Koronakryzys grozi upadkiem wielu centrów handlowych w Niemczech. Zamknięta jest część domów towarowych i butików. Władze komunalne gorączkowo poszukują wyjścia z sytuacji.
- Nasze śródmieścia mają w tej chwili do czynienia z potrójnym tsunami: przemianą strukturalną w handlu detalicznym, procesem cyfryzacji i pandemią koronawirusa. Wszystko razem oznacza wyzwanie, z jakim handel chyba nigdy jeszcze się nie zetknął - twierdzi prezes kolońskiego Instytutu Badań nad Handlem Detalicznym (IFH) Boris Hedde.
Na pierwszy rzut oka większość centrów w niemieckich miastach nie różni się wiele od czasów sprzed koronakryzysu. Być może tylko przechodniów jest trochę mniej. Większość sklepów jest otwarta, a sprzedaż toczy się jak zwykle. Wszystko to może jednak szybko ulec zmianie. Na jesieni przez niemieckie miasta może przetoczyć się fala upadłości.
W tej chwili najwięcej mówi się o planach zamknięcia 50, albo nawet więcej, domów towarowych należących do sieci Galeria Karstadt Kaufhof. Ale to tylko czubek góry lodowej. Niemiecki Związek Handlu Detalicznego (HDE) ostrzega, że koronakryzys może doprowadzić do zamknięcia około 50 tys. placówek sklepowych w całym kraju.
W wielu niemieckich miastach radni wciąż łamią sobie głowę, co robić z opustoszałymi galeriami handlowymi. Co gorsza, ich problemy na tym się nie kończą. Podobny los grozi bowiem licznym salonom meblowym. Na przykład sieć domów meblowych Esprit w wyniku głęboko zakrojonej modernizacji zdecydowała się na zamknięcie około połowy swych placówek w całym kraju, co oznaczało koniec działalności dla około 50 dużych domów meblowych.
Jeszcze przed pandemią koronawirusa z podobnymi kłopotami borykała się branża modowa. Sprzedaż online, ciesząca się coraz większą popularnością, oraz sukces koncepcji fast fashion takich oferentów jak Primark albo Zara sprawiły, że handel odzieżowy nie może spać spokojnie. Koronakryzys tylko przyspieszył głębokie zmiany w tym sektorze.
W nadchodzących latach obraz wielu centrów miast w Niemczech może ulec głębokim przemianom. Sklepy odzieżowe nie będą już w nich dominować, jak do tej pory. W śródmieściach ponownie zagoszczą zakłady rzemieślnicze, placówki usługowe, sklepy meblowe i artykuły budowlane - twierdzi Boris Hedde.
Przewodniczący Związku Niemieckich Miast i Gmin, nadburmistrz Lipska Burkhard Jung z SPD, chce ponadto budować w śródmieściach więcej mieszkań i otwierać w nich więcej zakładów pracy, żeby ochronić w ten sposób więcej sklepów przed zamknięciem.
Przed niektórymi alejami handlowymi w Niemczech koronakryzys może jednak otworzyć nowe perspektywy - twierdzi Boris Hedde. Jego zdaniem klienci nie chcą zbyt daleko jeździć na zakupy. Wolą udać się do sklepów położonych niedaleko od ich domów, a to oznacza szansę dla nowych centrów handlowych z wieloma sklepami różnych specjalności, położonych dalej od śródmieścia.