[NASZ WYWIAD] Sadowski: W sektorze prywatnym płaci się więcej. Ale w sposób nierejestrowany
„Dalszy wzrost opodatkowania wynagrodzeń w przedsiębiorstwach będzie miał skutek w postaci rosnącej szarej strefy. Firmy nie znikną z rynku. Jedynie będą się wyrejestrowywać, czy też wylogowywać z oficjalnego systemu, w którym opłata na rzecz ZUS okaże się zbyt wysoka jak na możliwości mikro- i małych firm” - z Andrzejem Sadowskim, prezydentem Centrum im. Adama Smitha, rozmawia Maciej Pawlak
S&P Global Ratings podwyższył prognozę wzrostu PKB w Polsce na 2021 r. do 5,1% wobec wcześniej oczekiwanych 4,5%. W 2022 r. ma to być 5,3%. Jakie są obecnie szanse i warunki na utrzymanie takiego wzrostu w tym i w następnym roku?
Nie uda się utrzymać takiej prognozy, o ile władze przeprowadzą plan podwyżek podatków od przyszłego roku, zwłaszcza dla najbardziej aktywnych polskich firm, czyli mikro- i małych przedsiębiorstw. Ta teza opiera się na obecnych odczytach, które pokazują, że polskie firmy wychodzą z pandemii i próbują nadrobić czas. Stąd wysoka dzisiaj dynamika i tak zaskakująco dobre dane. Natomiast gdy rząd będzie chciał wprowadzić wyższe podatki od 2022 roku, wówczas prognoza wzrostu polskiego PKB, nie tylko zresztą S&P, będzie skorygowana w dół. Warto przy tym zaznaczyć, że Polska, tak jak inne kraje Unii Europejskiej, nie odzyskała jeszcze takiego tempa rozwoju gospodarczego i takich wskaźników, jakie miały miejsce przed spekulacyjnym krachem na rynkach finansowych i związanym z tym kryzysem, jaki miał miejsce w latach 2007-2009. Wobec tego to szacowane na ten i przyszły rok tempo rozwoju jest i tak wciąż poniżej tamtych wartości.
Jakie czynniki powinny przede wszystkim napędzać polską gospodarkę w najbliższych miesiącach? Część ekspertów wymienia tu wyższe tempo prywatnej konsumpcji.
Pamiętajmy, że konsumpcja bierze się bieżących indywidualnych możliwości finansowych i oszczędności. A te w Polsce zostały w ostatnim czasie zużyte na w dużej mierze spekulacyjne zakupy nieruchomości, które mogą okazać się bardzo obciążające budżety polskich rodzin. Bowiem często nie doszacowały one, że przy tym coraz bardziej spekulacyjnym rynku dobra inwestycyjne przez długi czas mogą nie przynosić przychodu rodzinom. Zatem za chwilę może okazać się, że setki czy dziesiątki tysięcy zakupionych nieruchomości obniżą poziom konsumpcji rodzin, które źle oceniły własne możliwości finansowe i perspektywy zakupu kolejnych mieszkań. Stąd konsumpcja prywatna, która uważana jest za siłę sprawczą wzrostu rozwoju naszej gospodarki, tak długo tą siłą pozostanie, dopóki nie wyczerpią się zasoby polskiego społeczeństwa, lub nie zostaną zniwelowane wciąż rosnącą inflacją. Dlatego moim zdaniem stwierdzenie, że konsumpcja prywatna cały czas będzie napędzała rozwój, może okazać się błędne.
Jaka może okazać się w br. średnioroczna inflacja: będzie bliższa 5%, czy - jak przewiduje S&P - 4,4% (w 2022 r. - 3,3%)?
Inflacja nie jest zjawiskiem atmosferycznym. Nie wynika też z prognoz ekonomistów czy przewidywań Narodowego Banku Polskiego. Lecz jest konsekwencją konkretnych działań NBP (zerowe stopy procentowe) i rządu. Pamiętajmy, że przy tych samych cenach ropy naftowej na świecie w niektórych krajach inflacja wzrosła tylko nieznacznie, a w Polsce - o ponad 100% w stosunku do ub. roku (kiedy utrzymywała się na poziomie nieco ponad 2%). Choć porównanie wielkości z ub. roku (ok. 2,5%) i tegorocznych ok. 5% optycznie nie budzi może większych emocji, jednak oznacza wzrost skokowy wartości, która już obecnie uruchomiła spiralę cenowo-płacową. Znaleźliśmy się na jej początku, a to już ma przełożenie na funkcjonowanie wielu usług, w tym dotyczących ochrony zdrowia. A pamiętajmy przy tym o codziennych komunikatach dotyczących zamykania kolejnych oddziałów w szpitalach publicznych ze względu na brak personelu medycznego zniechęconego niskimi płacami. Wobec tego inflacja oznacza także efekt wad systemu, który ona tylko uwydatnia. Jest podatkiem, który - co prawda nie nazwany - przynosi budżetowi ogromne wpływy. W wyniku tego pojawiają się komunikaty o ponad 43-miliardowej nadwyżce z wykonania budżetu po ośmiu pierwszych miesiącach br. Ale też nie zapominajmy przy tym o - przyrastającym jak groźna lawina na stoku - długu publicznym. Stąd powiększająca się nierównowaga w obszarze finansów publicznych, gdzie znacząca część naszego długu jest wyrażona w walutach obcych. Wskutek tego nawet nieznaczny wzrost ich kursu powoduje skokowy przyrost zobowiązań naszego państwa do ich obsługi.
W I półroczu br. wg danych GUS przeciętne miesięczne wynagrodzenie brutto w sektorze publicznym (niecała 1/3 ogółu zatrudnionych) wyniosło 6327,10 zł, a w sektorze prywatnym (ponad 2/3 zatrudnionych) 5314,60 zł (średnie: 5593,53 zł). Tym samym średnia pensja sektorze publicznym była o 13,1% wyższa od przeciętnej ogółem, natomiast w sektorze prywatnym - niższa o 5,0%. Skąd wynikają takie różnice? Czy mogłyby być mniejsze? Pod jakimi warunkami?
W rzeczywistości nie ma tu dysproporcji. To jest tylko złudzenie statystyczne. Bowiem w rzeczywistości w sektorze prywatnym płaci się więcej. Ale w sposób nierejestrowany. A więc bez pośrednictwa ZUS czy urzędów skarbowych. Zatem ta statystyczna rzekoma dysproporcja stanowi miarę wielkości szarej strefy w Polsce, gdzie wynagrodzenia płacone są bez opodatkowania na rzecz państwa.
Nic nie można z tym zrobić?
Kierunek zmian powinien być taki, by wynagrodzenia w naszym kraju, zwłaszcza osób zatrudnionych na etacie, nie były tak bardzo opodatkowane, jak wódka czy papierosy. Wówczas nie potrzebne byłyby aż osiem różnych form świadczenia tej samej pracy, z których każda ma różny sposób opodatkowania. Wobec tego dalszy wzrost opodatkowania wynagrodzeń w przedsiębiorstwach będzie miał skutek w postaci rosnącej szarej strefy. Firmy nie znikną z rynku. Jedynie będą się wyrejestrowywać, czy też wylogowywać z oficjalnego systemu, w którym opłata na rzecz ZUS okaże się zbyt wysoka jak na możliwości mikro- i małych firm.
Zysk netto sektora bankowego wyniósł 9,04 mld zł w okresie styczeń-sierpień 2021 r. i zwiększył się o 60% r/r - poinformował NBP. Czy zatem w sektorze bankowym kryzys związany z pandemią i utrzymującymi się prawie zerowymi stopami już minął?
Jak widać zerowe stopy procentowe są niekorzystne tylko dla obywateli. Bo sektor bankowy sobie znakomicie poradził z tą sytuacją, choćby podwyższając rozmaite opłaty i prowizje. A tak nadzwyczajny zysk tego sektora w czasach trudnych dla gospodarki świadczy o tym, że mamy do czynienia z sytuacją co najmniej patologiczną, bądź z tym, że jest on po prostu niekonkurencyjny - w pierwszym rzędzie wobec przedsiębiorców. Ten zysk jest nieproporcjonalnie wysoki, biorąc pod uwagę koronakryzys. Tak wysoki wzrost zysku sektora bankowego jednoznacznie świadczy o tym, że na naszym rynku praktycznie nie ma konkurencji, która spowodowałaby, że firmy pilnują się w odniesieniu do marż, usług, jakości, ceny. A, jak widać, sektor bankowy zachowuje się jak oligopol - trudno znaleźć konkurencyjną ofertę między bankami.
Branża turystyczna mocno odczuła skutki kryzysu pandemicznego. Tymczasem dość optymistycznie wyglądają dane dotyczące znaczącego wzrostu w sierpniu przewozów pasażerskich na polskich kolejach (88% liczby pasażerów w porównaniu z sierpniem 2019 r.) czy liczby pasażerów obsłużonych w miesiącach letnich na największym polskim lotnisku im. F. Chopina w Warszawie (choć to wciąż 61 proc. ruchu z 2019 r.). Czy polska turystyka jest bliska nadrobienia strat powstałych zwłaszcza w ub. roku?
Nie wiadomo. Branża ta wciąż znajduje się w sytuacji, w której z dnia na dzień wszystko, co było zarezerwowane może być wysadzone w powietrze. Pojawiają się także doniesienia o odwoływanych, wieloletnich kontraktach na dostawę i budowę nowych samolotów - stanowi to miarę utrzymującej się niepewności co do dalszych poczynań władz w związku z kolejną falą pandemii. Jest to jedna z pierwszych branż, które dotknęły i potencjalnie mogą dotknąć obostrzenia w komunikowaniu się i podróżowaniu. Co prawda ostatnie dane wskazują, że bieżąca sytuacja jest całkiem niezła. Jednak trzeba tu uwzględnić wielomiesięczne straty - sporządzić bilans zestawiający obecną sytuację, z tą sprzed pandemii. Wówczas okazuje się, że faktycznie sektor ten wciąż nie osiągnął poziomu, pokrywającego straty z kilkunastu wcześniejszych miesięcy.