[NASZ WYWIAD] Stopy procentowe w górę i co dalej? Podwyżka o 0,75 pkt proc. może stanowić ważny sygnał

„Prognozowany wzrost gospodarczy na poziomie 3% rocznie nie stanowi powodów do złych nastrojów. Choć przyzwyczailiśmy się w ostatnim czasie do takich wzrostów PKB, że te 3% wydaje się niemal recesją. A przecież to całkiem przyzwoity wynik. Wobec tego zachęcałbym do większego optymizmu w tym zakresie”. Z dr Piotrem Balcerowskim, wiceprezesem Instytutu Staszica, rozmawia Maciej Pawlak

Ceny towarów i usług konsumpcyjnych według GUS w kwietniu br. w porównaniu z kwietniem ub. roku wzrosły o 12,4%, a w stosunku do marca wzrosły o 2,0%. Czy, tak jak ocenił to na ostatniej konferencji prasowej prezes NBP, Adam Glapiński, na czerwiec-lipiec faktycznie przypadnie szczyt inflacji, po czym zacznie ona spadać?

Tradycyjnie wakacje, ze szczególnym uwzględnieniem sierpnia, stanowią okres spadku inflacji. Wynika to z faktu, że właśnie w tym okresie tanieje żywność, zwłaszcza ta sprzedawana na rynku owocowo-warzywnym. W tym roku to niestety mało prawdopodobne, choć może ten sezonowy czynnik będzie miał pewne przełożenie makroekonomiczne i wzmocni stabilizowanie się sytuacji. Ale myślę, że prezes NBP miał w tym przypadku na myśli to, że pierwsze szoki podażowe i kosztowe, częściowo związane z wojną w Ukrainie i z naruszeniem łańcuchów dostaw, mogą powoli zacząć ustępować. Będzie to więc okres niepewnej stabilizacji. 

RPP na swym majowym posiedzeniu podjęła decyzję o podwyższeniu stopy referencyjnej NBP o 0,75 pkt proc., tj. do poziomu 5,25%. O czym może świadczyć ten nieco mniejszy wzrost wysokości stopy referencyjnej niż w kwietniu (wówczas zwiększono ją o 1 pkt proc.)?

Prezes Glapiński odniósł się do tego tematu podczas wspomnianej konferencji - RPP chciała w ten sposób dać sygnał rynkowi, że inflacja to wciąż poważny problem, ale rolą Rady jest patrzenie nieco szerzej i dalej. Moim zdaniem kolejna podwyżka stóp o 1 punkt procentowy mogłaby uruchomić niepotrzebne psychologiczne mechanizmy rynkowe, wywołujące przeczucie, iż sytuacja wciąż bardzo się pogarsza, że jest coraz bardziej niebezpieczna. I na pewno wpływałoby na to, czego NBP i RPP chciałyby uniknąć - schłodzenia gospodarki, być może radykalnego. Moim zdaniem podwyżka o 0,75 punktu procentowego może stanowić sygnał, że „sytuacja jest trudna, ale panujemy nad nią”. I nie ma sensu popadać w niepotrzebną panikę. Pamiętajmy wszak, iż gospodarka polska rozwija się bardzo dobrze, dane za I kwartał są imponujące (8%), mamy cały czas wzrost płac i nie jest to czas na pisanie zbyt czarnych scenariuszy, bowiem podstawy wzrostu gospodarczego wydają się trwałe.

Wzrost stóp spowodował zmniejszenie popytu na zaciąganie nowych kredytów hipotecznych. Co dalej w tym segmencie rynku? Po jakim czasie popyt na kredyty się odrodzi?

Myślę, że do spowolnienia w tym segmencie rynku faktycznie na pewien czas dojdzie. I w najbliższych miesiącach ten spadek może być widoczny. Natomiast musimy pamiętać, że, jak podkreślał prezes Glapiński, obecne stopy referencyjne nie są historycznie najwyższe. Na podobnym poziomie były przecież podczas rządów poprzedniego szefa NBP i nie wpływało to radykalnie na ograniczenie rozmiarów budownictwa mieszkaniowego i popytu na kredyty hipoteczne. Wobec tego cała ta sprawa ma podłoże w dużej mierze psychologiczne. Jest związana z tym, że ten skok stóp procentowych (i stawki WIBOR) miał miejsce w stosunkowo krótkim czasie i w dodatku z bardzo niskiego pułapu, który z kolei wynikał z działań antypandemicznych. Zatem, konkludując, uważam, że do długofalowego spadku popytu na kredyty hipoteczne nie dojdzie. Prognozowany wzrost gospodarczy na poziomie 3% rocznie nie stanowi powodów do złych nastrojów. Choć przyzwyczailiśmy się w ostatnim czasie do takich wzrostów PKB, że te 3% wydaje się niemal recesją. A przecież to całkiem przyzwoity wynik. Wobec tego zachęcałbym do większego optymizmu w tym zakresie. Mówił zresztą także o tym na wspomnianej konferencji prezes Glapiński. Z drugiej strony rzecz jasna trudno przewidzieć wynik wojny w Ukrainie. Mam wrażenie, ze wszyscy jesteśmy przygotowani na ten trudny czas, który zapewne potrwa jeszcze co najmniej kilka miesięcy. Miejmy nadzieję, że finał tej wojny pójdzie w dobrą stronę i dojdzie do stabilizacji także na rynku sprzedaży źródeł energii. 

Pojawiają się jednak głosy, iż kalkulacje RPP są zbyt optymistyczne a także zarzuty, iż działania antyinflacyjne zostały podjęte zbyt późno.

Nie przekonują mnie one. Zbyt radykalne chłodzenie gospodarki z reguły nie przynosi dobrych owoców. Wiemy o tym w Polsce niestety zbyt dobrze. Nie znajduję również podstaw do przekonania, iż decyzja została podjęta zbyt późno. Choć pewną presję inflacyjną mieliśmy jeszcze przed napaścią Rosji na Ukrainę, to właśnie ona stanowi główną przyczynę szoku podażowego. A w wybuch tej wojny jednak nikt nie wierzył. Zresztą, o czym wspominał prof. Glapiński na konferencji, państwa, jak np. Czechy, które wprowadziły wcześniej bardziej radykalne podwyżki stóp, nie uniknęły wzrostu inflacji na porównywalnym do polskiego poziomie. Na marginesie i przy całym szacunku do części krytycznych ekspertów, warto pamiętać, iż decyzje RPP stanowią owoc pracy nie tylko Rady i jej przewodniczącego, ale i współpracujących z nią ok. 200 najwyższej klasy specjalistów, mających odpowiednie narzędzia do analizy danych. W każdym razie zasadność podjęcia decyzji w tym czasie przez RPP została uznana przez ekspertów z Międzynarodowego Funduszu Walutowego.

Z danych opublikowanych przez NBP o stanie oficjalnych aktywów rezerwowych wynika, że na koniec kwietnia 2022 r. ich stan wyrażony w euro wyniósł 144,0 mld euro i był wyższy o 2,0 mld euro niż na koniec marca 2022 r. Z kolei stan rezerw wyrażony w dolarach zmniejszył się o 5,9 mld dol. i osiągnął poziom 152,2 mld dol. Co się kryje za tymi różnicami, czy chodzi tylko o różnice kursowe obu walut?

Zwiększenie rezerw walutowych w euro to dla mnie kolejny dowód, iż sytuacja jest daleka od niebezpiecznej. Oznacza przecież, iż przepływy zewnętrzne ze strefy euro są w dalszym ciągu znaczne i NBP może swobodnie skupować europejską walutę. Wahania kursu euro były zresztą mniejsze niż dolara, z którym sytuacja jest siłą rzeczy nieco inna i ma to naturalnie  odzwierciedlenie w rezerwach. Polska gospodarka jest mniej związana z tą walutą, i najprawdopodobniej Bank Centralny był zmuszony do większej liczby interwencji na rynku, aby stabilizować jego kurs, co wiązało się z koniecznością upłynnienia części rezerw. Ale warto podkreślić, iż zmiana in minus dotyczy jednie ok 4% naszych rezerw dolarowych, które w ostatnich latach zwiększyły się znacznie. Umożliwia to prowadzenie skutecznej polityki stabilizującej kursy walutowe.

Na koniec 2021 r. w PPK uczestniczyło 2 547,9 tys. osób, tj. o 1.064,1 tys. osób więcej niż w 2020 r. Jednak w stosunku do ogółu pracujących (ponad 16 mln) nie jest to wysoki procent. Jak zachęcić pracowników do Pracowniczych Planów Kapitałowych?

To faktycznie dziwne i trochę niepokojące zważywszy na długofalowe korzyści z oszczędzania „na jesień życia”. Wydaje się, iż pokutuje tu nie najlepsza historia dobrowolnych składek emerytalnych w Polsce. W latach 90, kiedy wiedza finansowa Polaków była nieco mniejsza niż obecnie, prywatne fundusze emerytalne obiecywały „gruszki na wierzbie”. Później mieliśmy nieudany projekt OFE. Społeczne zaufanie odbudowuje się powoli, ale jeśli ma się wartościowy produkt to prędzej czy później to zaufanie uda się zdobyć. Zresztą widać to w ujęciu r/r.

Źródło

Skomentuj artykuł: