[NASZ WYWIAD] Pączka: Czynnik inflacyjny może mieć większy wpływ na naszą gospodarkę

„2022 rok będzie upływał pod kątem presji ze strony pracowników i działów HR na wzrost płac. Choć przy tym nie podzielam poglądu Polskiego Instytutu Ekonomicznego, że ten wzrost będzie przewyższał 8% - może być nieco niższy”. - Z Arkadiuszem Pączką, wiceprzewodniczącym Federacji Przedsiębiorców Polskich, rozmawia Maciej Pawlak

Polska wg Eurostatu została sklasyfikowana w październiku na piątym miejscu w UE pod względem wielkości inflacji HICP (6,4%). Pierwsza okazała się Litwa (8,2%), zaś w całej UE inflacja wyniosła średnio 4,4%. Najmniejszą inflację miały kraje południa Europy. Dlaczego Portugalia, Grecja Francja czy Włochy mieściłyby się w celu inflacyjnym wyznaczonym u nas przez RPP (tj. maks. 3,5%)?

Trudno porównywać to do naszej inflacji, która wystrzeliła i która niestety - w mojej ocenie jeszcze będziemy obserwować u nas jej wzrosty, zgodnie z wypowiedzią prezesa NBP Adama Glapińskiego aż po początek I kwartału przyszłego roku. Jest szereg tłumaczących to czynników, na które wpłynęła globalna sytuacja makroekonomiczna, ale też - trzeba to powiedzieć - spóźniona decyzja Rady Polityki Pieniężnej o podwyższeniu stóp procentowych. Nie można przy tym pominąć gwałtownie rosnących w ostatnich miesiącach cen niektórych surowców, o których obecnie dyskutujemy. Śmiem zresztą twierdzić, że w wymienionych krajach południa Europy również wzrośnie inflacja w perspektywie obecnego, czwartego kwartału. I będzie to zjawisko, które dotknie większość krajów unijnych - rzecz jasna nie w takim stopniu, jak dotknęła nas czy np. Litwę. Ma to bardzo mocne przełożenie na naszą sytuację.

W jaki sposób?

Zgadzam się z ekspertami, którzy mówią, że czynnik inflacyjny niestety może mieć większy wpływ na naszą gospodarkę. Ale mam wrażenie, że w krajach o obecnie najniższej inflacji w UE określone działania zostały wcześniej podjęte. Spowodowało to, że nie wystrzeliła ona tam w większym stopniu niż dziś. Natomiast większy problem dla tamtych krajów stanowi rynek pracy. I w tym zakresie może to jeszcze mieć oddziaływanie na ich poziomy inflacji. Jednak rzeczywiście w kontekście naszego regionu, nie oczekuję optymizmu, ale dalszego wzrostu inflacji, co pogłębi różnice między Polską, a krajami Europy zachodniej. 

Zatem w krajach południowoeuropejskich inflacja jeszcze wzrośnie, choć nie w takim stopniu jak u nas.

Tak. Myślę, że tak właśnie będzie, choć podjęto tam pewne działania procykliczne już na etapie wcześniejszym. I wydaje mi się, że w jakimś stopniu te niektóre czynniki, o których my dziś w Polsce dyskutujemy, mniej oddziaływały na gospodarki tamtych krajów niż na naszą. Widzimy jeszcze w pewnym stopniu zagrożenia, które wpłyną na poziom inflacji u nas - są one ogólnie znane. Wymienił je zresztą ostatnio prezes NBP Adam Glapiński - trzeba się spodziewać jej jeszcze wyższego poziomu w I kwartale 2022 r. A znamy też projekcję inflacji w krajach południowej Europy - rzeczywiście mieszczą się one jak dotąd w celu inflacyjnym. Natomiast prognozy części ekonomistów przewidują, że inflacja w tych krajach wzrośnie. Problem polega na tym, że nie wiadomo, jaki zostaną podjęte tam inne działania przez ich banki centralne, a także jaki będą miały wpływ na inflację rozmaite czynniki makroekonomiczne.

Polacy jeżdżą coraz droższymi samochodami. Od stycznia do września miesięcy br. w Polsce zarejestrowano prawie 75 tys. aut, których podstawowe wersje kosztowały co najmniej 150 tys. zł. To o blisko 25 proc. więcej niż w analogicznym okresie ub.r. i o 17,6 proc. więcej niż przed dwoma laty. Czy kupowanie drogich aut stało się odpowiednikiem inwestowania w nieruchomości?

Dodajmy do tego fakt, że na zamówione auto klasy premium czeka się obecnie relatywnie długo. Jeśli zamówimy taki pojazd dziś, otrzymamy go dopiero w połowie przyszłego roku. Ponadto należy podzielić amatorów samochodów premium na klientów indywidualnych i firmy, poszerzające swoje floty pojazdów. A większość tego typu zakupów dokonują firmy, często na zasadzie leasingu - w ratach. I w pod tym względem nie obciąża to wielce ponoszonych na ten cel kosztów. W mniejszym więc stopniu są to zakupy ze środków własnych i w gotówce. Z jednej strony to dobrze, że nowych aut premium kupuje się coraz więcej, bo są one coraz bardziej ekologiczne, a za to ubywa tych starych z silnikami dieslowskimi sprowadzanych masowo z Niemiec. Ale z drugiej strony cała ta sytuacja może rodzić obawy, że po okresie covidowym tego typu zakupy okażą się nie do końca przemyślane. Myślę, że generalnie zwiększenie liczby tego typu zakupów należy tłumaczyć przed wszystkim coroczną wymianą floty i większa część tego typu zakupów dokonywana jest przez firmy na zasadach leasingu czy wynajmu długoterminowego. Jednak pamiętajmy też o tym, że dochodziły sygnały, iż firmy podczas pozyskiwania środków z Tarczy antykryzysowej przeznaczały otrzymywane dotacje na zakup aut - choć były to pojedyncze przypadki. Przy tym wśród polskich przedsiębiorców nowy samochód stanowi rzecz jasna inwestycję, ale po wyjeździe z salonu, traci na wartości - przestaje już być klasy premium. Nie rozpatrywałbym więc zjawiska zwiększania się tego typu zakupów z podobnej perspektywy, co zakup nieruchomości, ale bardziej potrzeby wymiany floty pojazdów czy poprawy wizerunku firmy.

Wskaźnik Kondycji Gospodarstw Domowych IRG SGH (IRGKGD) spadł o 17,7 pkt w IV kw. br. wobec III kwartału, poinformował Instytut Rozwoju Gospodarczego SGH. Jak ocenia to portal bankier.pl „to największy spadek w historii, z wyjątkiem załamania w czasie pandemii w ub.r.”. Jak można to wytłumaczyć? Czy wszystkiemu winna jest zwiększająca się inflacja?

To rzeczywiście jest symptomatyczne. Bo pamiętajmy, że stanowią one odbicie kryzysu covidowego. A także wzrostu inflacji i rozmaitych kosztów, które powodują, że kondycja finansowa polskich gospodarstw domowych jest coraz słabsza. Stanowi to zagrożenie w perspektywie 2022 roku, bo dostrzegalny jest także wzrost zadłużenia gospodarstw domowych, co się natychmiast przekłada na ich kondycję. Nie będę optymistą co do przyszłości. Bowiem ceny ropy, gazu i prądu, które bezpośrednio wpływają na wzrost kosztów życia, w perspektywie I kwartału 2022 r. będą nadal rosły. I w tym zakresie wskaźnik kondycji gospodarstw domowych będzie się obniżał. Niemówiąc już o ich oszczędnościach, bo w tej sytuacji upadłości konsumenckie mogą wzrastać. 

W październiku wg GUS przeciętne miesięczne wynagrodzenie było wyższe o 8,4% r/r  i wyniosło 5917,15 zł (brutto). Zdaniem analityków Polskiego Instytutu Ekonomicznego wzrost płac w przyszłym roku utrzyma się powyżej 8 proc., a więc powinien dalej przewyższać poziom inflacji. Czy podziela Pan tę opinię? Jeśli tak, to pod jakimi warunkami może utrzymać się taka tendencja?

Jestem pod tym względem bardziej zachowawczy niż PIE. Jako przedsiębiorcy widzimy już liczne sygnały ze strony pracowników, naciskających na podwyżki. Spowodowały to dwa czynniki. Z jednej strony wzrost cen, inflacji i spadająca wartość złotówki. Ale z drugiej - zmiana struktury podatkowej w związku z Polskim Ładem. Pamiętajmy, że przewiduje on wzrost kosztów w postaci konieczności opłacania składki zdrowotnej, dotąd odpisywanej od podatku. Wydaje mi się, że oba czynniki będą wywierały poważną presję na wzrost wynagrodzeń. A jednocześnie firmy muszą brać pod uwagę szereg kosztów i uwzględniać rozmaite parametry, nie tylko koszty bezpośrednio związane z zatrudnieniem, ale i inne koszty stałe przez siebie ponoszone. Myślę więc, że 2022 rok będzie upływał pod kątem presji ze strony pracowników i działów HR na wzrost płac. Choć przy tym nie podzielam poglądu PIE, że ten wzrost będzie przewyższał 8% - może być nieco niższy. Ale rzeczywiście w obliczu perspektyw gospodarczych, ale też prognoz w zakresie produkcji przemysłowej czy także kolejnych inwestycji, ta presja płacowa będzie dość silnie odczuwalna także w 2022 roku., co istotnie wpłynie na plany rozwojowe szeregu firm. I to nie tylko dużych, ale i tych mikro- i małych. Ponadto nie zapominajmy, że od 1 stycznie 2022 r. wzrośnie płaca minimalna, czy stawka godzinowa, Gdy dodamy do tego wspomniane rozwiązania z Polskiego Ładu dotyczące obciążeń związanych ze składką zdrowotną, a także dość mocno odczuwany na rynku brak rąk do pracy itd., widzimy, że istnieje wiele czynników, które będą zmuszać pracodawców do podwyższania pensji swoim pracownikom. Także „na wszelki wypadek” - po to, by zapobiec ich zwalnianiu się w sytuacji, gdyby znajdowali nowe, lepiej płatne miejsca pracy.

Eksport w I-III kw. br. wyniósł 207,4 mld euro, a import 205,6 mld euro (wzrósł odpowiednio w eksporcie o 20,3%, a w imporcie o 24,1%). Dodatnie saldo wyniosło 1,8 mld euro, podczas gdy w styczniu - wrześniu 2020 r. - 6,7 mld euro. Jakie są szanse na zwiększenie dodatniego salda eksportu nad importem w kolejnych miesiącach?

Trudno na to precyzyjnie odpowiedzieć, ze względu na jednoczesne zaistnienie rozmaitych czynników makroekonomicznych związanych a to z sytuacją na granicy polsko-białoruskiej, cenami walut, energii itd. Jednak jestem w tym zakresie optymistą. Myślę, że polscy przedsiębiorcy są wystarczająco elastyczni i doskonale radzą sobie z dużymi wyzwaniami, na co dobitnie wskazują wyniki eksportu. W tym kontekście uważam, że w dłuższej perspektywie mamy dużą szansę na utrzymanie przewagi eksportu nad importem. Rzecz jasna występują tu także pewne zagrożenia, choćby w zakresie kooperacji w łańcuchu dostaw - np. w branży motoryzacyjnej i współpracy w tym zakresie z rynkiem niemieckim. Ten łąńcuch dostaw ma przy tym szereg znaczeń: zarówno dla naszych małych firm, ale także dla podwykonawców dużych firm. Ale w dłuższej perspektywie rozwoju całej Unii Europejskiej wyrażam przekonanie, że ten pozytywny trend się utrzyma, a polscy przedsiębiorcy, zwłaszcza ci, nastawieni na eksport, zrobią wszystko, by elastycznie dostosowywać się do zmieniających się czynników makroekonomicznych i podtrzymywać ten dobry kierunek w zakresie sprzedaży swoich produktów za granicą. 

Gdyby została zrealizowana groźba całkowitej blokady granicy polsko-białoruskiej na przejściach drogowych i kolejowych, jak bardzo poważnie wpłynęłoby to wielkość naszego handlu zagranicznego?

Może to mieć rzecz jasna wpływ - zależy to od skali takiej blokady. Z pewnością tego typu czynniki mogą mieć znaczenie w odniesieniu do współpracy, o której być może dziś jeszcze nie wiemy. Ale w perspektywie dłuższego zamknięcia tej granicy może to się odbić negatywnie na szeregu branż, jak choćby na transporcie i logistyce, powiązanych przecież z szeregiem innych sektorów gospodarczych. A transport jest jednym z kluczowych elementów polsko-białoruskiej wymiany gospodarczej. 
 

Źródło

Skomentuj artykuł: