż złoty, a potem szukał podstawy prawnej do takiego kroku, tak, jak to miało ostatnio miejsce w odniesieniu do mediów publicznych. Przyjęcie euro nie jest obecnie niezbędne, czy też rozwiązujące problemy, którymi Polacy obecnie żyją. Możemy rzecz jasna dyskutować nad przyjęciem euro, ale to jeszcze nie jest moment, aby to faktycznie zrealizować.

Źródło

Skomentuj artykuł: