[NASZ WYWIAD] Kuźmiuk: Jeśli zmniejszy się popyt, producenci rolni będą musieli spuścić z tonu

Producenci rolni mogą żądać każdych cen. Ale jeśli zmniejszy się popyt, to będą musieli spuścić z tonu. A przecież wciąż występuje wzrost kosztów wytwarzania zbóż, ceny nawozów są ciągle niebotyczne. Wprawdzie uruchomiliśmy w tamtym roku dotacje dla rolników, a w tym roku też są zapowiedziane, to jednak wzrost cen środków ochrony roślin, pracy, koszty energii, wszystko to wciąż rośnie i to w oczywisty sposób przekłada się na ceny żywności. Z europosłem Zbigniewem Kuźmiukiem (PiS), członkiem komisji budżetowej Parlamentu Europejskiego, rozmawia Maciej Pawlak

Inflacja HICP dla całej UE wyniosła w marcu 8,3% (wobec 9,9% w lutym i 10% w styczniu); w strefie euro - 6,9%. Najwyższa była na Węgrzech (25,6%); w Polsce i Litwie – po 15,2%, najniższa w Luksemburgu (2,9%) i w Hiszpanii (3,1%); zaś w Niemczech wyniosła 7,8%. Jak bardzo obniży się do połowy br. i na koniec br.?
Wygląda na to, że będzie spadała nieco wolniej niż prognozowano. Ale z dużym prawdopodobieństwem, mówię o inflacji w Polsce, jeżeli warunki zewnętrzne nie ulegną nagłemu pogorszeniu, to w ostatnim kwartale powinna być jednocyfrowa. Pewnie nie będzie wynosiła 7%, jak wcześniej się jeszcze spodziewano, ale gdzieś między 8, a 10% powinniśmy się zmieścić. Oczywiście średnia za cały rok 2023 będzie niestety dwucyfrowa, choć wyraźnie mniejsza niż w tym roku. Jak wspomniałem bardzo dużo zależy od czynników zewnętrznych

A konkretnie?
Od tego co się dzieje na rynkach surowców energetycznych i rolnych. Wprawdzie ich ceny spadają, ale przecież nie wróciły jeszcze do poziomu sprzed wojny. Co więcej, w sytuacji kiedy będą nasilały się działania zbrojne za naszą wschodnią granicą, to nerwowość na rynkach, na pewno będzie rosła, więc to musimy brać pod uwagę. Rzeczywiście, ponieważ te czynniki zewnętrzne w 2/3 wpływają na inflację, to jeżeli one działają, wtedy polityka monetarna banku centralnego staje się trudniejsza.

Jeszcze do niedawna wśród krajów unijnych z najwyższą, ponad 20% inflacją znajdowały się trzy państwa bałtyckie: Litwa, Łotwa i Estonia. Obecnie spadła w nich jednak do poziomu kilkunastu proc. Nieco zaskakująca wydaje się obecnie ponad 25% inflacja na Węgrzech, w których, jako w jedynym kraju unijnym wynosi od kilku miesięcy nieprzerwanie powyżej 25%. Skąd się to wzięło?
Węgrzy popełnili trochę błędów związanych z regulacją cen, m.in. wprowadzili urzędową cenę na paliwa, co w najtrudniejszym momencie rzeczywiście im pomagało. Ale kiedy się ingeruje w rynek, to po rezygnacji z takiej ingerencji następuje odbicie i to głównie dotyczy cen paliw. Zadziwiające przy tym, że oni ciągle jeszcze w dużej mierze korzystają z surowców rosyjskich, a te są przecież tańsze niż surowce z innych kierunków, a mimo tego eksplozja cen paliw na Węgrzech, która nastąpiła w wyniku powrotu do cen rynkowych, była rzeczywiście spora. Eksperyment węgierski pokazuje, że administracyjna ingerencja w ceny, na etapie jej stosowania pomaga. Ale, gdy jest zbyt głęboka, przychodzą tego konsekwencje rynkowe. To stanowi również ostrzeżenie dla polityków, żeby tego typu instrumentów używać rzadko.

Jak bardzo na ceny żywności w Polsce przekładają się obecne problemy z ukraińskim zbożem i innymi produktami żywnościowymi (cukru, wieprzowiny) z tego kraju, które zamiast w krajach trzecich, znalazły się u nas?
Gdyby w naszym kraju w segmencie żywnościowym rządziły zachowania rynkowe to wskutek nadwyżek zbóż, ceny mąki, pieczywa, makaronów powinny iść w dół, a nie poszły. Mamy do czynienia z mocowaniem się z rynkiem. To jest powód ostatnich protestów. Producenci rolni uznali, że jeżeli pszenica w ub. roku była po 1400 zł/tonę, to na przednówku ceny powinny być bardzo podobnie. A nie są. Stąd to niezadowolenie, bo zboża ukraińskiego napłynęło naprawdę sporo, zaś nasi rolnicy oczekują, że po takiej samej cenie jak w ub.r. ją sprzedadzą. Rzecz jasna uruchomione zostaną dopłaty, o których mówił nowy minister rolnictwa, które pewnie przynajmniej częściowo wyrównają straty producentów. Generalnie w sytuacji występującego nadmiaru zboża powinno być taniej. Jednak taniej nie jest i nie spodziewam się, że będzie.

Ma to przełożenie na końcowe ceny wciąż stosunkowo drogiej żywności. Jak długo potrwa ta sytuacja?
Nie ulega wątpliwości, że bardzo dużo będzie zależało od tego, jak będą się kształtowały plony zbóż w tym roku, jak będzie kształtował się na nie popyt. Bo producenci rolni mogą żądać każdych cen. Ale jeśli zmniejszy się popyt, to będą musieli spuścić z tonu. A przecież wciąż występuje wzrost kosztów wytwarzania zbóż, ceny nawozów są ciągle niebotyczne. Wprawdzie uruchomiliśmy w tamtym roku dotacje dla rolników, a w tym roku też są zapowiedziane, to jednak wzrost cen środków ochrony roślin, pracy, koszty energii, wszystko to wciąż rośnie i to w oczywisty sposób przekłada się na ceny żywności.

Z turystycznych obiektów noclegowych w 2022 r. w Polsce skorzystało 34,2 mln turystów. W porównaniu z 2021 r. było ich o 54,3% więcej. Jednak to wciąż daleko od 2019 r., kiedy skorzystało z takich obiektów 93,3 mln turystów. Kiedy i pod jakimi warunkami krajowa branża turystyczna powróci do wyników sprzed pandemii? 
Najprawdopodobniej powrót do tych wyników będzie trwał długo. Jednak pandemia koronawirusa zmieniła nasze nawyki, przynajmniej u części ludzi. Głównie dotyczy to ludzi starszych, którzy do aktywności, na poziomie sprzed pandemii, wciąż nie powrócili i nie wiem kiedy wrócą. Oni byli ważnym elementem tego rynku. Ale wciąż obawiają się. Chociaż ze względu na wzrost ich dochodów, jaki miał miejsce zwłaszcza po 2015 r., co wcześniej nie miało miejsca, zaczęli jeździć i pewnie chcieliby częściej korzystać z wyjazdów do obiektów turystycznych w kraju. Z pewnością nie ułatwia im podejmowania decyzji o spędzaniu wakacji w kraju ogromny wzrost cen, zwłaszcza w najpopularniejszych ośrodkach wczasowych.

Obroty towarowe handlu zagranicznego w styczniu - lutym 2023 r. wyniosły w cenach bieżących 267,0 mld zł w eksporcie oraz 244,0 mld zł w imporcie. Dodatnie saldo ukształtowało się na poziomie 23,0 mld zł. Podobnie dodatnie saldo było w walutach: eksport w wyniósł 61,2 mld USD, a import 55,9 mld USD (wzrost odpowiednio w eksporcie o 4,7%, a w imporcie spadek o 6,4%). Eksport wyrażony w euro wyniósł 57,0 mld euro, a import 52,1 mld euro (wzrósł odpowiednio w eksporcie o 10,3%, a w imporcie spadek o 1,4%). Dodatnie saldo wyniosło 4,9 mld euro. Czy bilans handlu zagranicznego ma szanse pozostać dodatni także w kolejnych miesiącach?
Myślę, że tak. Producenci stanęli przed barierą popytu, w sytuacji kiedy spadły realne płace, bo inflacja stawała się coraz wyższa. Jeżeli mówimy o konieczności oszczędzania, to być może producenci muszą znaleźć nabywców poza granicami kraju, więc występuje obecnie presja ekonomiczna na podejmowanie takich działań. Stąd wytłumaczenie, dlaczego eksport okazuje się wyższy, niż zwykle. Myślę, że przez cały rok tego typu tendencja się utrzyma, ponieważ konsumpcja w tym roku, będzie na względnie niskim poziomie. Wobec tego trzeba będzie szukać klientów zagranicznych i jak widać przedsiębiorcy sobie dobrze z tym radzą. Co więcej, polscy przedsiębiorcy wkradli się przebojem w te przerwane łańcuchy dostaw, a jakaś część z nich skorzystała z tego, że ten przywóz z Indii, Pakistanu itd. najpierw był utrudniony, a potem bardzo drogi. A w związku z tym producenci na zachodzie poszukali kooperantów bliżej. Polscy przedsiębiorcy w to miejsce weszli, to jest przyczyna trwałego wzrostu polskiego eksportu.

Dużą rolę odgrywała w poprzednich miesiącach także rosnąca wartość importu, ze względu na drogą energię, jednak jej ceny spadły.
Oczywiście. Ceny energii stały się wyraźnie niższe, więc bilans jest od razu dodatni.
 

Źródło

Skomentuj artykuł: