Katastrofa ekologiczna na Mauritiusie

2020 r. dał się we znaki Mauritiusowi. Nie dość, że pandemia koronawirusa sparaliżowała branżę lotniczą i turystyczną, odbierając temu wyspiarskiemu krajowi chleb, to jeszcze skażony został jego największy skarb, czyli piękny, czysty ocean przez wyciek ropy. Chętnych do pomocy nie brakuje, ale z takiego kryzysu będzie bardzo trudno się podnieść – pisze Michał Perzyński, redaktor BiznesAlert.pl.

25 lipca należący do firmy Nagashiki japoński masowiec Wakashio zderzył się z rafą koralową u wybrzeży Mauritiusu. Trzeba zaznaczyć, że substancją, która z niego wycieka nie jest ropa, którą przewoził, tylko paliwo jednostki. W każdym razie z wyciek z pękniętego kadłuba spowodował klęskę ekologiczną. Mauritius, malutki kraj wyspiarski położony na wschód od Madagaskaru na Oceanie Indyjskim, siłą rzeczy jest nierozerwalnie związany z morzem, które go żywi i daje zarobić, przede wszystkim przez piękne plaże, które przyciągają turystów z całego świata. Okoliczne szkoły zostały zamknięte w trosce o bezpieczeństwo uczniów, bo zapach znad zanieczyszczonego morza jest tak nieznośny. Premier Mauritiusu Pravind Kumar Jugnauth ogłosił stan wyjątkowy, prosząc o międzynarodową pomoc humanitarną.

Wyciek paliwa z masowca jest tak wielki, że widać go z kosmosu. Według Greenpeace’u sprawa jest poważna, ponieważ tysiące gatunków wokół dziewiczych lagun Blue Bay, Pointe d’Esny i Mahebourg jest zagrożonych utonięciem w morzu zanieczyszczeń, co będzie miało „tragiczne konsekwencje dla gospodarki Mauritiusa, bezpieczeństwa żywnościowego i zdrowia”.

Władze Mauritiusu i organizacje ekologiczne są pesymistyczne – już teraz fale wyrzucają na brzeg martwe ryby i ptaki brudne od trującej mazi. Nikt nie wie kiedy wielka plama zostanie usunięta. Wiadomo jednak, że ucierpi przez to nie tylko cenny ekosystem, ale cała gospodarka kraju – turyści w zeszłym roku zostawili na Mauritiusie 1,6 mld dol., co stanowi ogromną część tamtejszego PKB.

Źródło

Skomentuj artykuł: