Na szczycie klimatycznym batalia między bogatą Północą a biednym Południem

Na ONZ-owskiej konferencji klimatycznej COP27 w Egipcie od niedzieli spotykać się będą delegaci z prawie 200 krajów. Batalia rozegra się o to, by bogata Północ dotrzymała swoich obietnic i finansowo pomogła krajom rozwijającym się w walce ze zmianami klimatycznymi - przewiduje portal BBC.

Rozmowy w popularnym wśród polskich turystów kurorcie Szarm el-Szejk nad Morzem Czerwonym rozpoczynają się formalnie w niedzielę, a w poniedziałek co najmniej 120 szefów państw i rządów zbierze się na dwa dni intensywnych rozmów, by wypracować stanowiska m.in. w zakresie zmniejszenia emisji CO2, które zajmą ich negocjatorzy w ciągu kolejnych dwóch tygodni szczytu.

Dyskusje będą odbywać się w cieniu wywołanego przez m.in. wojnę na Ukrainie kryzysu energetycznego, żywnościowego i wzrostu cen na całym świecie. Z tego powodu przypuszcza się, że niewiele rządów bogatych krajów zechce wyznaczyć nowe istotne cele w zakresie redukcji emisji dwutlenku węgla lub zapewnienia nowej pomocy finansowej ubogim krajom, borykającym się ze skutkami kryzysu klimatycznego.

Każdy ze 197 sygnatariuszy Ramowej konwencji Narodów Zjednoczonych w sprawie zmian klimatu (UNFCCC) ma własne interesy i obawy, co może sprawić, że osiągnięcie jakiegokolwiek konsensusu będzie trudne.

Na konferencji klimatycznej w Glasgow w 2021 r. złożono wiele obietnic dotyczących m.in. redukcji emisji, finansowania konsekwencji zmian klimatycznych czy ochrony lasów. W tym roku przedstawiciele gospodarza, Egiptu, utrzymują, że ich konferencja będzie dotyczyć realizacji tych zobowiązań.

"Naprawdę oznacza to, że chodzi o pieniądze, a konkretnie o to, by zamożne kraje spełniły swoje obietnice finansowe, żeby pomóc rozwijającemu się światu w walce ze zmianami klimatycznymi. Należy oczekiwać batalii między Północą a Południem, między bogatymi a biednymi"

- zauważa BBC.

Zakończony porozumieniami paryskimi szczyt w stolicy Francji w 2015 r. był przełomem, ponieważ po raz pierwszy kraje rozwijające się zgodziły się, że najgorszych skutków zmian klimatycznych można uniknąć tylko wtedy, gdy wszystkie państwa na świecie ograniczą emisje dwutlenku węgla. W zamian za to kraje zamożne zadeklarowały pomóc w sfinansowaniu wysiłków tych biedniejszych, jednak nie dotrzymały tego zobowiązania.

Egipt zamierza forsować realizację nigdy niespełnionej obietnicy przekazywania przez kraje rozwinięte od 2020 r. 100 mld dolarów rocznie krajom rozwijającym, by pomóc im ograniczyć emisje i dostosować się do skutków ekstremalnych warunków pogodowych.

„100 mld dolarów to nie jest nawet ułamek potrzebnych kwot, bo te liczby idą w biliony. Ale to bardzo ważny, budujący zaufanie gest symboliczny"

- powiedział dziennikowi "Guardian" egipski dyplomata Wail Abulmaged.

Przewodniczący grupie 77 krajów rozwijających się Pakistan, który na początku tego roku doświadczył największych w historii powodzi, domaga się, by rozwinięty świat zgodził się również na tzw. mechanizm szkód i strat, polegający na rekompensowaniu nieuniknionych skutków zmian klimatycznych, taki jak powodzie czy susza, w krajach ubogich.

"Nie sądzę, by to było niemożliwe do spełnienia, biorąc pod uwagę, ile pieniędzy na świecie trafia na finansowanie wojen" – oceniła w tym tygodniu pakistańska minister klimatu Sherry Rehman.

Jednak kraje rozwinięte przypuszczalnie nie zgodzą się na te propozycje.

Chiny, największy na świecie emitent gazów cieplarnianych, doświadczyły w br. najgorętszego lata w historii, a mimo to zwiększają "czyste i wydajne wykorzystanie węgla", według słów prezydenta Xi Jinpinga z października. Spór dyplomatyczny o Tajwan skłonił Pekin do anulowania dwustronnych rozmów klimatycznych ze Stanami Zjednoczonymi i niewielu obserwatorów oczekuje, że podczas COP27 Chiny podejmą jakiekolwiek nowe zobowiązania.

Drugi co do wielkości emitent na świecie, Stany Zjednoczone, przybędzie na szczyt po zatwierdzeniu federalnej ustawy, która odblokuje biliony dolarów na inwestycje w czystą energię i transport (IRA), jednak działacze na rzecz ochrony środowiska obawiają się, że po wyborach środka kadencji 8 listopada Kongres przejdzie pod kontrolę Republikanów, którzy mogą opóźnić wdrażanie IRA.

Negocjując jako jedna grupa podczas rozmów klimatycznych ONZ, Unia Europejska, której emisje CO2 stanowią około 8 proc. sumy na świecie i od lat wykazują tendencję spadkową, zamierza nakłonić innych głównych emitentów do podniesienia ich celów w tym zakresie, jednak bez angażowania się w mechanizm szkód i strat.

Brazylia, RPA, Indie i Chiny tworzą blok szybko rozwijających się krajów o silnie zanieczyszczających środowisko gospodarkach. Każdy z nich zwrócił się do bogatych krajów o większe finansowanie przystosowania do kryzysu klimatycznego m.in. w ramach koncepcji UNFCCC "wspólnej, ale zróżnicowanej odpowiedzialności". Oznacza ona, że zamożne kraje, które w przeszłości wniosły najwięcej emisji do atmosfery, ponoszą większą odpowiedzialność za rozwiązanie tego problemu.

Przed szczytem organizacje pozarządowe obawiały się, że ich działalność zostanie ograniczona, ponieważ Egipt jest państwem autorytarnym, w którym tłumione są protesty. Abulmaged zapowiedział, że publiczne demonstracje będą dozwolone w Szarm el-Szejk, ale protestujący będą musieli się zarejestrować i dostać zgodę na udział w marszach.

Oczekuje się, że premier Wielkiej Brytanii Rishi Sunak weźmie udział w szczycie, podobnie jak prezydent Francji Emmanuel Macron i przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen wraz z licznymi przywódcami krajów afrykańskich, jako że jest to pierwszy od sześciu lat szczyt, który odbywa się w Afryce.

Do Egiptu uda się także prezydent USA Joe Biden, chociaż ze względu na wybory w USA, ma pojawić się mniej więcej w połowie rozmów.

Polskę będzie reprezentować m.in. prezydent Andrzej Duda.

Oczekuje się, że nie pojawią się na szczycie prezydent Chin Xi Jinping, premier Indii Narendra Modi i prezydent Rosji Władimir Putin.

Źródło

Skomentuj artykuł: