Gospodarka to nie tylko „system naczyń połączonych” - należy mówić o żywym, współdziałającym z sobą organizmie, a więc: ekosystemie, który w dużym stopniu ucierpi, jeśli za chwilę będą wprowadzane zapowiadane restrykcje - mówi w rozmowie z Maciejem Pawlakiem Andrzej Sadowski, prezydent Centrum im Adama Smitha.
Maciej Pawlak: Które z branż gospodarki mogą najbardziej ucierpieć z powodu obecnej, drugiej fali pandemii, nawet, gdy rząd zapowiada, że drugiego lockdownu nie będzie?
Andrzej Sadowski: Dopiero to pierwsze, wiosenne zamknięcie gospodarki uświadomiło, jak wszystko jest od siebie współzależne. Mamy do czynienia na dobrą sprawę z ekosystemem. Każdy brak jednego z jego elementów jest odczuwany przez cały ekosystem. Bo gospodarka to nie tylko „system naczyń połączonych” - należy mówić o żywym, współdziałającym z sobą organizmie, a więc: ekosystemie, który w dużym stopniu ucierpi, jeśli za chwilę będą wprowadzane zapowiadane restrykcje. W dodatku nie wykorzystano okresu lockdownu na analizę statystyczną - jakie wnioski z tego wynikają na przyszłość. Nie przeprowadzono oceny: co się sprawdziło, a co - nie. Dlatego znowu jesteśmy wystawieni na te same błędy, które były popełniane pół roku temu. Pod względem gospodarczym zawsze można wskazać na aktorów pierwszego planu, którzy będą wymienieni w rozporządzeniach o konieczności ograniczania działalności ze względów epidemicznych - takich jak gastronomia, dyskoteki, kluby fitness itd. Ale to wygląda tak z pozoru, że to na nich się skupi i zatrzyma zmniejszanie aktywności. Weźmy chociażby pod uwagę fakt, że zapowiedziany plan zamykania górnictwa powoduje, że cały polski przemysł, który wytwarza maszyny, rozmaity software itd. na potrzeby tej branży - także stanie. Podobnie w przypadku gastronomii - na jej potrzeby funkcjonują producenci i cały ciąg logistyczny, który - w sytuacji jej poważnego ograniczenia – przestanie funkcjonować. Wobec tego, wskutek obecnej fali pandemii ucierpi cały ekosystem naszej gospodarki.
Jak obecna sytuacja pandemiczna może odbić się na działalności i wynikach parkietu?
Giełda stanowi wyjątkowe miejsce, w którym zawsze realna sytuacja gospodarcza przekłada na jej sytuację i odwrotnie. Zatem sytuacja giełdy nie jest odwzorowaniem tego, co się dzieje np. w polskich fabrykach. Bo przecież, nawet gdy giełda dołuje - one nadal działają i produkują. Z drugiej strony polska giełda wciąż nie stała się miejscem do długoterminowego inwestowania oszczędności polskich obywateli. Jest nadal miejscem używanym do krótkotrwałych transakcji, czy wręcz spekulacji - w przeciwieństwie do rozwiniętych rynków kapitałowych, gdzie obywatele, wykorzystując obowiązujące obecnie niemal w każdym kraju niskie stopy procentowe, swoje przyszłe emerytury trzymają w rozmaitych papierach wartościowych.
Czy w kolejnych latach uda się znacząco zmniejszyć rozmiary zwiększanego w tym i przyszłorocznym budżecie długu publicznego i deficytu budżetowego?
Może się to udać pod przynajmniej dwoma warunkami. Polscy przedsiębiorcy muszą mieć lepsze warunki do prowadzenia działalności gospodarczej w naszym kraju, by więcej wytwarzać, sprzedawać i eksportować. A na drodze do tego stoi propozycja likwidacji eksportu mięsa z uboju rytualnego, który jest obecnie jedną z polskich specjalizacji na rynkach światowych, nie tylko europejskich. Odbiorcą tego produktu jest przecież coraz liczniejsza mniejszość muzułmańska w Europie, ale też muzułmanie na Bliskim Wschodzie i innych krajach na świecie. Czyli, że możliwość zmniejszenia rozmiarów długu i spłacania go zależy od możliwości gospodarczych i od warunków prowadzenia działalności w Polsce. A ponadto pod warunkiem przeprowadzenia fundamentalnych zmian w strukturze funkcjonowania naszego państwa.
A konkretnie?
Wciąż mamy strukturę, która swymi korzeniami jest osadzona w procedurach i w mitrężeniu czasu rodem z PRL. Dziś nie można zmarnować czasu obecnego kryzysu, aby nie przeprowadzić niezbędnych reform. Kryzys daje rządowi możliwości, by przemodelować, nie tylko szczyty, poprzez łączenie niektórych ministerstw czy centralnych urzędów, ale przede wszystkim całą strukturę, która jest nieefektywna. I okazała się mało skuteczna w chwili realnego, wewnętrznego zagrożenia - nawet nie - militarnego, ale epidemiologicznego. A pierwszym warunkiem dla przeprowadzenia niezbędnych zmian nie jest taki, czy inny budżet; Zamiast niego bowiem powinno się przyjąć prowizorium budżetowe - tak, jak to przeprowadził amerykański Kongres.
Dlaczego?
