[NASZ WYWIAD] Bujak: Bez wzrostu liczby osób w wieku produkcyjnym jesteśmy „skazani” na wzrost produkcyjności

Trzeba się liczyć z tym, że wzrost kosztów budowy mieszkań będzie istotnie wpływał na wzrost ich końcowej ceny. I to nawet w najbliższych dwóch-trzech latach. Do tego dochodzą rosnące koszty transformacji energetycznej w budownictwie ze względu na bardzo ambitne cele klimatyczne wdrażane w Unii Europejskiej. Z Piotrem Bujakiem, głównym ekonomistą, dyr. departamentu analiz ekonomicznych PKO Banku Polskiego, rozmawia Maciej Pawlak

GUS podał, że w latach 2010-2020 wartość PKB przypadająca na 1 mieszkańca Polski zwiększyła się z 62 do 72 proc. średniej dla UE. Co jest głównym warunkiem przyspieszenia doganiania przez nas UE, tak, by na osiągnięcie przez Polskę średniej UE nie trzeba było czekać kolejnych trzech dekad?

Już w ostatnich kilku latach to średnie tempo doganiania przez Polskę średniej unijnej na pewno przyspieszyło. Ale, by było jeszcze szybsze trzeba spełnić kilka warunków. Jednak przede wszystkim musimy utrzymać wysoką konkurencyjność polskiej gospodarki. A także mocny wzrost produktywności, zwłaszcza przy obecnych negatywnych tendencjach demograficznych. Dodajmy do tego konieczność zwiększania inwestycji w infrastrukturę, a także w kapitał ludzki, tj. w edukację. Przyczyni się to także z pewnością do rozwoju takich dziedzin gospodarki, które są nośnikiem wzrostu jej produktywności.

To znaczy?

Chodzi przede wszystkim o sektor usług informatycznych - wszystko, co związane jest z programowaniem. Ale także np. z automatyzacją procesów produkcyjnych i to w każdej niemal branży, także w usługach. A w zakresie robotyzacji wciąż jeszcze mocno odstajemy od innych krajów, w tym z naszego rejonu Europy. Choć jednocześnie jeśli chodzi o usługi informatyczne, informatyków, inżynierów - jesteśmy na bardzo wysokim poziomie i w czołówce naszego regionu, a nawet w Unii Europejskiej. Taki stan rzeczy, biorąc pod uwagę nasze tendencje demograficzne i bardzo niskie bezrobocie, stanowi wręcz szansę, by utrzymać szybkie tempo wzrostu gospodarczego, a dzięki temu także szeroki zakres transferów socjalnych, pozwalających żyć na coraz lepszym poziomie coraz liczniejszych grupom Polaków. A zatem kluczowe dla doganiania Europy okazują się dziedziny mające największy wpływ na rozwój gospodarczy: wzrost inwestycji w infrastrukturę, automatyzacja, robotyzacja, cyfryzacja, IT. A do tego należy dodać aspekt społeczny, tj. utrzymanie transferów społecznych z ostatnich lat, wprowadzanych kolejnych programów „z plusem”. Bowiem zapewnia to wyrównywanie różnic w poziomie życia naszych obywateli, wzmacnia poczucie bezpieczeństwa socjalnego, pozwala zachować stabilność społeczną, a także polityczną, która zawsze sprzyja wzrostowi gospodarczemu.

W ostatnim roku w Polsce, wg danych GUS, urodziło się niespełna 340 tys. dzieci, najmniej od co najmniej 70 lat. To jeden z negatywnych skutków pandemii. Jakie skutki dla naszej gospodarki w kolejnych latach niesie niski przyrost naturalny? Jak można temu przeciwdziałać?

To zjawisko faktycznie stanowi zagrożenie. A bez wzrostu liczby osób w wieku produkcyjnym jesteśmy w jeszcze większym stopniu „skazani” na wzrost produkcyjności. Ale też coraz większe znaczenie będzie odgrywać polityka imigracyjna. A więc to, że musimy korzystać ze wsparcia pracowników zagranicznych. To się zresztą już dzieje. Na szczęście nie rodzi to u nas jakichś większych problemów społecznych ze względu na strukturę narodowościową tej imigracji. Moim zdaniem to nie jest tak, że nie da się niczego zrobić z tymi niekorzystnymi zjawiskami demograficznymi. Program 500+ może w tym kontekście nie przyniósł jakichś znaczących efektów. Ale traktowałbym go jako tylko jeden z wielu potrzebnych dla poprawienia demografii elementów. 

Co jeszcze zatem należałoby zrobić dla zwiększenia przyrostu naturalnego w naszym kraju?

Potrzebne jest tu bez wątpienia wsparcie systemowe. Chodzi o to, by ludzie młodzi, ale też i w średnim wieku, mieli poczucie, że mogą bezpiecznie myśleć o swojej przyszłości, że posiadanie dzieci nie stanie się w żadnym momencie dla nich obciążeniem ekonomicznym, którego nie będą w stanie unieść. Zatem transfery typu 500+ - na pewno: tak. Ale też łatwy dostęp do żłobków, przedszkoli, czy szkół wysokiej jakości. To wszystko jest bardzo potrzebne. 

5,8% bezrobocia w sierpniu to powód do optymizmu. Jak jednak relatywnie niskie bezrobocie może się przekładać w kolejnych miesiącach na ewentualny dalszy wzrost płac u pracowników, którzy nie mając problemów ze znalezieniem pracy, częściej występują o podwyżki? Jak ewentualne kolejne podwyżki płac wpłyną na sytuację finansową przedsiębiorstw?

Receptą jest to - o czym już wcześniej mówiliśmy - tj. wzrost produktywności przedsiębiorstw. Jeśli wzrost płac będzie powiązany ze wzrostem produktywności to sytuacja finansowa naszych firm nie ulegnie pogorszeniu. To fakt, że niskie bezrobocie sprzyja pracownikom, zwiększa ich siłę przetargową na rynku pracy i oznacza, że płace mogą dalej rosnąć. I to wysokim tempie, jakie ostatnio obserwowaliśmy. Jeżeli przy tym chcemy uniknąć utraty konkurencyjności przez polską gospodarkę w związku ze wzrostem kosztów pracy, to musimy wrócić do punktu wyjścia, tj. do wzrostu produktywności i inwestycji w rozwój infrastruktury, w kapitał ludzki, umiejętności, edukację.

Według GUS we wrześniu odnotowano poprawę zarówno obecnych, jak i przyszłych nastrojów konsumenckich w stosunku do poprzedniego miesiąca. Tzw. bieżący wskaźnik ufności konsumenckiej (BWUK), syntetycznie opisujący obecne tendencje konsumpcji indywidualnej, wyniósł - 13,0 i był o 1,6 p. proc. wyższy w stosunku do poprzedniego miesiąca. Z jakiego powodu nastroje konsumenckie poprawiają się, mimo, iż pandemia nie ustępuje?

Moim zdaniem dzieje się tak z powodu bardzo dobrej sytuacji na rynku pracy. A więc niskiego bezrobocia, rosnących płac. A także poczucia, że z pandemią poradziliśmy sobie nie gorzej niż w innych państwach europejskich. Ludzie nie obawiają się obecnie pandemii tak bardzo, jak w jej pierwszych miesiącach. A jednocześnie dostrzegają poprawę warunków ekonomicznych w większej części naszej gospodarki. W wielu jej sektorach już obecnie sytuacja jest lepsza niż przed wybuchem pandemii. To jest odczuwalne coraz powszechniej, stąd ta poprawa nastrojów. Jednocześnie w niektórych branżach gospodarki wciąż występują problemy, a bezrobocie jest jednak nieco wyższe niż przed pandemią. Stąd poziom optymizmu konsumentów nie jest jeszcze na najwyższych poziomach, takich, jak jeszcze na krótko pandemią. 

Ceny materiałów i robót budowlanych według GUS wzrosły w lipcu średnio od 2 do 7 proc. w porównaniu z lipcem ub.r. Jak bardzo wzrost cen w budownictwie stanowi trwałą tendencję? W jakiej mierze przekłada się na wzrost cen nowych mieszkań? 

Koszty samej budowy to niejedyny składnik ceny mieszkania oddawanego do użytku. Składają się na nią także ceny gruntów, koszty robocizny. Nie można także zapominać o marży dewelopera - to jest naturalne w każdym biznesie. Dochodzą do tego także koszty bezpieczeństwa: funkcjonowania Deweloperskiego Funduszu Gwarancyjnego. Choć przy tym koszty budowy odgrywają na pewno istotną rolę - wzrost kosztów w tym obszarze istotnie przekłada się rosnące ceny mieszkań. I wydaje się, że ta tendencja nie ulegnie w najbliższym czasie wyhamowaniu. Zresztą jeszcze co najmniej przez kilka kwartałów, i to na całym świecie, podobnie będzie się dziać z rozmaitymi cenami, surowców, materiałów czy półfabrykatów, w tym tych używanych w budownictwie. Do tego dochodzą rosnące w solidnym tempie koszty pracy w budownictwie - branży, w której rośnie liczba zleceń na kolejne inwestycje i duży popyt na pracowników - tam presja płacowa może być większa niż w całej gospodarce. Zatem trzeba się liczyć z tym, że wzrost kosztów budowy mieszkań będzie istotnie wpływał na wzrost ich końcowej ceny. I to nawet w najbliższych dwóch-trzech latach. Do tego dochodzą rosnące koszty transformacji energetycznej w budownictwie ze względu na bardzo ambitne cele klimatyczne wdrażane w Unii Europejskiej. Ten czynnik, spełnianie rozmaitych norm klimatycznych, dotknie budownictwo w większym stopniu niż dotychczas i będzie się przekładać na koszty budowy i ostateczną cenę mkw. mieszkania.

Źródło

Skomentuj artykuł: