Klucznik: Na rynku pracy odczuwamy systematyczne niedobory pracowników

Zarówno Polska, jak i inne gospodarki Europy Środkowo-Wschodniej rozwijają się szybciej niż zachodnie. Zbliżamy się do części gospodarek południowoeuropejskich. Z jednej strony to efekt tego, że polska gospodarka rośnie szybko, ale z drugiej - że te południowe od lat znajdowały się w stagnacji gospodarczej. Więc dogonienie ich było dosyć proste. Ale faktycznie widzimy, że spora część polskiej gospodarki jest konkurencyjna, widzimy to po wynikach produkcji przemysłowej, która potrafi u nas rosnąć przez lata w dwucyfrowym tempie. Z Marcinem Klucznikiem, ekonomistą z Polskiego Instytutu Ekonomicznego, rozmawia Maciej Pawlak

Już o 90% wzrósł popyt na kredyty mieszkaniowe w porównaniu z rekordowo słabym sierpniem 2022 r. – informuje firma HREIT na podstawie danych Biura Informacji Kredytowych. Wynika to z nowych zaleceń wydanych przez KNF oraz zbliżających się programów rządowych, a także spadku oprocentowania kredytów i dobrych danych z rynku pracy. Czy to oznaka powrotu wysokiego popytu na kupowanie mieszkań?
BIK w marcu szacował wzrost kredytów mieszkaniowych na ok. 17% względem lutego, przy czym to nie była liczba udzielonych kredytów, tylko wniosków o kredyt. Ale wzrost ich liczby faktycznie ma miejsce, więc tak naprawdę rynek kredytowy trochę odbija. Musimy jednak pamiętać do jakich wartości się odnosimy. To znaczy, że wielkości, o których mówimy, są cały czas głęboko niższe, niż chociażby w roku w latach 2018, 2020. Choć może HREIT przesadził z tym 890% wzrostem. Naszym zdaniem dane BIK-u nie wskazują na taką skalę odbicia. Nie wydaje mi się, żeby to było aż tyle, bo jednak jeszcze niedawno temu dotarliśmy do dna na tym rynku.


Ale chodzi mi o tendencję, czy już odbijamy od dna?
Faktycznie będziemy obserwować w najbliższych miesiącach lekkie odbicie na rynku nieruchomości, z tym że on pozostanie cały czas wyraźnie niższy w stosunku do poziomów sprzed pandemii. Chodzi mi o tzw. efekt niskiej bazy, punktu odniesienia - my się odnosimy do bardzo niskich wartości. I to w dużej mierze jest efekt wyhamowania realnych cen mieszkań. Bo jeżeli spojrzymy na nie, to były one w ostatnich kwartałach w stagnacji. Jednocześnie wynagrodzenia rosły w dwucyfrowym tempie, sama inflacja była głęboko dwucyfrowa. A to oznacza, że koszt zakupu mieszkań, o ile ktoś ma wystarczające zasoby gotówkowe, uzupełnione w dużej mierze o kredyt, którym co najwyżej dodatkowo się posiłkuje przy zakupie, to z jego perspektywy wzięcie kredytu obecnie stanowi atrakcyjniejszą decyzję, niż jeszcze np. rok temu. Tak więc stopniowe obserwujemy odbicie. Z tym że raczej nie nazywalibyśmy tego jeszcze hossą na rynku mieszkaniowym. Obecną sytuację opisałbym raczej, że przeszliśmy już przez okres dna na rynku kredytów i obecnie czeka nas bardzo powolne, stopniowe odbicie. Na hossę będziemy czekać, najwcześniej po obniżce stóp procentowych.

Przełom marca i kwietnia przyniósł istotne podwyżki cen benzyny. Nadal taniał jednak olej napędowy, który przeciętnie jest już tańszy od Pb95. Czy w kolejnych miesiącach może nastąpić powrót do droższego oleju od benzyny, jak było od prawie roku? Czy w lecie br. ceny paliw na stacjach benzynowych mogą przekroczyć 7 zł/l?
Jeżeli chodzi o relacje między cenami benzyny, a diesla, to zasadniczo się de facto wyrównały. Różnica jest bardzo niewielka, a historycznie zawsze było tak, że te ceny po prostu były bardzo podobne. A to co się wydarzyło w zeszłym roku było ewenementem. W sytuacji, w której odcinaliśmy się nie tylko od zakupu samej ropy z Rosji, jako Europa, ale także od importu gotowych paliw, oznaczało, zarówno na rynku w Stanach Zjednoczonych, jak i w strefie euro, że powstały niedobory mocy w rafineriach w całej Europie. I to w dużej mierze wywołało efekt, który powodował, że diesel drożał dużo mocniej. Ale to się w dużej mierze normuje.

