Łukasz Wardyn: Turystyka biznesowa w tarapatach [NASZ WYWIAD]

Turystyka biznesowa w dłuższej perspektywie pozostanie mniejsza. To nie tylko targi i konferencje, ale również podróże służbowe, spotkania u klienta i wewnątrz organizacji. Rzecz jasna coraz popularniejsze w obecnej sytuacji spotkania on-line nie zastąpią spotkań twarzą w twarz, ale popularność aplikacji ułatwiających e-kontakty z pewnością zmniejszy potrzebę organizowania dużych eventów i małych spotkań. Wiele globalnych firm utrzymuje nadal zakaz podróży służbowych - z Łukaszem Wardynem, dyrektorem CMC Markets na Europę Wschodnią, rozmawia Maciej Pawlak.

Tylko 4 proc. firm MŚP badanych przez PARP musiało zwolnić w ostatnich miesiącach swoich pracowników, a w lipcu, wg danych GUS, zatrudnienie wzrosło od czerwca o 66 tys. osób. Czy jest szansa, by to relatywnie wysokie zatrudnienie utrzymało się w kolejnych miesiącach?
Widzę na to małe szanse. Bo to, że tak niewielkie były zwolnienia, w dużej mierze wynikało z wprowadzonych przez władze rozmaitych pakietów pomocowych i rozwiązań systemowych, które umożliwiały racjonalnie utrzymywanie przez firmy dotychczasowego zatrudnienia. Niestety, funkcjonuje obecnie wiele sektorów wyjątkowo mocno odczuwających negatywny wpływ pandemii w kraju czy słabość partnerów handlowych w Europie. Tak więc trudno będzie na dłuższą metę utrzymać to relatywnie wysokie zatrudnienie.

Wspomniał Pan o branżach szczególnie negatywnie odczuwających obecną sytuację. Z badań przeprowadzonych przez izbę hotelarstwa wynika, że w lipcu frekwencja w hotelach była niższa niż w ub. roku. Czy sierpień, w którym ruszył bon turystyczny poprawi tę sytuację?
Nie wydaje mi się, żeby nastąpiła od razu znacząca poprawa. Ważne jest, jaka istnieje struktura w tej branży. Inaczej wygląda to w hotelach i kompleksach hotelowo-gastronomicznych nastawionych na działalność w sezonie letnim. Z kolei duża część branży skupia się na turystyce biznesowej - organizowaniu rozmaitych targów, forów i konferencji w największych miastach polskich. W tym segmencie jeszcze przez bardzo długi czas sytuacja nie powróci do normalności. Branża ta pozostanie w tarapatach. Perspektywy przed nią określiłbym jako bardzo słabe. A bon turystyczny na wiele się tu nie zda. Istnieje też zagrożenie - zobaczymy czy się zmaterializuje - że będzie to w dużym stopniu trwała zmiana. A więc, że turystyka biznesowa w dłuższej perspektywie pozostanie mniejsza. To nie tylko targi i konferencje, ale również podróże służbowe, spotkania u klienta i wewnątrz organizacji. Rzecz jasna coraz popularniejsze w obecnej sytuacji spotkania on-line nie zastąpią spotkań twarzą w twarz, ale popularność aplikacji ułatwiających e-kontakty z pewnością zmniejszy potrzebę organizowania dużych eventów i małych spotkań. Wiele globalnych firm utrzymuje nadal zakaz podróży służbowych. Widać to w Warszawie, gdzie obłożenie hoteli typowo biznesowych jest minimalne. Przy tym w pierwszych miesiącach pandemii było prawie zerowe. Ten okres zastoju trwa już więc naprawdę długo. A przecież przychody tego typu hoteli to nie tylko sprzedaż noclegów, ale i inne usługi, jak restauracje, bary i centra konferencyjne. Zatem branża ta, o czym już wspomniałem, znajduje się w dużych tarapatach. Trudno więc być optymistą co do jej najbliższych perspektyw.

Największe konferencje ekonomiczne, m.in. w Katowicach, Toruniu czy w Gdyni, nie odbyły się w swych zwyczajowych terminach w I półroczu. Zostały przełożone na koniec sierpnia-wrzesień. Zapewne nie odbędą się w swym dotychczasowym kształcie, lecz w dużej części on-line.
Właśnie. A przecież, oprócz tych wymienionych przez pana, organizowane są konferencje i targi, seminaria znacznie mniejsze, w skali regionalnej. I rzecz jasna też się nie odbywają.

GUS poinformował, że w I półroczu br. zarówno nasz eksport, jak i import, wykazały się nieco słabszymi wynikami niż przed rokiem. Jednak w samym czerwcu eksport odnotował kilkuprocentowy wzrost (w porównaniu z czerwcem ub.r.). Jakie będą wyniki handlu zagranicznego w kolejnych miesiącach?
Myślę, że pomagał nam w tym relatywnie słabszy w tamtym okresie złoty. Jak również efekt nagłego, skokowego odblokowania się gospodarek, łańcuchów dostaw, ale też zakupów konsumenckich. Jednak jednocześnie docierają do nas negatywne sygnały, i to od globalnych dostawców sprzętu IT - a zatem z branży przeżywającej boom, który zapewne będzie kontynuowany, przede wszystkim z USA. Otóż wielu ich odbiorców, po tym, gdy w I i II kwartale br. znacząco zwiększali swoje zamówienia, w związku z rosnącym i potencjalnym popytem w ich działalności, chce przystopować zakupy, bo pragną się przekonać, czy popyt na ich usługi będzie trwale wzrastał. Tak samo może to wyglądać w wielu innych branżach. Musimy więc obserwować, czy odbicie gospodarki będzie utrzymywać tempo. Można w tym względzie pozostawać bardzo umiarkowanym optymistą.

Czy kryzys polityczny na Białorusi może wywołać istotne zmiany na naszym rynku pracy?
Nie wydaje mi się, by mogło to mieć większe znaczenie dla naszej gospodarki czy rynku pracy. Jedynie gdyby sytuacja polityczna w tym kraju uległa znaczącemu pogorszeniu, zapewne na naszym rynku pracy pojawiłoby się więcej pracowników białoruskich. Z tym, że musiałby zaistnieć faktyczny popyt na pracę tych ludzi.

W ostatnich dniach cena złota za uncję przekroczyła 2 tys. dolarów. Jaki Pan przewiduje rozwój sytuacji na tym rynku w najbliższym czasie. Czy ten kruszec można polecać jako dobrą lokatę dla oszczędzających?
Według mnie złoto już jakiś czas temu przestało być „bezpieczną przystanią”. Jest obecnie aktywem bardziej spekulacyjnym - raczej w taki sposób radziłby podochodzić do inwestycji w ten kruszec. Natomiast fundamenty, dla których trzy-cztery lata temu złoto było mocno kupowane przez stabilnych inwestorów, w tym przez banki centralne, cały czas pozostają te same. Zatem potencjał napięć geopolitycznych na świecie trwa dalej, wręcz nieprzerwanie się materializuje. Podobnie jak wprowadzenie bardzo niskich stóp procentowych. Do tego doszły pewne problemy na samym rynku złota związane z pandemią. A więc są zagrożenia przestojów w wydobyciu metali, jego rafinacji, a także w transporcie. Zatem aspekty fundamentalne, z powodu których inwestorzy kupowali złoto, pozostały aktualne. Mimo, że faktycznie zauważalny jest ten poziom 2 tys. dol. za uncję, trend wzrostowy w odniesieniu do wartości złota na giełdach jest raczej spokojny. Nie ma bańki spekulacyjnej, w wyniku której ta wartość by stale i znacząco rosła. To dobry prognostyk. Jednak inwestowania w złoto nie traktowałbym jako przynoszącej zyski alternatywy dla oszczędzania. To moim zdaniem bardziej kolejne aktywo spekulacyjne, a więc inwestycja w nie wiąże się z dużym ryzykiem.

Źródło

Skomentuj artykuł: