Choć epidemia koronawirusa zatrzymała wzrost cen mieszkań, to nie należy spodziewać się poważnych przecen, m.in. z powodu stymulacji monetarnej i fiskalnej oraz poszukiwania przez inwestorów bezpiecznego lokowania pieniędzy - wynika z analizy HRE.
Według HRE wprowadzone przy okazji epidemii restrykcje mają wpływ na sytuację na rynku mieszkaniowym, ale po kwietniowym spadku liczby zawieranych transakcji, w maju nastąpiło ożywienie.
Analiza, która bazuje na informacjach o cenach pochodzących z ofert o chęci sprzedaży mieszkań, wskazuje na siedem czynników, które zdaniem jej autora powinny wpływać hamująco na spadek cen mieszkań.
Jednym z najważniejszych jest podejście samych sprzedających. Dane na temat cen ofertowych sugerują, że właściciele mieszkań używanych nie są skorzy do obniżania cen (wg danych firmy Sonar Home średnia cena ofertowa od początku epidemii spadła w stolicy o mniej niż 1 proc.). Powodów takiej sytuacji jest sporo
Wskazano m.in. na czynniki psychologiczne, np. przyzwyczajenie do wysokich cen. Z kolei w wypadku deweloperów niechęć do przecen wynika z przygotowania do ewentualnych zawirowań dzięki dobrej koniunkturze oraz niewielkiej liczby mieszkań na sprzedaż w ofercie.
Kolejnymi ważnymi hamulcami dla spadków są - zdaniem HRE - popyt inwestycyjny spowodowany m.in. niskim oprocentowaniem lokat oraz dobra sytuacja finansowa gospodarstw domowych, dzięki m.in. pieniądzom wypłacanych w ramach programu 500 plus.
Istotny czynnik zapobiegający dużej obniżce cen mieszkań to - wskazuje HRE - wsparcie ze strony banków oraz sytuacja na rynku kredytowym. "Jeśli ktoś, w związku z ograniczeniami nałożonymi na gospodarkę, popadnie w problemy finansowe, to też rozwiązania zaoferowane przez szeroko pojęty sektor bankowy powinny skutecznie pomóc" - napisano w analizie.
Chodzi m.in. o cięcia stóp procentowych przez Radę Polityki Pieniężnej, wakacje kredytowe oraz Fundusz Wsparcia Kredytobiorców.
Kolejnym czynnikiem są rozwiązania legislacyjne oraz wsparcie rynku nieruchomości przez rząd. "I tak na przykład planowane jest rozszerzenie dodatków mieszkaniowych. Mowa jest o kwocie do 1,5 tys. zł miesięcznie. Rozwiązanie o tyle dobre, że pozwoli ograniczyć problemy najemców, których dotknęło zamknięcie niektórych branż, a dziś stają przed zagrożeniem utraty dachu nad głową. To oznacza też ograniczenie problemów właścicieli mieszkań, którzy w przypadku utraty płynności przez najemców straciliby też przynajmniej okresowo źródło przychodów. W efekcie, jest to program wspierający rynek najmu - zarówno najemców, jak i właścicieli" - napisano. Dodano, że dopłaty oznaczają mniejsze prawdopodobieństwo spadków czynszów.
Analiza zwraca też uwagę na rozważanie przez rząd możliwości wprowadzenia ulgi podatkowej dla osób młodych zasiedlających nowe domy lub mieszkania, choć zdaniem jej autora lepszym rozwiązaniem jest zastąpienie wymagań odnośnie wkładu własnego państwową gwarancją, jak to ma miejsce w Nowej Zelandii.
Na zahamowanie spadku cen - jak czytamy w analizie HRE - mają też wpływ nierealne oczekiwania sprzedających. Istotnym czynnikiem hamującym przeceny powinny też być fundamenty rynku mieszkaniowego, które autor opracowania ocenia jako znacznie bardziej racjonalne niż kilkanaście lat temu, czyli pod koniec ostatniej hossy. "Kondycja mieszkaniówki była przed epidemią zdrowa i nie mieliśmy do czynienia z bańką na tym rynku. Nawet więcej - abyśmy mogli mówić o bańce na miarę tej z przełomu lat 2007/2008, ceny mieszkań musiałyby się niemal podwoić" - napisano w analizie.