Prawidła obowiązujących regulacji unijnych, przesądzają, że w dłuższym czasie udział energii z węgla będzie w sposób nieunikniony spadać. Jednocześnie marzec pokazał, jak bardzo ważna jest dla krajowego rynku energii rola bezpieczeństwa energetycznego. Co prawda stawiamy na zieloną energię z OZE, ale, gdy przychodzi ostra zima, także energia z tradycyjnych źródeł okazuje się jak najbardziej potrzebna. Z dr Dawidem Piekarzem, wiceprezesem Instytutu Staszica, rozmawia Maciej Pawlak.
Według Eurostatu inflacja (HICP) w Polsce w marcu br. była - podobnie jak w lutym - najwyższa w UE, osiągając poziom 4,4% (w lutym było to 3,6%). Także według GUS liczona według innej metodologii inflacja CPI wzrosła z 2,4% w lutym - do 3,2% w marcu. Jakie są szanse na jej spadek w II połowie br.?
O inflacji w dużej mierze decydują dwa trendy. Po pierwsze skokowy wzrost cen energii i paliw, który wynika z czynników zewnętrznych. A z drugiej strony mamy obecnie do czynienia z procesem kreowania nowego pieniądza, w ramach kolejnych odsłon Tarcz antykryzysowych, jak i innych programów pobudzania gospodarki. Obecnie, po I kwartale obserwujemy skok inflacyjny, za który odpowiadają, jak wspomniałem, głównie drożejące paliwa i energia. Jednak został już skonsumowany i w kolejnych miesiącach nie powinien jej ciągnąć w górę. A jednocześnie w Polsce, podobnie jak i na całym świecie, o poziomie inflacji decyduje - w związku z pandemicznym zamknięciem gospodarki - wspomniany dodruk pieniądza. I on jako jedyny pozostanie w kolejnych miesiącach spośród obu głównych czynników inflacjogennych. Powinno to więc wpłynąć na spadek dynamiki inflacji.
Giełdzie stuknęło 30 lat. Czy parkiet jest w obecnych trudnych czasach dobrym miejscem do inwestowania?
Giełda z jednej strony przespała swoją szansę. Np. bodaj dwa lata temu słabo było zarówno z kapitalizacją, jak i popularnością wchodzenia na GPW - wówczas więcej spółek giełdę opuściło niż na nią weszło. Można też żałować, że pomysły Igora Chalupca, wieloletniego członka Rady GPW i wiceministra finansów w rządzie SLD-owskiego premiera Marka Belki na pobudzenie giełdy w ramach tzw. Agendy 2010, która miała wzmocnić pozycję GPW, jako najsilniejszej spośród analogicznych instytucji w naszym regionie Europy, spaliły na panewce. Odnosiło się też wrażenie, że giełda w pewnym uzależniła się od otwartych funduszy emerytalnych. Najpierw OFE ją ciągnęły w górę, a po praktycznej ich likwidacji giełda zaczęła dołować. Jednak w końcu nadeszły dla niej lepsze czasy. W ub. roku giełda osiągnęła rekordowe zyski.
Z czego to wynikało?
Właśnie dlatego, że w czasie pandemii, przy rosnącej inflacji i praktycznie zerowych stopach procentowych, nie było specjalnie innego miejsca do inwestowania. Można więc te 30 minionych lat oceniać ambiwalentnie. Mimo to myślę, że nasza giełda ma szansę stać się miejscem do poszukiwania kapitału na rozwój innowacji. W tym zakresie dużą rolę może odegrać New Connect, który choć jest rynkiem relatywnie bardziej ryzykownym, ale na który - zwłaszcza niewielka - firma, która szuka kapitału, może wchodzić. Zatem myślę, że start-upy, podmioty inwestujące w innowacyjne technologie, w zieloną energetykę, mogą dać giełdzie drugi oddech. Jednocześnie to, co się dzieje na giełdzie pokazuje nam aktualną dostępność kapitału, nastroje panujące w gospodarce. Zawsze przy tym jestem sceptyczny, gdy państwo próbuje wchodzić w sposób administracyjny na parkiet. Na szczęście jest on mocno odporny na rozmaite ingerencje. Lepiej, żeby państwo, w odniesieniu do GPW, koncentrowało się na jej popularyzacji wśród przedsiębiorców, czy pilnowaniu przejrzystości dokonywanych transakcji. Tak więc państwo może giełdzie pomóc, ale niekoniecznie w sposób, jaki zaproponował ostatnio jeden z członków Rady Polityki Pieniężnej, by NBP skupował akcje spółek notowanych na GPW.
NBP chciałby, by ustawowo zagwarantować obowiązek akceptowania płatności gotówkowych przez firmy w Polsce. Z czego to może wynikać?
Jest to zapewne reakcja naszego banku centralnego na pojawiające się na świecie trendy - z jednej strony do zmniejszania ilości gotówki w obrocie gospodarczym, a z drugiej sugestii padających w Chinach, że w gospodarce górę powinien wziąć pieniądz elektroniczny z datą ważności. Tak więc wydaje mi się, że pomysł NBP można odczytać jako jego szybką reakcję na ewentualne plotki, by w naszym kraju brać przykład z Chin i postawić na bezgotówkowy obrót pieniądza. A są to pomysły niebezpieczne. I dobrze, że NBP daje jasno do zrozumienia, jaką widzi strukturę obrotu pieniądza u nas. Choć przecież jednocześnie nie oznacza to, że pieniądz w postaci elektronicznej nie ma w Polsce szans na rozwój. Wydaje mi się, że ten krok NBP stanowi symboliczne wskazanie pewnej twardej kotwicy, tego, że będziemy bronili gotówki, jako pewnego instrumentu, zapewniającego bezpieczeństwo finansowe państwa i obywateli. I z tego punktu widzenia oceniam ten pomysł pozytywnie.
Z danych Polskich Sieci Energetycznych wynika, że w marcu br. produkcja prądu z węgla kamiennego i brunatnego wzrosła o ponad 20% w stosunku do marca ub. roku, a udział tych nośników energii elektrycznej w całej produkcji prądu wyniósł 73%. 8% wyniósł wówczas udział wiatru, a pozostała część przypadła na gaz (18%) i inne źródła OZE. Z czego mógł wynikać tak duży udział produkcji prądu z elektrowni węglowych?
W tzw. normalnych czasach Polska w dużej mierze importuje energię elektryczną. Dzieje się tak z powodu wysokich cen energii pozyskiwanej z węgla ze względu na narzucone przez UE i wciąż rosnące ceny emisji CO2. W związku z tym produkuje się jej od naszych elektrowni tyle, ile wynika z konieczności technologicznej podejmowania przez nie produkcji, a resztę - kupuje się za granicą - z OZE czy z elektrowni jądrowych. Wszystko po to, by uśredniać ceny. Ale w ostatnich miesiącach nastała zima. Polska z importerem energii stała się jej eksporterem, np. do Szwecji. I okazało się, że energia z węgla co prawda nie spełnia norm unijnych i jest droga, ale innej - zwłaszcza tej z OZE - po prostu w tym czasie na rynku zabrakło. Nie sądzę wobec tego, by to, co się wydarzyło w marcu stanowiło jakieś odwrócenie trendu. Prawidła obowiązujących regulacji unijnych, przesądzają, że w dłuższym czasie udział energii z węgla będzie w sposób nieunikniony spadać. Jednocześnie marzec pokazał, jak bardzo ważna jest dla krajowego rynku energii rola bezpieczeństwa energetycznego. Co prawda stawiamy na zieloną energię z OZE, ale, gdy przychodzi ostra zima, także energia z tradycyjnych źródeł okazuje się jak najbardziej potrzebna.
W ostatnich pięciu latach długość istniejących autostrad i dróg ekspresowych wzrosła o 40% - poinformował minister infrastruktury Andrzej Adamczyk. Czy do końca obecnej dekady mamy szansę na dokończenie budowy A2 i A1 oraz pozostających w budowie kilku dróg ekspresowych? Czy wówczas nasycenie ilością dobrych dróg w naszym kraju będzie na podobnym poziomie, co w pozostałych krajach UE?
Myślę, że tak. Ilość dobrych dróg stanowi istotny element poziomu rozwoju kraju. Więc z jednej strony powinno nastąpić dokończenie brakujących odcinków A1 i A2 do granicy, a z drugiej brakujących odcinków dróg szybkiego ruchu, typu via Baltica. Obecnie wciąż nie możemy dojechać np. od naszej granicy wschodniej do zachodniej po autostradzie A2, bo brakuje kilku niewybudowanych odcinków. Słuszny jest więc kierunek, by skoncentrować się w najbliższych latach na ich dokańczaniu. Jednocześnie boom budowy autostrad mamy jednak za sobą. Będą się kończyły pieniądze - w większości unijne - na ten cel. Wystarczy zorientować się na co pójdą środki z Funduszu Odbudowy. Dla Unii priorytet stanowi obecnie bezemisyjny transport kolejowy. Wobec tego domykajmy niedokończone inwestycje drogowe, byśmy dobrą autostradą czy drogą ekspresową mogli przejechać całą Polskę wzdłuż i wszerz. Jest to ważne choćby dlatego, że takie drogi zmniejszają liczbę wypadków i zanieczyszczenie środowiska. Trzeba więc korzystać z tego, że wciąż jeszcze możemy sięgać po środki unijne na ten cel, bo już niedługo będzie można nań wykorzystywać jedynie środki budżetowe.