A co w kolejnych tygodniach?
Jeżeli chodzi o tendencje, raczej jest tak, że te ceny powinny zostać na podobnym poziomie, to znaczy, że różnica między dieslem, a benzyną raczej nie powinna ponownie wzrosnąć do tych poziomów, które widzieliśmy w zeszłym roku. Natomiast pewne zagrożenie z mocami rafineryjnymi w rafineriach oczywiście istnieje. Ono jest związane z tym, że rozbudowa w nich mocy to stopniowy proces - zarówno w USA, jak i w strefie euro po prostu nastąpi w najbliższych kwartałach. Ale możemy też zobaczyć kwartał, albo dwa zawirowań. Jeżeli, np. okazałoby się, że ten popyt będzie nieduży w wakacje ze względu na turystykę, albo inne wyjazdy. Zaś jeśli chodzi o perspektywy rynku ropy w najbliższych kwartałach, to widzimy obecnie dwie problemy. W samym marcu widzieliśmy duże wyhamowanie cen paliw w ujęciu rdr. W lutym to było ponad 30% rdr, w marcu – 20%, czyli tak naprawdę nastąpiła stagnacja. To w dużej mierze było związane po pierwsze z punktem odniesienia, tj. niską bazą. Ale też kwestią tego że w marcu ceny ropy na rynkach światowych wydatnie spadły, po części ze względu na te zawirowania na rynku finansowym w USA, przejęcie Credit Suisse przez UBS, przywróciły obawy o recesję.


A ropa?
Teraz widzimy, że ropa naftowa trochę odbiła, to też zostało wzmocnione przez te decyzje OPEC o zmniejszeniu wydobycia ropy naftowej. Prawdopodobnie ograniczony wzrost cen paliw może nas czekać w najbliższych miesiącach, ale chyba niekoniecznie aż do tej skali. Jedna rzecz o której trzeba pamiętać, jeżeli mówimy o OPEC: cena ropy zasadniczo zależy zarówno od popytu, jak i podaży na rynku. Z jednej strony jest tak, że ta podaż jest ograniczona przez OPEC, to samo w sobie powinno te ceny zwiększać, ale z drugiej strony będziemy widzieć spowalnianie aktywności gospodarczej w strefie euro czy Stanach Zjednoczonych. A to z kolei jest ruch w przeciwną stronę - to się powinno przynajmniej częściowo znosić. Jedynym zagrożeniem może być aktywność Chin, to znaczy jeżeli chińska gospodarka będzie się bardzo szybko otwierać, to może oznaczać dodatkowy popyt na ropę naftową i wszelkie paliwa. To zagrożenie chyba głównie pochodziłoby z Chin.


RPP na ostatnim posiedzeniu nie podniosła stóp. - Nie zakończyliśmy cyklu podwyżek stóp, jesteśmy przygotowani na każdą sytuację – powiedział prezes NBP Adam Glapiński. - Jeśli się wszystko będzie działo tak, jak to przewidujemy, to (…) podwyżek stóp nie będzie, a w pewnym momencie będzie obniżka - dodał. Od kiedy może rozpocząć się cykl obniżek stóp procentowych?
Faktycznie jest tak, że podwyżek stóp procentowych w tym momencie praktycznie nikt nie przewiduje. Jeżeli spojrzymy sobie chociażby w najnowszą ankietę „Parkietu” – to w odpowiedzi na nią na ponad 30 zespołów prognostycznych, tylko jeden wskazuje w głównej prognozie na ryzyko wzrostu stopy procentowej w tym roku. Natomiast jeśli chodzi o obniżkę i obniżanie stóp, nasza prognoza to byłoby brak zmiany w tym roku, a zmniejszenie stóp  najwcześniej w przyszłym - ze względu na to, że inflacja w tym roku będzie spadać, ale ten proces będzie powolny. Przez większość roku inflacja będzie dwucyfrowa, a jeżeli tak faktycznie będzie, to raczej zamyka przestrzeń do obniżek w tym roku.


Według prezesa Glapińskiego w ciągu najbliższych 10 lat osiągniemy aktualny poziom PKB na głowę Francji i Wielkiej Brytanii. Jakie mamy szanse na znacznie szybszy wzrost PKB od tych krajów, by je faktycznie dogonić?
W tym roku będziemy widzieć słabe wyniki wzrostu gospodarczego zarówno w Polsce, jak i w strefie euro. Jedna rzecz, o której powinniśmy pamiętać - ważna z perspektywy rocznych wyników wzrostu PKB - to kwestia wojny i uchodźców z Ukrainy. W ub. roku obserwowaliśmy duży napływ uchodźców do Polski. Oni w dużej mierze zwiększali wydatki na podstawowe dobra, żywność, odzież czy farmaceutyki. To podbijało nasz wzrost gospodarczy. W zeszłym roku także ze względu na to, że zwiększyła się u na populacja, natomiast w drugiej połowie ub. roku i prawdopodobnie jeszcze na początku tego, część tych osób wyjechała z Polski. To też będzie argument za tym, że ze względu na punkt odniesienia będziemy przez większość tego roku obserwować słabszy wzrost gospodarczy, niż w rzeczywistości ta aktywność wygląda. Tak więc część tego osłabienia, które będziemy widzieć w tym roku, będzie wynikać z efektu uchodźców i tego, ile osób pozostanie w Polsce.

