[NASZ WYWIAD] Kozłowski: II połowa obecnego roku powinna przynieść lepsze wyniki aktywności gospodarczej
Jakkolwiek wiele nadziei jest związanych z tym, że poprawia się dostępność kredytów dzięki rządowym programom, czy też złagodzonym wymogom nadzoru ostrożnościowego, tj. KNF-u, to mimo wszystko wciąż daleko nam do popytu na takich poziomach, jakie obserwowaliśmy w przeszłości. Poza tym deweloperzy wciąż dysponują zasobem działek, na których zabudowę uzyskiwano pozwolenie wcześniej, jeszcze w czasie lepszej koniunktury, a teraz te prace zostały ukończone. Ale wśród firm deweloperskich obecnie panuje dużo ostrożniejsze podejście do realizacji nowych projektów mieszkaniowych. Z Łukaszem Kozłowskim, głównym ekonomistą Federacji Przedsiębiorców Polskich, wiceprezesem Centrum Analiz Legislacyjnych i Polityki Ekonomicznej, rozmawia Maciej Pawlak.
Z czerwcowego badania GUS ogólnego klimatu koniunktury gospodarczej wśród polskich przedsiębiorców wynika, że jedynie branża IT (informacja i komunikacja) osiągnęła wartości dodatnie, zaś spośród pozostałych badanych branż na stosunkowo niewielkim minusie pozostają cztery: handel hurtowy, handel detaliczny, transport i gospodarka magazynowa oraz zakwaterowanie i gastronomia. Stosunkowo najgorszy klimat koniunktury panuje w przetwórstwie przemysłowym i budownictwie (odpowiednio: -11,9 pkt i -9,7 pkt). Jakie są szanse na to by zwłaszcza przemysł wyszedł na prostą?
Niestety wygląda na to, że mamy do czynienia ze zjawiskiem przedłużonego dołka aktywności gospodarczej. Ponieważ o ile jeszcze przez długi czas powszechnym oczekiwaniem było, że najtrudniejszym okresem będzie I kwartał br., a od II kwartału rozpocznie się odbudowa aktywności w naszej gospodarce. Wygląda jednak na to, że ten cykl się przesunął. I II kwartał wciąż nie wygląda najlepiej, co wyraźnie widać w bieżących danych pokazujących np. dynamikę sprzedaży detalicznej czy dynamikę produkcji przemysłowej. Oba te wskaźniki niestety wykazują w ujęciu rocznym spadki i to w dość poważnej skali. Niestety fundamentalnym problemem pozostaje słaby popyt na rynku. Konsumenci są ostrożni, gdy panuje niepewność otoczenia gospodarczego, kiedy realne dochody kurczą się, ponieważ jednak tempo wzrostu dochodów gospodarstw domowych rośnie wolniej niż ceny. Wobec tego w sytuacji, kiedy dostęp do finansowania, uwarunkowany przede wszystkim kosztem kredytu, jest mniejszy. W konsekwencji dochodzi do słabości konsumpcji, co przekłada się również na aktywność w wielu branżach - mniejszą liczbę zamówień i mniejszą wielkość pracy do wykonania. A jednocześnie jest to też odczuwalne przez branże eksportowe.
W jaki sposób?
Ponieważ słabość konsumpcji występuje nie tylko w Polsce, ale i u naszych partnerów handlowych za granicą. Przy czym złoty się umacnia, chociaż raczej nie określałbym tego, jako dużego problemu w kontekście możliwości rozwoju naszego eksportu. Ponieważ jednak sytuacja ubiegłoroczna, kiedy słabość złotego połączona była z wysokimi cenami energii, stanowiła dużo gorszą kombinację niż ten miks, który funkcjonuje obecnie, tj. tańsza energia i mocniejszy złoty.
Czy przewidywania wielu ekspertów, że w IV kwartale rozpoczną się spadki stóp procentowych, a jednocześnie inflacja zmniejszy się poniżej 10 proc., mogą się przełożyć na odbicie przemysłu?
Myślę, że II połowa obecnego roku powinna przynieść lepsze wyniki aktywności gospodarczej. Ożywienie nie będzie gwałtowne, ale powinny objawić się pierwsze oznaki poprawy koniunktury.
We wspomnianym badaniu koniunktury GUS w czerwcu słabe o oprócz przemysłu - okazały się także wyniki dotyczące budownictwa. Tymczasem kolejne dane GUS, dotyczące produkcji budowlano-montażowej (w cenach stałych) wskazują, że zrealizowana na terenie kraju przez firmy budowlane co najmniej 10-osobowe w maju była niższa o 0,7% w porównaniu z majem ub. r., ale wyższa o 12,2% w stosunku do kwietnia br. W jak dużym stopniu poprawę sytuacji w całym budownictwie może umożliwić zapowiadany przez większość ekspertów powrót koniunktury w budownictwie mieszkaniowym?
Jednak na razie sektor budownictwa mieszkaniowego stanowi wciąż czynnik, który generuje spadki. Myślę więc, że jakkolwiek wiele nadziei jest związanych z tym, że poprawia się dostępność kredytów dzięki rządowym programom, czy też złagodzonym wymogom nadzoru ostrożnościowego, tj. KNF-u, to mimo wszystko wciąż daleko nam do popytu na takich poziomach, jakie obserwowaliśmy w przeszłości. Poza tym deweloperzy wciąż dysponują zasobem działek, na których zabudowę uzyskiwano pozwolenie wcześniej, jeszcze w czasie lepszej koniunktury, a teraz te prace zostały ukończone. Ale wśród firm deweloperskich obecnie panuje dużo ostrożniejsze podejście do realizacji nowych projektów mieszkaniowych. Problemem jest także sytuacja firm wykonawczych przy wciąż niestabilnych warunkach rynkowych, tym że, w porównaniu do sytuacji sprzed dwóch-trzech lat, koszty realizacji kontraktów są wyższe, mimo uspokojenia w niektórych obszarach. A w pewnych przypadkach wynagrodzenie wykonawców robót budowlanych się nie zmieniło. Istnieje więc problem z waloryzacją tych wynagrodzeń. W zasadzie tylko w ramach inwestycji drogowych funkcjonuje odgórny system waloryzacji tych kontraktów, a w innych przypadkach tego nie ma. Mimo wszystko wydaje się, że problemy wykonawców mogą przekładać się na mniejszą skalę na sytuację w całej branży budowlanej.
Gdyby udało się uruchomić środki z KPO, to by poprawiło jej sytuację?
Na razie, zdecydowanie tak. Inwestycje publiczne realizowane w ramach napływu środków europejskich, czy to z funduszy strukturalnych, czy w ramach KPO, na pewno pomogłyby ustabilizować branżę i wykorzystać zasoby, którymi branża dysponuje. Bo problem polega na tym, że firmy dysponują zbudowanym na dobre czasy parkiem maszynowym oraz odpowiednią liczbą pracowników. Wobec tego w sytuacji, gdy przez dłuższy czas poziom aktywności w branży będzie zmniejszony, to siłą rzeczy zdolności wytwórcze w zakresie budowy obiektów infrastrukturalnych, użyteczności publicznej, mieszkaniowych, zakładów przemysłowych, czy innych, po prostu będą mniejsze. To może niestety utrudnić późniejszy powrót do zwiększonych obrotów w branży budowlanej. To właśnie dlatego inwestycje publiczne i finansowane z funduszy europejskich mogą być ważnym przejściowym czynnikiem, który pozwoli uniknąć nadmiernych wahań w działalności w budownictwie.
W styczniu-maju br. oddano do użytkowania 93,7 tys. mieszkań, tj. 2,5% więcej niż w styczniu-maju 2022. Deweloperzy przekazali do eksploatacji 51,0 tys. mieszkań – o 1,3% mniej niż przed rokiem, natomiast inwestorzy indywidualni – 41,2 tys. mieszkań, tj. o 7,6% więcej. Jednocześnie liczba mieszkań, na których budowę wydano pozwolenia lub dokonano zgłoszenia z projektem budowlanym w tym samym okresie wyniosła 91 tys., a więc spadła o 33,3% r/r. Równocześnie rozpoczęto budowę 69,5 tys. mieszkań, tj. o 27,4% mniej niż przed rokiem. Kiedy budownictwo mieszkaniowe nabierze znów rozpędu?
Sądzę, że z uwagi na to, że wciąż kończone są inwestycje, które były podejmowane 2 czy 3 lata temu, gdy podejmowano je na większą skalę, to mimo ogólnego zwiększenia się popytu na mieszkania w najbliższym czasie, działania deweloperów będą ukierunkowane przede wszystkim na sprzedaż istniejącego zasobu, aniżeli na podejmowanie nowych inwestycji. Myślę, że w pierwszym rzędzie powrót znacząco większego optymizmu wśród potencjalnych nabywców mieszkań, a nie obniżanie stóp procentowych, przyniesie deweloperom przekonanie o trwałości powrotu koniunktury. Popyt na tym rynku został zduszony do bardzo niskich poziomów, nawet niższych od realnego zapotrzebowania na mieszkania. Natomiast jego odrodzenie nie spowoduje automatycznie, że wróci natychmiast powróci do obrotów, jakie były jeszcze dwa lata temu. Stąd myślę, że deweloperzy będą rozpoczynać nowe inwestycje ze sporą dozą ostrożności, nie wystąpi póki co jakaś duża fala nowych projektów. Raczej w dalszym ciągu będą zachowywać się oni defensywnie i wyprzedawać te zapasy mieszkań, którymi wciąż dysponują.
Powrót koniunktury w mieszkaniówce nastąpi więc raczej najwcześniej w przyszłym roku?
Potrwa to nawet rok-dwa.
Sprzedaż detaliczna w cenach stałych w maju była niższa niż przed rokiem o 6,8% (wobec wzrostu o 8,2% w maju 2022 r.). Także w porównaniu z kwietniem br. nastąpił spadek sprzedaży detalicznej - o 1,0%. Podobnie w styczniu-maju br. sprzedaż zmalała r/r o 5,9% (w 2022 r. wzrost o 10,6%). Czy to tylko efekt tzw. wysokiej bazy z zeszłego roku czy stoją za tym także inne przyczyny? Jakie widać szanse na zwiększenie wielkości sprzedaży detalicznej w kolejnych miesiącach?
Uważam, że to nie jest tylko efekt bazy, tylko odzwierciedlenie realnej słabości konsumpcji w Polsce, która wynika z tego, że dochody gospodarstw domowych realnie nie przyrastają, tylko się kurczą. Zaś inflacja osiągnęła taki poziom, że konsumenci wciąż reagują poprzez ograniczanie popytu. Co więcej, widać, że oszczędzają na wszystkim, ponieważ doszło do spadków sprzedaży zarówno w kategorii artykułów RTV, AGD czy mebli, czyli dóbr trwałego użytku. Są to spadki rzędu 15% realnie rok do roku. Ale jednocześnie doszło do spadków sprzedaży paliw - o 11-12%, ale też i żywności - mniej więcej 5%, a nawet na lekach. Zarówno chodzi o towary szybko zbywalne, takie na bieżące potrzeby - w odniesieniu do nich oszczędzamy być może mniej, szukamy jednak tańszych zamienników i jako konsumenci ograniczamy plany większych zakupów. To jest przede wszystkim uwarunkowane sytuacją finansową i nastrojami konsumentów, które wciąż nie wyglądają najlepiej. Może w końcówce roku zaczną się poprawiać