Anemiczny wzrost światowej gospodarki - to najnowsza prognoza Międzynarodowego Funduszu Walutowego. W średnim okresie globalna ekonomia odnotuje najniższe tempo wzrostu w ciągu ostatnich ponad 30 lat. Martwi również to, że oznaki zbliżającej się recesji widać w USA, a rentowność amerykańskich obligacji budzi niepokój.
Gospodarka światowa wchodzi w okres anemicznego wzrostu głównie z powodu napięć geopolitycznych i ich skutków. Taką ocenę wyraziła wczoraj szefowa MFW Kristalina Georgiewa, która podkreśliła, że w średnim okresie światowa gospodarka odnotuje najniższe tempo wzrostu w ciągu ostatnich 30 lat lub więcej.
Przemawiając w Waszyngtonie przed wiosennym spotkaniem MFW i Banku Światowego, Georgiewa zapowiedziała, że w ciągu najbliższych pięciu lat globalna ekonomia będzie rosła w średnim tempie 3 proc. rocznie. Jest to wartość niższa niż wcześniejsze prognozy i oznacza najbardziej pesymistyczną prognozę od 1990 roku dotyczącą przynajmniej średnioterminowego wzrostu.
W ciągu trzech dekad od początku lat 90. globalizacja doprowadziła do wyższych stóp wzrostu i pomogła wydobyć miliony ludzi z ubóstwa. Ponieważ jednak tendencja do protekcjonizmu nadal się umacnia, oczekuje się, że tempo globalnego wzrostu będzie niskie. W odniesieniu do rosyjskiej inwazji na Ukrainę i trwającej wojny Georgiewa podkreśliła, że "ta klęska nie tylko zabija niewinnych ludzi, ale zaostrza kryzys kosztów utrzymania i przynosi coraz większy głód na całym świecie."
Ostrzegła nawet, że wojna ta grozi zniszczeniem "dywidendy pokoju", którą społeczność światowa zdobyła w ciągu ostatnich trzech dekad. Przewidziała też, że "droga powrotna do solidnego wzrostu będzie szorstka i trudna, a więzi, które nas trzymają razem, mogą być dziś słabsze niż jeszcze kilka lat temu". I oczywiście nie omieszkała podkreślić, że anemiczny wzrost oznacza, iż "znacznie trudniej będzie ograniczyć ubóstwo, zasklepić rany otwarte przez pandemię i zaoferować wszystkim nowe, lepsze możliwości".
Na kolejne kwartały roku MFW przyłącza się do OECD i innych organizacji międzynarodowych, wzywając banki centralne do utrzymania kursu poprzez podnoszenie stóp procentowych. Georgiewa zauważyła, że tylko wtedy, gdy inflacja zostanie pokonana, powstaną solidne podstawy dla lepszych wyników gospodarki w średnim okresie.
Słowa Georgiewej wybrzmiały w sposób szczególny w świetle najnowszych danych ekonomicznych ze Stanów Zjednoczonych. Tamtejsza Rezerwa Federalna (Fed) już wkrótce może zostać zmuszona do odwrócenia kursu w sprawie zacieśniania polityki pieniężnej i krótko mówiąc: zostać zmuszona do obniżenia stóp procentowych w celu wsparcia największej gospodarki świata.
Powodem ma być zbliżająca się recesja amerykańskiej ekonomii - a głównym problemem staje się nie ograniczanie zatrudnienia w amerykańskich firmach, ale przede wszystkim rentowność amerykańskich obligacji rządowych, która zaczyna dowodzić obaw inwestorów o najbliższą przyszłość.
W ciągu ostatniego roku Fed zainicjował i stanowczo promował przejście na bardziej restrykcyjną politykę pieniężną oraz wielokrotnie zagrzewał rynek do dalszych podwyżek stóp w celu ograniczenia inflacji.
Patrząc jednak na to, jak kształtuje się rentowność obligacji, gracze rynkowi oceniają, że podwyżki stóp procentowych już zaczęły szkodzić wzrostowi gospodarczemu. Wrażenie, że gospodarka już odczuwa skutki dużego i ostrego wzrostu kosztów pożyczania, wydaje się uzasadnione przez opublikowane wczoraj dane dotyczące sytuacji na amerykańskim rynku pracy.
W marcu amerykańskie przedsiębiorstwa dodały do swoich list płac zaledwie 236 tys. miejsc pracy. Liczba ta sygnalizuje dość znaczące spowolnienie tempa wzrostu zatrudnienia i pokazuje, że agresywne podwyżki stóp przez Fed zaczynają wyraźnie wpływać na gospodarkę.