A co z doganianiem bogatszych krajów?
To jest coś, co się dzieje się już na przestrzeni ostatnich lat, dekad, więc jednoroczne wyniki zarówno w tym roku, jak i poprzednim to nie kluczowa perspektywa z tego punktu widzenia. Sam ten proces oczywiście widzimy, widzimy to w wielu danych. Zarówno Polska, jak i inne gospodarki Europy Środkowo-Wschodniej rozwijają się szybciej niż zachodnie. Zbliżamy się do części gospodarek południowoeuropejskich. Z jednej strony to efekt tego, że polska gospodarka rośnie szybko, ale z drugiej - że te południowe od lat znajdowały się w stagnacji gospodarczej. Więc dogonienie ich było dosyć proste. Ale faktycznie widzimy, że spora część polskiej gospodarki jest konkurencyjna, widzimy to po wynikach produkcji przemysłowej, która potrafi u nas rosnąć przez lata w dwucyfrowym tempie, wysokiej technologii, w odniesieniu do której skumulowany wzrost za 7 ostatnich lat w polskiej gospodarce, wynosił ok. 45%, (a dla porównania w innych krajach Europy środkowo-wschodniej - ok. 30%-35%). Dzięki temu w Polsce mieliśmy w ciągu dekady dwukrotnie większe skumulowane tempo wzrostu większe niż w Niemczech. To po części wynika z tego, że tamte gospodarki zachodnie są bogatsze więc ten wzrost u nich także z tego powodu jest wolniejszy. Ale zdecydowanie jest tak, że je nadganiamy. Jeżeli chodzi o kwestię tego, czy to się wydarzy w ciągu dekady, to może być różnie, ale sam ten proces zachodzi.

Stopa bezrobocia rejestrowanego w Polsce w marcu osiągnęła poziom 5,4 proc. W stosunku do lutego spadła o 0,1 pkt proc. - wynika z szacunkowych danych Ministerstwa Rodziny i Polityki Społecznej. W porównaniu do marca 2022 r. stopa bezrobocia była niższa o 0,4 pkt proc. Co mogłoby negatywnie wpłynąć na odwrócenie się tego trendu w kolejnych miesiącach?
Jeżeli chodzi o bieżący odczyt, czyli wzrost do 5,5% w styczniu i teraz prawdopodobnie spadek do 5,4% - to w dużej mierze jest efekt sezonowy. To znaczy, że stopa bezrobocia jest wskaźnikiem, który zmienia się na przestrzeni roku, w zależności od miesięcy i wzrost w styczniu był dosyć naturalny, tak samo jak i spadek w lutym. Raczej spodziewamy się, że stopa bezrobocia będzie trochę rosnąć na przestrzeni tego roku, ze względu na spowolnienie gospodarcze. Ale to w zasadzie ma charakter cykliczny. Oznacza przy tym, że w słabszej gospodarce bezrobocie zwykle będzie trochę większe. Musimy pamiętać, że porównujemy się do okresu bardzo dobrej koniunktury, kiedy stopa bezrobocia rejestrowanego była lekko ponad 5%, bezrobocie ekonomiczne, liczone według metod UE (BAEL) było w okolicach 3%.

Co to oznacza?
Osiągnęliśmy w zasadzie historyczne minima. Raczej spodziewamy się więc, że ono wzrośnie do około 6%, , gdzieś pod koniec tego roku, na początku przyszłego i to będzie związane z osłabieniem gospodarczym. Ale nie oznacza to diametralnego wzrostu bezrobocia, jeżeli mówimy o relatywnie niewielkim wzroście. Dla porównania jeszcze dekadę, albo dwie dekady temu zdarzało się tak, że w ramach cyklu koniunkturalnego, a więc sytuacji, gdy sytuacja w gospodarce była czasami lepsza, czasami gorsza - ta różnica w stopie bezrobocia potrafiła sięgać 3,5, 4,5 czy 5,5%. Teraz spodziewamy, że to będzie mniej. Mówimy o 1 - 1,5%. To oznacza, że skala zmian na rynku pracy jest relatywnie mniejsza. Po części wynika to z lepszej koniunktury gospodarczej, ale po części też z tego, że na rynku pracy odczuwamy systematyczne niedobory pracowników. A to przekłada się na to, że skala zwolnień jest mniejsza. Bo z perspektywy pracodawcy, który dzisiaj miałby zwalniać pracowników, za rok, kiedy spodziewamy się odbicia gospodarczego, będzie stał przed dylematem, będzie mu ciężko zatrudniać. A to prowadzi do stanu, w którym zwalnianie pracowników w polskiej gospodarce obecnie to raczej ostatnia rzecz, która następuje. Firmy mogą mniej podwyższać wynagrodzenia, mogą podwyższyć liczbę etatów, ale samo zwalnianie to ostatnia rzecz, która się dzieje.

 

Źródło

Skomentuj artykuł: