Niemcy są już na skraju recesji

Jak analitycy niemieckiego instytutu szacują przebieg wzrostu gospodarczego w bieżącym kwartale i przyszłym roku? W Niemczech trudno o optymizm...

Największa europejska potęga gospodarcza, Niemcy, zmaga się z recesją, która może położyć kres jej udanemu modelowi gospodarczemu. Rząd Olafa Scholza ogłosił wczoraj, że Berlin utworzy specjalny fundusz w wysokości 200 mld euro, aby sfinansować serię działań mających chronić gospodarstwa domowe i firmy przed rosnącymi kosztami energii. Krytycy programu oceniają, że w rezultacie zużycie energii pozostanie na wysokim poziomie, natomiast w okresie zimowym kraj będzie borykał się z poważnymi brakami surowców energetycznych. Jednocześnie pierwsze dane mówią o tym, że inflacja w Niemczech po raz pierwszy od 70 lat jest dwucyfrowa i wynosi 10,9%.

Znaczna część ekonomistów ocenia, że największa europejska gospodarka jest już na skraju recesji. Zdaniem Guido Baldi, eksperta Niemieckiego Instytutu Badań Gospodarczych DIW, "niestety wydaje się, że nie ma światła na końcu tunelu". Komentując dane z nowego barometru gospodarczego opublikowanego przez wspomniany instytut, Guido Baldi podkreśla, że "rosyjska wojna na Ukrainie i jej daleko idące konsekwencje prawdopodobnie doprowadzą do utraty wzrostu gospodarczego kraju w 2022 i 2023 roku łącznie o około 5% PKB".

Obawy wspomnianego ekonomisty podziela wielu jego kolegów, którzy przewidują, że w bieżącym kwartale nie tylko spadnie wzrost, ale że kurczenie się niemieckiego PKB potrwa aż do wiosny przyszłego roku. Oceniają nawet, że recesja będzie prawdopodobnie głębsza i gorsza w porównaniu z tą, której doświadczyło wiele innych krajów europejskich, choć nie tak głęboka jak w pierwszym roku pandemii, kiedy niemiecki PKB skurczył się o ponad 4 proc. Niektórzy z nich wyrażają jednak nadzieję, że latem przyszłego roku może nastąpić zmiana ekonomicznego klimatu (na lepsze).

Bardziej pesymistyczny jest Carsten Bretsky, szef grupy ekonomistów w ING, który ocenia, że wojna na Ukrainie zniweczyła ostatnie nadzieje na ożywienie niemieckiej gospodarki po trudnych latach pandemii. "Wojna oznacza koniec bardzo udanego niemieckiego modelu, który schematycznie można opisać jako gospodarkę, która importuje tanią energię i półprodukty z Rosji oraz eksportuje wysokiej jakości produkty na cały świat, czerpiąc jednocześnie korzyści z globalizacji" - twierdzi. Jednocześnie Nils Jansen, ekonomista z Instytutu Gospodarki Światowej (IfW) w Kilonii, zwraca uwagę, że przemysł tego kraju jest w dobrej kondycji i może znacząco złagodzić lub nawet zaabsorbować wstrząsy. Stefan Koch, szef centrum prognozowania we wspomnianym instytucie, zwraca jednak uwagę, że "dzięki pakietom ratunkowym rząd będzie mógł jedynie redystrybuować obciążenia, a nie je eliminować". Powodem jest oczywiście gwałtowny wzrost cen energii, który obecnie dotyka dużej części życia gospodarczego i napędza inflację. Efektem jest kompresja konsumpcji, która jest ważnym filarem gospodarki.

Jak wyjaśnia Marcel Fratcher, prezes Instytutu DIW, "wysoka inflacja zmniejsza skłonność konsumentów do zakupów, pozostawiając firmom mniej kapitału na inwestycje." Ocenia on, że "sytuacja ta może uruchomić ścieżkę spadkową słabych wyników gospodarczych na rok lub dwa."

Ponadto podwyżki cen energii obciążają przedsiębiorstwa i wiele z nich już wstrzymało produkcję niektórych towarów, które nie są już opłacalne. Do tego wszystkiego dochodzi problem globalnego łańcucha dostaw, który został zakłócony od czasu kryzysu pandemicznego. Zarówno surowce, jak i półprodukty są często rzadkie i drogie, a jak do tej pory jedynym pocieszeniem - zresztą trudno wytłumaczalnym - jest to, że kombinacja tych czynników ma niewielki wpływ na niemiecki rynek pracy.

Skomentuj artykuł: