NASZ WYWIAD! Dominik Kolorz: Albo zielona rewolucja albo miejsca pracy

NSZZ „Solidarność” podjęła decyzję o złożeniu do Komisji Europejskiej wniosku o zawieszenie opłat za emisję dwutlenku węgla (CO2) pobieranych w ramach Europejskiego Systemu Handlu Emisjami (ETS). Wniosek ten właśnie dopracowujemy – mówi Dominik Kolorz, przewodniczący Zarządu Regionu Śląsko-Dąbrowskiego NSZZ Solidarność w rozmowie z Mariuszem Andrzejem Urbanke.

Przewodniczący Komisji Krajowej NSZZ "Solidarność" Piotr Duda wystosował apel do członków związku o odpowiedzialność. Proponuje przede wszystkim powściąganie emocji i zaniechanie prób rozgrywania swoich interesów w czasach panującej na świecie epidemii, ale i odpowiedzialność w pracy. Tymczasem w zarządzie śląsko- dąbrowskiej Solidarności nadal ruch, wielu pracowników na stanowiskach. Czy to konieczne?
To już ostatni dzień tak intensywnego działania, od jutra będą tylko dyżury, większość z nas będzie pracować zdalnie, choć wbrew pozorom zadań nam nie ubyło. Musimy się przyglądać sytuacji w poszczególnych zakładach pracy, czy są tam przestrzegane wymagania wynikające z nowych przepisów sanitarnych i podstawowe zasady BHP. Niestety, mamy sygnały, że nie wszędzie jest taka dyscyplina jak w górnictwie, mamy nawet informacje od członków, że niektórzy pracodawcy nie dbają o zabezpieczenie pracowników, są i informacje o nadużyciach. A przecież nasza rola polega na tym, żeby w każdej sytuacji nasi członkowie mogli liczyć na pomoc. W dodatku dziś mamy szczególne zadanie - NSZZ „Solidarność” podjęła decyzję o złożeniu do Komisji Europejskiej wniosku o zawieszenie opłat za emisję dwutlenku węgla (CO2) pobieranych w ramach Europejskiego Systemu Handlu Emisjami (ETS). Wniosek ten właśnie dopracowujemy.

A to ciekawe – czyli powstaje on na Śląsku, a nie w centrali Solidarności?
Wszystko robimy w uzgodnieniu z centralą, a wniosek zostanie wysłany do Brukseli dopiero, gdy podpisze go przewodniczący.

Solidarność uważa, że w sytuacji pandemii miliardy złotych, które dzisiaj idą na zakup wspomnianych uprawnień potrzebne są polskiej i unijnej gospodarce. Ale z naszych rozmów z europosłami wynika, że w Brukseli woli zmian w założeniach zielonej rewolucji nie ma. Nie obawia się Pan, że trudzicie się na darmo przygotowując ten wniosek?
Unia, co pokazała epidemia, to kolos na glinianych nogach. Nie ma tam ani pieniędzy na zieloną rewolucję ani na ratowanie gospodarki, która popadła w kryzys jeszcze głębszy niż w 2008 roku. Jedyną metodą ratunku jest poluzowanie administracyjnych nakazów wymyślonych w Brukseli, które dziś dławią nie tylko górnictwo, ale i hutnictwo i inne branże energochłonne. Dlatego to m.in. z naszej inicjatywy Komisja Krajowa NSZZ „Solidarność” wezwała polski rząd do zablokowania koncepcji tzw. „neutralności klimatycznej”. Premier Mateusz Morawiecki wywalczył na unijnym szczycie tzw. rabat klimatyczny, który pozwala prowadzić transformację przemysłową w naszym kraju w wolniejszym tempie. To znaczący sukces. Jak bowiem wynika z naszych szacunków, koszt tzw. zielonej transformacji polskiej gospodarki wyniesie od 500 do 700 mld euro. W związku z powyższym zgoda Polski na przyjęcie jakichkolwiek nowych celów klimatycznych powinna być uzależniona od zapisana w budżecie UE środków na wsparcie dla takich krajów jak Polska.  Jednak widzimy, że na to pieniędzy w obecnej sytuacji nie ma i nie będzie. Stąd wniosek o zawieszenie zbędnych obciążeń dla firm, jakimi są koszty zakupu uprawnień do emisji.

Paweł Sałek, doradca prezydenta Andrzeja Dudy zaproponował niedawno, żeby na czas kryzysu związanego z koronawirusem zawiesić opłaty w europejskim systemie handlu emisjami. Podobną propozycję przedstawił Janusz Kowalski, wiceminister aktywów państwowych i poseł PiS. Bruksela uparcie pomija jednak te apele. Europosłowie PiS uważają, że Komisja Europejska boi się utraty poparcia zielonych, od których zależy jej istnienie.
Jak tak dalej będzie robić, to nie będzie ani Komisji ani Unii, bo widać, jak ten system rozpada się na naszych oczach. W dobie pandemii państwa przestały być solidarne, każde ratuje siebie – i wiele robi to lepiej, nić cała UE. Musimy więc wybierać – albo zielona rewolucja, albo miejsca pracy i zapewnienie bezpieczeństwa ekonomicznego firmom i obywatelom. O dramacie na rynku stli mówimy dziś nie tylko my, ale i eksperci. W Jastrzębskiej Spółce Węglowej produkcja koksu jest obecnie najniższa od lat, bo hutnictwo zamiera ponosząc ogromne i wciąż rosnące koszty związane z koniecznością zakupu uprawnień do emisji dwutlenku węgla. To sprawia, że europejski przemysł stalowy staje się całkowicie niekonkurencyjny wobec hut zlokalizowanych poza UE, gdzie nie obowiązują obostrzenia związane z emisją gazów cieplarnianych. Koszty zakupu uprawnień do emisji dwutlenku węgla uderzają też bezpośrednio w konsumentów. Uprawnienia do emisji CO2 w ciągu ostatnich dwóch lat podrożały z 5 do 25 euro za tonę. Ostatnio tanieją, ale podwyżki już doprowadziły do wzrostu cen energii elektrycznej dla odbiorców indywidualnych, a przede wszystkim dla firm i samorządów. Tymczasem dzisiaj mamy sytuację dramatyczną, bo pracodawcy otwarcie już mówią o konieczności obniżenia płac, a nawet zwolnień. Droga energia to także wyższe koszty utrzymania domu i wyższe ceny w sklepach. Dlatego zdecydowaliśmy się na złożenie tego wniosku i mamy nadzieję, że decyzje w tej sprawie zapadną szybko.

Źródło

Skomentuj artykuł: