Gwiezdne wojny nie dla USA

Stany Zjednoczone nie są odpowiednio przygotowane na wypadek konfliktu w kosmosie; są narażone na ataki innych państw i nie mają odpowiednich zdolności, by na nie odpowiadać - mówi Todd Harrison, ekspert think tanku CSIS z siedzibą w Waszyngtonie.

W grudniu siły kosmiczne USA - znane jako Space Force - obchodziły swoje drugie urodziny. Powołanie nowego rodzaju sił zbrojnych miało w zamierzeniu zasygnalizować położenie przez USA większego nacisku i wagi na kwestię obrony kosmicznych systemów, na których polega nie tylko amerykańskie wojsko, ale globalna łączność.

Mimo to, z Waszyngtonu płyną w ostatnim czasie same niepokojące sygnały. Generał Space Force Chase Saltzman powiedział, że USA mają problem z dotrzymaniem kroku w tempie rozwoju kosmicznych zdolności wojskowych, zaś w wywiadzie dla "Washington Post" gen. David Thompson stwierdził, że Pekin już pod koniec tej dekady może dogonić USA pod względem siły w kosmosie. Thompson ostrzegł przy tym, że rywalizacja między potęgami szybko się zaostrza; dodał, że amerykańskie satelity rządowe i wojskowe mierzą się z "odwracalnymi" atakami ze strony Chin i Rosji "dosłownie każdego dnia".

Ale jak mówi Todd Harrison, ekspert renomowanego think tanku Center for Strategic and International Studies w Waszyngtonie, zagrożenie takimi atakami - chodzi tu o działania takie jak zakłócanie sygnału oraz cyberataki - nie pochodzi tylko ze strony mocarstw.

"Do takiego rodzaju niekinetycznych, odwracalnych ataków na amerykańskie systemy kosmiczne dochodzi od lat. Udokumentowaliśmy przypadki w naszych corocznych raportach, kiedy nawet aktorzy niepaństwowi zakłócali naszą łączność satelitarną, więc nie tylko Chiny i Rosja powinny być powodem do obaw"

mówi ekspert.

Choć Ameryka - tak jak Chiny, Rosja, czy Indie ma sprawdzone możliwości do prowadzenia walki w kosmosie za pomocą broni antysatelitarnej (ASAT), ma zdecydowanie mniejsze pole manewru jeśli chodzi o środki stosowane poniżej progu otwartego konfliktu.

W rezultacie, jak mówi Harrison, główną reakcją na nie są próby napraw uszkodzonego sprzętu.

"W tym momencie siły kosmiczne nie mają odpowiednich zdolności do odpowiedzi na ataki w kosmosie, ani odpowiedniej doktryny, planowania, czy zasad użycia siły, by móc reagować w dostatecznie szybki i proporcjonalny sposób"

ocenia Harrison. 

"Space Force musi znacznie bardziej agresywnie i kreatywnie podejść do problemu, jak odpowiadać na ataki niższego szczebla"

dodaje.

Mimo wciąż znacznej przewagi USA jeśli chodzi o technologię i zakres zdolności w kosmosie, stopień uzależnienia od systemów satelitarnych jest równocześnie słabym punktem Ameryki. To również konsekwencja logiki z czasów zimnej wojny, kiedy jedynym rywalem USA był Związek Sowiecki, zaś wojskowe systemy satelitarne służyły przede wszystkim do wsparcia sił jądrowych.

"Atak na taki system byłby wówczas uważany za wstęp do wojny nuklearnej i odpowiedzią na niego byłoby uderzenie jądrowe. Z tego powodu Stany Zjednoczone przez dekady budowały systemy wojskowe w kosmosie opierając się na założeniu, że wrogowie nie byliby w stanie lub nie odważyliby się atakować amerykańskich satelitów"

wyjaśnia ekspert.

To założenie jest dziś anachronizmem; na satelitach opiera się działalność niemal wszystkich rodzajów wojsk, a atak w kosmosie nie jest obarczony ryzykiem odpowiedzi atomowej.

"Ale w Pentagonie do niedawna dominował sposób myślenia z zimnej wojny. W rezultacie nasze systemy są pozbawione odpowiednich zabezpieczeń"

mówi Harrison.

"To jest coś, co Space Force zaczyna zmieniać, choć robi to powoli"

dodaje.
Źródło

Skomentuj artykuł: