Kozłowski: 4 zł za dolara, a 5 - za euro byłoby scenariuszem skrajnym

Myślę, że w ciągu kilku najbliższych tygodni w miarę osłabiania się pandemii na skutek coraz większej skali szczepień, a także spodziewanego rozstrzygnięcia w sprawach frankowych w wersji „umiarkowanej” z punktu widzenia banków, powinno dojść do zahamowania tendencji do osłabiania się naszej waluty. Z Łukaszem Kozłowskim, głównym ekonomistą Federacji Przedsiębiorców Polskich, rozmawia Maciej Pawlak.

Tylko o 2,2 mld zł zwiększyła się w ciągu lutego w porównaniu ze styczniem ilość gotówki w obiegu. Za to na kontach bankowych Polacy zgromadzili prawie 990 mld zł - o 10 mld zł więcej niż miesiąc wcześniej. Jaki wpływ wywiera obecny okres pandemii na sposób oszczędzania przez społeczeństwo?

Przy utrzymującym się od miesięcy zaledwie 0,1 proc. poziomie stopy referencyjnej Polacy masowo wycofują lokaty, które stały się nieopłacalne. Nie dziwi przy tym gromadzenie pieniędzy na bieżących rachunkach bankowych. Przypomnę, że na wiosnę ub. roku, w czasie pierwszej fali pandemii, kiedy państwo zaczęło przeznaczać poważne kwoty na pomoc dla przedsiębiorców i pracowników firm objętych lockdownem także znacząco zwiększała się wielkość środków gromadzonych na bieżących rachunkach bankowych. Działo się tak tym bardziej, że przecież znacząco zostały wówczas ograniczone możliwości wydawania pieniędzy, bo przecież poważnie ograniczono możliwości prowadzenia działalności gospodarczej. Ponadto niepewna sytuacja społeczna, a także panująca na rynku pracy, także skłania do tego, by dysponować taką poduszką finansową - gromadzić środki, a to podwyższa stopę oszczędności. Pozwala w każdym razie w sytuacji zawirowań na bieżące funkcjonowanie, pokrywanie rozmaitych opłat itd.

Kierowcy są zaniepokojeni rosnącymi w ostatnich miesiącach cenami paliw. Czy będą dalej rosły? Do jakiego poziomu?
Rzeczywiście w ostatnim czasie mamy do czynienia ze sporym wzrostem cen paliw. Wiąże się to m.in. z powodu wzrostu cen ropy naftowej na rynkach światowych. To także rezultat słabnącej siły polskiej waluty, która ostatnio przeżywa nienajlepszą passę. Splot tych oraz innych okoliczności sprawia, że za paliwa trzeba płacić coraz więcej, Ale jeśli chodzi o maksymalny pułap wzrostu cen na stacjach paliw trudno jest obecnie pokusić się o precyzyjną granicę.

GUS opublikował w tym tygodniu najnowsze, marcowe wskaźniki koniunktury gospodarczej. Większość badanych branż pozostaje z powodu obostrzeń na minusie. W tym zwłaszcza dotyczy to hotelarstwa i gastronomii. Interesujące, że jedną z nielicznych branż z koniunkturą na plusie są finanse i ubezpieczenia. Czy spodziewany wyrok Sądu Najwyższego w sprawie kredytów frankowych, prawdopodobnie wiążący się ze sporymi stratami dla banków nie wpłynie negatywnie na ich koniunkturę?
To oczywiście zależy od tego, jakie nastąpi finalne rozstrzygnięcie Sądu Najwyższego i jakie konkretnie konsekwencje finansowe będzie ono miało dla banków. Padają w tym kontekście różne kwoty: od kilkudziesięciu do nawet kilkuset miliardów zł, które z tego tytułu poniósłby sektor bankowy. Jeśli rozstrzygnięcie SN będzie wiązało się z relatywnie umiarkowanymi kosztami dla banków, to nie powinno mocno obniżyć poziomu koniunktury tego sektora. Zaś w przypadku skrajnego wariantu wpływ na pogorszenie się koniunktury może być ogromny. Natomiast obecnie interesujące jest, że nastroje w sektorze finansowym się poprawiły. Bankom, ale także towarzystwom ubezpieczeniowym trudno jest funkcjonować w warunkach, tak niskich jak obecnie, stóp procentowych. W przypadku ubezpieczycieli na ich ostateczny wynik finansowy składają się przecież także zyski działalności lokacyjnej - umieszczania przez nich środków w lokatach, papierach wartościowych czy na giełdzie - a nie tylko operacyjnej. Paradoksalnie, sektor finansowy, którego wydawało się, że obecna sytuacja pandemiczna bardzo mocno nie dotyka, tak jak inne branże usługowe, także ją odczuł. Choć z pewnością nie aż w tak dużym stopniu, jak np. hotelarstwo czy turystyka. Tak czy inaczej, wskutek koronakryzysu udział branży finansowej w tworzeniu naszego PKB zmalał. Już od dłuższego czasu widzimy także, że rentowność kapitałów własnych banków stopniowo maleje.

Ale jednak GUS-owskie marcowe badanie koniunktury pokazało, że banki i ubezpieczenia to jedna z nielicznych branż na plusie.
Trudno jednoznacznie wskazać przyczynę tego stanu rzeczy. Ale być może wynika to z faktu, że spora część banków po prostu przystosowuje się do funkcjonowania w zmienionych warunkach. Widzimy, że spora część zysków banków pochodzi ze stale przez nie podnoszonych stawek rozmaitych opłat. To także miało zresztą wpływ na podniesienie inflacji. Tak czy inaczej widać, że banki i inne instytucje finansowe przemodelowują swoje biznesy, dostosowując je do nowych warunków, zwłaszcza w sytuacji stóp procentowych bliskich zera.

W ostatnich miesiącach obserwujemy stale słabnącą złotówkę w porównaniu do głównych walut światowych. Czy już niedługo będziemy płacić 4 zł za dolara, a 5 zł - za euro?
Nie można wykluczyć takiego scenariusza. Jeśli deprecjacja naszej waluty będzie zbyt duża to negatywne tego efekty ostatecznie przeważą, nad tym, że słaba złotówka przynosi pozytywne efekty choćby w działalności eksportowej. Niestety do słabnięcia złotego przyczynia się też zapowiadane rozstrzygnięcie Sądu Najwyższego w sprawie kredytów frankowych, o którym mówiliśmy. Zapewne nie wzmocni tymczasem naszej waluty mocniejszy lockdown w związku z obecną falą zachorowań na COVID-19. Mimo to wydaje mi się, że 4 zł za dolara, a 5 - za euro byłoby scenariuszem skrajnym. Myślę, że w ciągu kilku najbliższych tygodni w miarę osłabiania się pandemii na skutek coraz większej skali szczepień, a także spodziewanego rozstrzygnięcia w sprawach frankowych w wersji „umiarkowanej” z punktu widzenia banków, powinno dojść do zahamowania tendencji do osłabiania się naszej waluty.

Podawane ostatnio przez GUS dane za styczeń br. odnośnie liczby turystów korzystających z noclegów wskazują, że - w stosunku do stycznia ub. roku - wskutek lockdownu polskie hotele odwiedziło ponad 10-krotnie mniej osób: z ok. 2,3 mln do zaledwie 213 tysięcy. Czy hotelarze mogą liczyć na choćby częściowe odbicie już w tegorocznym sezonie letnim?
Myślę, że jest na to szansa. Ponieważ obecna, trzecia fala pandemii będzie prawdopodobnie tą najgorszą, po której spodziewanym ustąpieniu sytuacja powinna się poprawiać. A więc w kolejnych miesiącach, gdy skala szczepień oraz dostaw szczepionek od ich producentów będzie się zwiększać, powinno się też zwiększać zainteresowanie zwłaszcza turystyką krajową. Rzecz jasna nie obejmie to hoteli i domów wczasowych nastawionych na turystykę w sezonie zimowym, często oferujących dodatkowo możliwość korzystania ze stoków narciarskich i innych tego typu sezonowych atrakcji. Dla właścicieli takich obiektów miniona zima jest sezonem straconym. Nie mogą się oni raczej spodziewać, że nadchodzący sezon letni zrekompensuje im straty poniesione w zimie. Generalnie będzie szansa na choćby częściowe odrobienie strat ale dla tych właścicieli hoteli, którzy mają ofertę skrojoną pod turystów przyjeżdżających w lecie. Choć przecież obecne zamknięcie dalej trwa, a wciąż nie wiadomo, czy otwarcie hoteli nastąpi już na majówkę, czy później. Obecny lockdown potrwa prawdopodobnie dłużej niż na dwa tygodnie, do 9 kwietnia. Mimo wszystko widzę szansę na nadrobienie strat przez hotelarzy w lecie, jednak może do tego dojść oczywiście pod warunkiem, że do tego czasu przetrwają.

Źródło

Skomentuj artykuł: