Śmierć królowej Elżbiety II to – jak głosi medialny frazes - „koniec pewnej epoki”, jednak jest to również czas, gdy brytyjska gospodarka ma się nie najlepiej i zmiana na królewskim tronie nie wydaje się szczególnie pomocna. Jak podkreśla CNN, Wielka Brytania w trudnym czasie straciła "jeden z niewielu wyznaczników ciągłości i stabilności".
Królowa Elżbieta II, od 70 lat zasiadająca na brytyjskim tronie, zmarła 7 września w wieku 96 lat. Była najdłużej panującym brytyjskim monarchą, a od czasu jej koronacji w 1953 r. miało miejsce wiele znaczących wydarzeń i przełomowych zmian na świecie. Często wspomina się, że na czas panowania Elżbiety II przypadło aż 15 brytyjskich premierów, a jej śmierć – jak często powtarzają media na całym świecie – to „koniec pewnej epoki”.
Tron po matce objął niemłody już Karol III, a media na Wyspach spekulują, że nowy król zmieni nieco wizerunek brytyjskiej monarchii i na pewno będzie próbował bardziej angażować się w życie polityczne kraju niż Elżbieta II. Zmiana na tronie pokrywa się również ze zmianami w brytyjskim rządzie. Dwa dni przed śmiercią królową nową szefową Partii Konserwatywnej i zarazem nowym premierem została Liz Truss, dotychczasowa minister spraw zagranicznych w rządzie Borisa Johnsona.
Dla Wielkiej Brytanii moment zmiany władzy to czas – jak podkreślają media – trudny z wielu powodów. CNN Business wskazuje, że:
„Na tle gwałtownie rosnącej inflacji, spadającej waluty i najgorszego kryzysu związanego z kosztami życia od dziesięcioleci, kraj stracił jeden z niewielu wyznaczników ciągłości i stabilności”.
Okres żałoby i ograniczenia handlu oraz innych aktywności gospodarczych, jak szacuje CNN Business, będzie miało dostrzegalny wpływ na wyniki ekonomiczne, jednak nie tak duży, jak pierwotnie przewidywano. Rząd niemal w przeddzień śmierci monarchini ogłosił bardzo duży pakiet ratunkowy dla brytyjskiej gospodarki, jednak najbliższe dni gabinet Liz Truss będzie skupiony raczej na ekstraordynaryjnej sytuacji zmiany władzy królewskiej. Małym pozytywem dla gospodarki Królestwa może być fakt, że na razie swoje strajki z powodu śmierci Elżbiety II odwołali pracownicy poczty oraz kolei.
W związku z żałobą swoje posiedzenie odwołał m.in. Bank Anglii, który miał podjąć decyzję dotyczącą stóp procentowych. Spotkanie ma - w nowym terminie - odbyć się 22 września.
Na krótko przed śmiercią monarchini, gubernator Banku Anglii, Andrew Bailey stwierdził przed komisją finansów, że „niewiele można zrobić, by zapobiec wpadnięciu gospodarki brytyjskiej w recesję”, przekonując, że za zapaść gospodarczą odpowiada przede wszystkim inwazja Władimira Putina na Ukrainę. Inflację, podbijaną przede wszystkim przez ceny energii, bank centralny próbuje zdusić podnoszonymi już sześciokrotnie stopami procentowymi.
To właśnie kwestia rosnących cen energii i co za tym idzie - rachunków za jej zużycie, jest jednym z głównych problemów, przed którym staje rząd nowej premier. Liz Truss ogłosiła pakiet pomocowy, oparty na rządowych dopłatach do rachunków. Zapewniła, że przy tej formie wsparcie, gospodarstwa domowe nie będą płacić więcej niż 2500 funtów za energię rocznie przez najbliższe dwa lata. Pakiet ma wejść w życie od 1 października, a bez niego - gospodarstwa domowe musiałyby przygotować się wówczas na wzrost rachunków nawet o 80 proc. - średnia roczna płatność gospodarstwa wzrosłaby z niespełna 2000 do ponad 3500 funtów. W tym kontekście w Wielkiej Brytanii pojawił się ruch „Nie płać”, wzywający do bojkotu płatności nowych, podwyższonych październikowych rachunków.
W najbliższych miesiącach wprowadzone zostaną również pakiety wsparcia dla firm, szczególnie dla przedsiębiorstw w sektorach wrażliwych.
Według brytyjskiego ministerstwa skarbu, pakiet wsparcia dla Brytyjczyków będzie kosztować ponad 100 mld funtów i w założeniu może obniżyć szczytową inflację o nawet 5 punktów procentowych. Obecnie inflacja na Wyspach wynosi ok. 10 proc. i jest jedną z najwyższych wśród krajów wysoko rozwiniętych. Niektóre analizy sugerowały, że u progu nadchodzącego roku inflacja w Wielkiej Brytanii może sięgnąć nawet 20 proc. Bank Anglii twierdzi, że pik wyniesie ok. 13 proc.
Stopniowo maleje również popyt ze strony gospodarstw domowych, co wymuszone jest rosnącymi cenami i „zaciskaniem pasa”. Co więcej, analitycy z Goldman Sachs przewidują, że w 2023 r. gospodarka Wielkiej Brytanii może osiągnąć ujemny wzrost. Ponadto, w ostatnich dniach funt szterling zanotował najniższy od ponad 35 lat kurs względem dolara amerykańskiego.
W świetle niechybnego kryzysu na Wyspach pojawiają się także dyskusje o przyszłości monarchii i kosztach z nią związanych. Media przewidują, że trudny czas, w jakim znalazła się Wielka Brytanii, przymnoży pytań o sens dalszego funkcjonowania królewskiego dworu.
„Teraz, gdy nie ma już Elżbiety II, monarchia również musi się skończyć” - sugerowała na łamach „NYT” Maya Jasanoff.
Choć obrzędy pogrzebowe i koronacyjne na pewno pochłoną znaczne środki z państwowego budżetu, to według ekspertów, nowy król ma zamiar nieco „odchudzić” rodzinę królewską. Szczególnie, że w najbliższych miesiącach dwór będzie szczególny wystawiony na obserwację mierzących się z kryzysem obywateli. Jeszcze na początku 2022 r. za utrzymaniem monarchii w Wielkiej Brytanii opowiadało się ok. 60 proc. Brytyjczyków. Jak to poparcie ukształtuje się w nadchodzących latach? Najbliższe miesiące powinny dać tutaj pewną odpowiedź.