Jazda “elektrykiem” staje się nieopłacalna przy obecnych szalejących cenach energii. Pada też kolejny filar polityki klimatycznej Komisji Europejskiej - wiatraki stoją, bo nie ma wiatru. Mimo to propozycja zniesienia unijnych parapodatków klimatycznych nie podoba się przewodniczącej Komisji Europejskiej Ursuli von der Leyen. Ale przede wszystkim nie podoba się Niemcom.
Niemcy, pod wpływem zielonych - bez poparcia których trudno dziś wygrać wybory za Odrą - oparły swą koncepcję polityki energetycznej na gazie z Rosji. Miał on być tani i powszechnie dostępny dzięki gazociągom Nord Stream. Jednocześnie niemiecki rząd postanowił zrezygnować z węgla i zamknąć elektrownie jądrowe. Wszystko to padło w jednej chwili - gdy Rosja, niemiecki partner w gazowych biznesach, zaatakowała Ukrainę i cały rynek energetyczny się zdestabilizował. Dziś, w obliczu braków energii, zimnych kaloryferów i ciemnych ulic, zarówno Niemcy, jak i wierny ich sojusznik - Holandia wracają do elektrowni węglowych. W Holandii rząd już zapowiedział zwiększenie produkcji energii z węgla, bo obawia się o jej braki w zimie, choć wcześniej działalność trzech elektrowni węglowych została ograniczona do 35 procent ich mocy.
Blamaż niemieckiej polityki klimatycznej
Natomiast portal RedaktionsNetzwerk Deutschland donosi, że w wyniku ograniczania dostaw gazu przez Rosję, w planie jest szersze wykorzystywanie przez Niemcy elektrowni węglowych, co jest "gorzką pigułką” dla ministra gospodarki Robert Habecka, polityka z partii Zielonych. - Niemcy wolą uruchamiać w trybie zapasowym elektrownie węglowe, czyli najbardziej emisyjne jednostki i jednocześnie wyłączać elektrownie jądrowe, które są jednostkami bezemisyjnymi. To blamaż niemieckiej polityki klimatycznej - powiedział w rozmowie z portalem PolskieRadio24.pl Jakub Wiech, zastępca redaktora naczelnego portalu Energetyka24.com. - Od 2000 roku park elektrowni jądrowych w RFN skurczył się z ok. 22 GW mocy zainstalowanej do 4 GW. To są skutki potężnych błędów politycznych, które są zakorzenione w zbyt optymistycznej i partykularnej polityce energetycznej Niemiec. Z punktu widzenia ochrony klimatu polityka Niemiec jest bez sensu - dodał.
Wygląda to na potworny absurd, zwłaszcza że Unia Europejska pod wpływem Niemiec cały czas wywierała presję na Polskę, by zrezygnowała z węgla. - Była to, przepraszam za wyrażenie, ekościema! Chciano doprowadzić do taniego gazu przez Nord Stream 1 i 2. Dopisano więc całą historię, aby wytłumaczyć swoje ambicje - powiedziała portalowi tvp.info europosłanka PiS Anna Zalewska. - Byliśmy potęgą węglową, co gwarantowało nam absolutną niezależność energetyczną - dodała. Jej zdaniem, przywódcy Niemiec, Holandii i Austrii na najbliższej Radzie Europejskiej powinni posłuchać Polski i zawiesić system ETS (Europejski System Handlu Emisjami) oraz pakiet FitFor55. Zwłaszcza że na rynku handlu emisjami od lat dochodzi do spekulacji. - Gdy badało to PGE, okazało się, że 70 proc. instytucji finansowych, które uczestniczą w rynku ETS, są zarejestrowane w rajach podatkowych. Po drugie wprowadzono zapisy mówiące, że aby podbijać cenę, KE będzie ściągać z rynku uprawnienia. Od 2019 r. zaczęło to działać w pełni. Teraz mamy tego kumulację plus wszystkie konsekwencje popandemiczne i związane z wojną. To katastrofa - podkreśliła Zalewska.
Komisja Europejska zabija gospodarkę
Jej zdaniem w ten sposób KE zabija gospodarkę. - Dalej Bruksela nie chce się przyznać, że ich polityka była nieodpowiedzialna. Powinni porzucić chore projekty i napisać nowy plan - podkreśliła eurodeputowana.
To będzie jednak bardzo trudne, bo na unijnej polityce klimatycznej zarabia potężne lobby finansowe oraz firmy związane z produkcją wiatraków i instalacji solarnych. Zdaniem szefowej KE Ursuli von der Leyen, UE potrzebuje systemu handlu emisjami, żeby zmniejszać emisje dwutlenku węgla, bo CO2 powoduje zmiany klimatyczne. – Wiemy jak katastrofalny wpływ mają zmiany klimatyczne. Wystarczy, że spojrzymy na suszę tego lata – mówiła. Natomiast rząd Niemiec chce, by cena minimalna uprawnień do emisji CO2 wynosiła 60 euro za tonę, podczas gdy cena akceptowalna dla takich krajów jak Polska to 20 euro za tonę. - Dla zbudowania bezpieczeństwa energetycznego w Europie należy zawiesić na rok lub dwa system ETS oraz mechanizm cenowy na rynku energii stosowany przez KE; obecnie bezpieczeństwo energetyczne to słabe ogniwo Europy - twierdzi premier Mateusz Morawiecki.
W dodatku coraz więcej jest argumentów, że teorie o ociepleniu klimatu są fałszywe, a Europejczycy widzą, że UE nie stać na kosztowną zieloną rewolucję. Międzynarodowa Agencja Energii Odnawialnej, przekonuje, że osiągnięcie celu, jakim jest zerowa emisja dwutlenku węgla netto do 2050 r., będzie kosztować aż 100 bilionów (nie miliardów!) dolarów. Natomiast zwykłych obywateli przekonują inne obliczenia - w Holandii właśnie podano, że korzystanie z samochodu zasilanego energią elektryczną jest przy obecnych cenach energii droższe niż jazda samochodem benzynowym. Jak informuje dziennik „De Telegraaf”, przejechanie 100 kilometrów autem benzynowym kosztuje około 15 euro, natomiast "elektrykiem" - o jedno euro więcej. Jeśli dodamy do tego, że elektryki są potwornie drogie, to zrozumiemy, dlaczego na razie “zielony zakręt” jest za ostry dla Europy.