Bo istnieje tyle niewiadomych, jak konsekwencje ogłoszenia od 10 października całej Polski jako tzw. strefy żółtej. Dlatego gdy w krótkim czasie rzeczywistość zmienia się o 180 stopni nie można przyjmować budżetu, po to, by później się nie tłumaczyć, dlaczego założony budżet nie został wykonany. A stał się tak dlatego, bo po drodze następowały zwroty akcji. Trzeba więc mieć świadomość, że nie można arkusza kalkulacyjnego przyjmować w formie ustawy. A budżet to tylko arkusz kalkulacyjny.
Rząd przyjął program rozwoju energetyki jądrowej, z którego wynika, że mają w końcu powstać w naszym kraju elektrownie jądrowe. Pociągnie to za sobą konieczność wydatkowania na ten cel ogromnych, miliardowych sum. Czy budżety w kolejnych latach to wytrzymają?
Po pierwsze obecnie mamy już wysokie zadłużenie. Każdy plan inwestycyjny przyjęty z takim rozmachem bez stabilizacji finansów publicznych może oznaczać przejście ze stanu zadłużenia w spiralę zadłużenia. A więc istnieje niebezpieczeństwo znalezienia się po drugiej stronie krawędzi. Jeżeli Polsce potrzebna jest energia - a niewątpliwie jest potrzebna - to przypomnę, że całkiem niedawno ostatecznie zrezygnowano z 1 GW mocy, który miał dostarczać nowy blok węglowy elektrowni Ostrołęka, a wartość utopionych w tym projekcie pieniędzy, w zależności od sposobu wyliczania, sięga nawet 6-10 mld zł. W tym samym czasie można było pozyskać 1 GW energii z fotowoltaiki, co pociągnęłoby za sobą wydatki w wysokości 1 mld zł. Realizacja tej elektrowni (ma tam ostatecznie powstać blok gazowy), nie tylko w sensie technologicznym, zajmie całe lata. To może oznaczać, że przez ten czas trzeba będzie kupować energię z krajów ościennych. Tymczasem w Polsce nie mamy na politechnikach wydziałów, które kształciłyby kadry potrzebne do obsługi elektrowni jądrowych. Jeżeli jest potrzebna energia, to trzeba ją dostarczyć z inwestycji, które są możliwe do przeprowadzenia w sposób przewidywalny w czasie, czyli w ciągu najbliższego roku.
A jeśli to niemożliwe?
Kiedy opanujemy kryzys finansów publicznych, wtedy można zacząć rozważać inne inwestycje. Ale przyjmowanie programu inwestycyjnego w momencie rozchwiania finansów oznacza stratę czasu.
Arcelor Mittal zapowiedział wygaszenie wielkiego pieca w Hucie im. T. Sendzimira. Czy - wraz z wystawioną na sprzedaż Hutą Częstochowa - oznacza to zmierzch polskiego hutnictwa?
Zaczęło się od planu wygaszania śląskich kopalń węgla kamiennego, co oznacza, że przestaniemy mieć własne źródła pozyskiwania stali dla przemysłu. Ponieważ hutnictwo to przemysł o największym zużyciu energii, w konsekwencji rząd, który kontroluje wytwarzanie energii w naszym kraju, sztucznie doprowadza do zawyżenia jej cen, a tym samym - do wyparcia z naszego kraju określonych gałęzi przemysłu. Dziś energia zużywana w przemyśle jest zauważalnie tańsza w Niemczech, gdzie polskie firmy, mimo wysokich w tym kraju kosztów pracy, zaczynają przenosić swoją produkcję. Bo koszty pracy są u naszego zachodniego sąsiada w miarę ustabilizowane od lat. A przy tym cena energii jest na tyle atrakcyjna, że już zaczynam dostrzegać, jak industrializacja Polski następuje w ramach Unii Europejskiej. Kiedyś niemieckie firmy przenosiły swoją działalność do Polski, a teraz zaczynamy obserwować proces odwrotny ze względu na cenę energii.
Wracając do szybkiego uruchamiania nowych źródeł energii, to najszybszy może być skok inwestycyjny w fotowoltaice, mówimy tu bowiem nie o procesach wieloletnich, ale trwających nie więcej niż rok. Zatem budując farmy fotowoltaiczne można w miarę szybko i relatywnie taniej niż w przypadku tradycyjnych bloków energetycznych dostarczyć do krajowego systemu nowe gigawaty energii. Oczywiście trzeba by stabilizować dostawy tej energii w okresach, gdy słońca mamy mniej, a także pochodzącej z innych OZE, np. dostawami tej wytwarzanej ze źródeł gazowych. Do tego jednak należy zwiększyć pojemność krajowych magazynów gromadzących zapasy energii. Bez tego nie mógłby prawidłowo funkcjonować krajowy system energetyczny.
Czy wygaszenie wielkiego pieca w Hucie im. T. Sendzimira czyli dawnej Huty Lenina nie jest pewnym symbolicznym zamknięciem dawnej epoki?
Moim zdaniem to decyzja biznesowa. Obecna technologia wytapiania stali wciąż jest w użyciu. Zaś sam Arcelor Mittal od dłuższego czasu sygnalizował, że nie stać go na wytwarzanie w Polsce stali przy tak rosnących u nas cenach energii. To nie jest decyzja właściciela tej huty spowodowana pandemią, ale rosnącymi kosztami produkcji.