Na rynku samochodowym mamy totalne zamieszanie – jedne modele nowych aut mocno drożeją, inne potaniały nawet o 20 proc. Ale klienci i tak kupują mało. Firmy, które są głównym nabywcą nowych aut, wstrzymały zakupy i leasingi. Klienci indywidualni omijają natomiast salony i komisy również ze względu na obostrzenia sanitarne – i przenieśli się do internetu. Na dodatek ofert nie przybywa, bo załamał się import - w pierwszej dekadzie kwietnia w Polsce zarejestrowano zaledwie 9 667 używanych samochodów pochodzących z zagranicy, co oznacza spadek aż o 71,6 w porównaniu z sprzed roku.
Maciej Szymajda, prezes Stowarzyszenia Komisów.pl ostrzega, że jeżeli pandemia potrwa dłużej, to firmy z branży motoryzacyjnej zaczną padać. Przyznaje, że w swoim komisie sprzedał w kwietniu zaledwie trzy samochody. Stowarzyszenie alarmuje też o inne poważnej przeszkodzie – aż 75 proc. wydziałów komunikacji nie rejestruje pojazdów używanych. Wszystko oczywiście w związku z epidemią COVID-19. Tymczasem sezon wiosenny, który właśnie się rozpoczyna powinien być dla komisów „żniwami”.
- Każdy przygotował się do niego kupując większą ilość pojazdów wydając na ich zakup większość posiadanych pieniędzy – podkreśla Szymajda.
- Po pojawieniu się epidemii sprzedaż samochodów w jednej chwili spadła praktycznie do zera. Niestety dziś wielu z nas nie ma, oszczędności, z których może czerpać na przetrwanie. Wszystkie pieniądze mamy w towarze. Część firm chętnie sprzedałoby auto nawet ze sporą stratą, żeby odblokować gotówkę na wypłaty dla pracowników, opłaty i życie. Niestety w wielu miejscach w kraju uniemożliwiają to wydziały komunikacji
To równie wielki problem dla komisów jak i dla kupujących - w konsekwencji ostatnich podwyżek cen nowych modeli aut, coraz chętniej kierują oni bowiem swą uwagę w stronę używanych samochodów. Tymczasem tu pojawia się kolejna przeszkoda – trudno skontrolować auto, które nas interesuje, bo stacje kontroli i warsztaty też mają problemy z obsługą klientów w związku z koronawirusem.
- Każde auto, które sprzedawane jest poniżej ceny rynkowej, zwykle nie ma odpowiedniej historii serwisowej albo jest powypadkowe – przykładem może być Tesla, która sprzedawana tanio bez sprawdzonego systemu będzie po prostu nieużywalna, a jej naprawa wyniesie 2 lub 3 razy więcej niż kwota, którą udało nam się „zaoszczędzić” na zakupie – ostrzega Jacek Fijołek, twórca platformy CarForFriend.pl. - Co więcej, w dobie wyścigów o wyłapywanie okazji sprzedażowych przez boty internetowe, długo utrzymujące się i powierzchownie atrakcyjne oferty dostępne dla tak zwanego przeciętnego Kowalskiego są po prostu pięknie opakowanym oszustwem.
W jaki więc sposób sprawdzić obecnie auto przed jego zakupem? Tu granicą jest ważna data – od niej zależą możliwości dokładnej kontroli.
- Samochody wyprodukowane po 2010 roku po wizycie serwisowej zostawiają bardzo dużo informacji – są podłączane do systemu, który ściąga nie tylko najnowsze aktualizacje, ale także pobierane są od nich wszelkie informacje o ich aktualnym stanie
Niestety, obsługa tego typu programów zarezerwowana jest głównie dla profesjonalistów, więc zwykły użytkownik nie ma szans na to, by skorzystać z tego typu oprogramowania.
- Wiedza ta jest bardzo kosztowna, dlatego producenci trzymają ją dla siebie po prostu w celu zwiększenia swoich zysków – tłumaczy ekspert.
W takich przypadkach zmuszeni jesteśmy więc do korzystania z autoryzowanego serwisu lub takiego, który ma odpowiednie narzędzia i oprogramowanie. Dokładna analiza może kosztować nawet 800 zł.
W tej sytuacji warto więc korzystać z historii pojazdu dostępnej w postaci bezpłatnych raportów z państwowej bazy https://historiapojazdu.gov.pl. I tu ważna uwaga – jeśli sprzedawca nie udostępnia VIN, to od razu auto można uznać z podejrzane. Raport VIN to bowiem najbardziej wiarygodne źródło informacji o pojeździe, które są bardzo ważne szczególnie z punktu widzenia potencjalnego nabywcy.
Można też skorzystać z pomocy znajomego fachowca. W takiej sytuacji warto zwracać uwagę na następujące elementy, aby podczas zakupu samochodu nie paść ofiarą oszustwa.
- Pierwszym i najważniejszym krokiem jest zwrócenie uwagi na historię konkretnego auta. Wspomniany VIN pozwala precyzyjnie określić jego fabryczne wyposażenie, przebieg, historię uszkodzeń, działania serwisowe czy nawet informacje z baz kradzieżowych.
- Kolejnym krokiem jest przyjrzenie się dokumentom auta, czyli w pierwszej kolejności umowie kupna-sprzedaży, która jest gwarantem nabycia samochodu. - W niej muszą być zawarte dane personalne obu stron, zapisy identyfikujące auto, numery rejestracyjne i VIN oraz aktualny przebieg - wyjaśnia Fijołek. - Co więcej, sprzedawca musi również przedstawić dowód polisy OC, dowód rejestracyjny, zaświadczenie o badaniu technicznym zawierające pozytywny wynik oraz kartę pojazdu, ale tylko w przypadku jej wydania. Oczywiście jeżeli samochód był sprowadzany z zagranicy, jego właściciel musi okazać nam tablice rejestracyjne lub zaświadczenie o ich braku, dowód odprawy celnej i zapłaty za akcyzę na terenie Polski, potwierdzenie uiszczenia podatku od towarów i usług od pojazdów sprowadzanych z państw Unii Europejskiej oraz wyciąg ze świadectwa homologacji lub decyzję zwalniającą z niej auto.
- Trzeci ważny element zakupu to sprawdzenie sprzedawcy i jego wiarygodności – przydatne tu są opinie w internecie, ale i polecenie przez znajomych czy sprawdzone warsztaty samochodowe.
- Dopiero w następnej kolejności powinniśmy zająć się oglądaniem samego pojazdu. Jak podkreśla Jacek Fijołek, na rynku samochodów używanych nie istnieje pojęcie „gwarancji” – tego typu firmy swoim klientom oferują rękojmie, reasekuracje i ubezpieczenia. - W przypadku handlu używanymi towarami musimy się liczyć z tym, że żaden sprzedawca nie da nam na towar 100% gwarancji. Produkt – w tym wypadku samochód - można ubezpieczyć lub skorzystać z rękojmi rzetelnego sprzedawcy. W internecie jest to także uregulowane prawnie – jeżeli kupujemy samochód, podlega on ustawie o handlu elektronicznym i mamy dwa tygodnie na zwrócenie danego samochodu, pokrywając koszty jego dostawy – dodaje.