Kredyt bez wkładu własnego - droga do własnego M

Założenia rządowego programu kredytów bez wkładu własnego są słuszne. Jego ważnym zadaniem jest skrócenie nawet o kilka lat drogi do własnego mieszkania - wskazali w środowej analizie analitycy firmy HRE Investments.

Jak zwrócili uwagę Bartosz Turek i Oskar Sękowski z HRE Investments, program kredytów bez wkładu własnego, to program gwarancji. "Nie jest to dofinansowanie ze strony rządu. Dzięki gwarancji będzie można jedynie sfinansować cały koszt mieszkania lub domu. Za gwarancję będzie trzeba zapłacić" - zaznaczyli analitycy. Dodali, że kosztem będzie prowizja (1 proc. kwoty gwarancji).

Eksperci zauważyli, że osoby, które skorzystają z tego rodzaju długów i będą miały dzieci, będą ponadto mogły wnioskować o dofinansowanie z budżetu w formie nadpłaty kredytu (20 tys. zł przy drugim dziecku i po 60 tys. zł, w przypadku każdego kolejnego).

Jak wskazali, na 10 dni przed wejściem w życie ustawy wprowadzającej w Polsce kredyty bez wkładu własnego, rząd postanowił zliberalizować program. "Winne są limity cen mieszkań kwalifikujące do wsparcia. W dotychczasowej wersji nie przystawały one do cen obowiązujących w niektórych lokalizacjach, np. w Krakowie, Lublinie czy Szczecinie" - stwierdzili.

Turek i Sękowski podkreślili, że z programu będzie mógł skorzystać każdy, kto nie ma własnego „M”, ale też rodziny, które mieszkają w za małym mieszkaniu. "Posiadając zdolność i wiarygodność kredytową oraz pieniądze potrzebne na przeprowadzenie transakcji (prowizje, opłaty, taksa notarialna, podatki), będzie można zaciągnąć kredyt na zakup nieruchomości lub budowę domu bez wkładu własnego lub z niewielkim wkładem" - dodali.

Eksperci pozytywnie ocenili to, że rząd planuje preferencje i dopłaty dla osób zaciągających kredyt ze stałym oprocentowaniem.

"Są to kredyty, w przypadku których kredytobiorca ponosi niższe ryzyko, bo jest w mniejszym stopniu narażony na zmiany poziomu stóp procentowych. Niestety często kredyty takie mogą się okazać droższe – stąd potrzeba uatrakcyjniania tego rozwiązania"

ocenili.

Jak przypomniano, maksymalna kwota gwarancji, o którą będzie się można ubiegać to 100 tys. zł. "W myśl pierwotnej wersji ustawy gwarancja ma stanowić między 10 proc., a 20 proc. wkładu własnego. Dopiero zapowiedziana w maju 2022 r. nowelizacja zmieni tę zasadę i dopuści do programu też rodaków, którzy mają kilkunastoprocentowy wkład własny" - stwierdzono w komentarzu HRE Investments. Dodano, że będą oni mogli uzupełnić posiadany wkład własny rządową gwarancją. "Szykowana jest też (...) preferencja dla osób chcących zaciągnąć kredyt ze stałą stopą procentową, w przypadku których górną granicą gwarancji kredytowej ma być nie 20 proc., ale 25 proc. pożyczanej kwoty" - wyjaśniono.

Zdaniem analityków na "drodze do sukcesu programu stoi cykl szybkich podwyżek stóp procentowych". Zwrócili uwagę, że do niedawna największym problemem osób myślących o zakupie mieszkania na kredyt był wkład własny, a dziś jest nim zdolność kredytowa. "W efekcie nawet po wdrożeniu najnowszych zmian jest pewne, że program nie będzie cieszył się taką popularnością, jak było to planowane" - stwierdzili.

Zauważono, że pierwotnie rząd zakładał, że z gwarancją udzielanych będzie po 80 tys. kredytów rocznie. To oznacza, że skoro program wchodzi w życie połowie roku, jeszcze w tym roku powinno z niego skorzystać około 40 tys. kredytobiorców - oceniono. "Znaczne utrudnienie w dostępie do kredytów sugeruje jednak, że trudnym do osiągnięcia sukcesem będzie w tym roku udzielenie kilkanaście tysięcy kredytów z gwarancją" - uważają eksperci.

Według nich program będzie się rozkręcał z czasem. "Trzeba poczekać na normalizację cen materiałów budowlanych, spadek stóp procentowych i to, aby zdolność kredytowa przestała być największym problemem osób, które aby zrealizować marzenia o własnym +M+ potrzebują hipoteki" - przyznali.

"Same założenia rządowego programu są słuszne. Jego ważnym zadaniem jest skrócenie nawet o kilka lat drogi do własnego mieszkania" - podkreślili analitycy. Jak zaznaczyli, często tak długo młodzi rodacy zbierają bowiem pieniądze na wymagany przez banki wkład własny.

Zdaniem Turka i Sękowskiego, choć rządowy program powinien działać stymulująco na popyt, to nie powinien mieć znaczącego przełożenia na wzrost cen mieszkań. Powodzenie rządowego programu finalnie zależeć będzie w dużej mierze od banków i tego jaką ofertę kredytową przygotują - podsumowali.

26 maja wejdzie w życie ustawa o gwarantowanym kredycie mieszkaniowym. Przepisy umożliwią objęcie gwarancją części kredytu hipotecznego zaciąganego na zakup mieszkania, nie mniej niż 10 proc. i nie więcej niż 20 proc. wydatków, na którą zaciągany jest kredyt. Gwarancja zastępuje wymóg wniesienia wkładu własnego. W przypadku powiększenia gospodarstwa domowego możliwa będzie spłata rodzinna przez Bank Gospodarstwa Krajowego - 20 tys. zł w przypadku drugiego i 60 tys. zł w przypadku trzeciego i kolejnego dziecka.

Niedawno minister rozwoju i technologii Waldemar Buda zapowiedział zmiany, które mają uelastycznić i uatrakcyjnić program. Będzie to m.in. możliwość wniesienia większego wkładu własnego (według wchodzących w życie przepisów jest to do 10 proc.). W związku ze wzrostem cen mieszkań planowane jest też urealnienie wskaźników, które pozwalają zakwalifikować dane mieszkanie do programu. 

Źródło

Skomentuj artykuł: