Przekonać Brukselę do polskiej ścieżki. Transformacja energetyczna w liczbach

Przekonanie Komisji Europejskiej do polskiej ścieżki odejścia od węgla zapewni sprawiedliwą transformację górnictwa, a szacunkowa skala związanej z tym pomocy publicznej będzie nawet czterokrotnie mniejsza niż np. w Niemczech – ocenia prezes Polskiej Grupy Górniczej Tomasz Rogala.

Przedstawiciele największej górniczej spółki uczestniczą obecnie w pracach nad projektem Umowy społecznej, która ma doprecyzować zapisy porozumienia w sprawie zasad i tempa transformacji sektora węglowego, podpisanego we wrześniu między stroną rządową a związkowcami. Uzgodniono wówczas horyzont zamykania kopalń PGG do 2049 r. Jednak na możliwość subsydiowania górnictwa do tego czasu musi zgodzić się Komisja Europejska, z którą strona polska rozpoczęła w ostatnim czasie robocze rozmowy w tej sprawie.

O tym, że PGG przygotowała biznesplan, uwzględniający wrześniowe ustalenia rządu z górniczymi związkowcami, poinformował przed tygodniem wyspecjalizowany w problematyce energetycznej portal WysokieNapiecie.pl. Z informacji portalu wynika, że w najbliższych latach dopłaty do produkcji spółki mają wynieść ok. 2 mld zł rocznie.

Z przygotowanych na potrzeby rozmów z Komisją Europejską szacunków, do których w ub. tygodniu dotarła Polska Agencja Prasowa, wynika, że transformacja PGG w ciągu najbliższych 10 lat może wymagać ok. 4,7 mld euro pomocy publicznej (ponad 20 mld euro). W przeliczeniu na tonę węgla byłby to koszt średnio 23 euro rocznie.

Odnosząc się dzisiaj do tych szacunków, prezes PGG Tomasz Rogala ocenił, że tylko rozłożenie procesu transformacji w czasie, przy zapewnieniu odpowiedniej pomocy publicznej, może zapewnić jego skuteczną realizację. Prezes wyraził nadzieję, że uda się przekonać KE do polskiego programu redukcji mocy produkcyjnych w węglu.

Obecnie zarząd PGG przygotowuje program funkcjonowania spółki PGG w kolejnych latach oraz uczestniczy w pracach służących dopracowaniu warunków Umowy społecznej dotyczącej transformacji sektora. Zgodnie z wrześniowym porozumieniem, projekt takiej umowy ma powstać do połowy grudnia.

Podczas negocjacji tamtego porozumienia strony uzgodniły, że transformacja polskiego sektora węglowego będzie prowadzona w myśl modelu niemieckiego, czyli rozłożona na wiele lat, przy wsparciu państwa.

Opierając się na dostępnych danych, przedstawiciele PGG wyliczyli, że w latach 1998-2018 Niemcy – za zgodą KE - przeznaczyły na subwencje dla górnictwa ok. 42 mld euro, co daje 98 euro w przeliczeniu na jedną tonę węgla rocznie. W Polsce – jak wstępnie wyliczono – transformacja w latach 2021-2030 może kosztować budżet ok. 4,7 mld euro, czyli średnio 23 euro na tonę węgla rocznie.

- Według szacunków, subwencje na pokrycie kosztów transformacji górnictwa węgla kamiennego w Polsce w przeliczeniu na tonę węgla byłyby około czterokrotnie niższe niż w Niemczech – ocenił prezes PGG.

Według Rogali, skuteczność i efektywność procesu transformacji zależy przede wszystkim od przyjętego tempa zmian oraz możliwości ich sfinansowania.

- Im mniej będzie pieniędzy – także tych unijnych – tym czas transformacji będzie dłuższy – tłumaczy prezes, wskazując przede wszystkim na olbrzymią skalę wyzwań związanych z zamykaniem kopalń i tworzeniem nowych miejsc pracy poza górnictwem, czego nie da się w tej skali zrobić w ciągu np. 10 lat.

Z danych wynika, że w Polsce na każde 100 tys. zatrudnionych związanych z węglem jest ok. 1250 miejsc pracy, wobec 150 osób zatrudnionych w tym sektorze średnio w UE. Na Śląsku z górnictwem związanych jest ok. 7 tys. na każde 100 tys. zatrudnionych. W Polsce znajduje się co drugie związane z węglem miejsce pracy w Unii. Szybkie zamknięcie kopalń bez stworzenia alternatywnych miejsc pracy mogłoby skutkować nawet 50-procentowym bezrobociem np. w powiatach rybnickim, wodzisławskim czy bieruńsko-lędzińskim. W budżetach niektórych gmin, jak Marklowice czy Chełm Śląski, jedna czwarta to wpływy z górnictwa.

- To wszystko pokazuje skalę wyzwania, przed jakim stoimy, przede wszystkim w zakresie stworzenia alternatywnych miejsc pracy w innych branżach, co wymaga czasu oraz wieloletnich, kosztowych inwestycji. Tylko wówczas będzie można mówić o sprawiedliwej, akceptowalnej społecznie transformacji – podkreślił prezes największej górniczej spółki.

Jego zdaniem, środki, na jakie Polska może liczyć np. z unijnego Funduszu Sprawiedliwej Transformacji (jego łączna wartość dla 41 regionów górniczych w UE to 7,5 mld euro) nie wystarczą na kompleksowe łagodzenie skutków polskiej transformacji – w tym budowy nowych fabryk, gdzie znajdą zatrudnienie odchodzący górnicy.

- Ostrożnie przyjmujemy, że możemy liczyć na około 20 proc. wartości tego Funduszu, czyli – w rozłożeniu na 10 lat – ok. 200 mln euro rocznie. W zamian decydujemy się na zamknięcie biznesu, który daje 20 razy więcej, bo 4 mld euro przepływów finansowych rocznie – tłumaczył prezes.

Wśród najważniejszych argumentów, które mają przekonać Komisję Europejską do zasadności i racjonalności polskiej ścieżki odchodzenia od węgla, szef PGG wymienił także dotychczasowe efekty w zakresie zmiany krajowego miksu energetycznego oraz odmienny niż w innych krajach Unii punkt wyjścia w tej dziedzinie.

Przed 30 laty polska energetyka była w 96 proc. oparta na węglu, w 2004 r. w 92 proc., zaś w roku ubiegłym w ok. 77 proc. Oznacza to zmniejszenie udziału węgla o 19 punktów procentowych w ciągu 30 lat – porównywalnie do innych krajów, które zaczynały ze znacznie niższego poziomu udziału węgla w miksie. Np. Niemcy, które startowały z pułapu 57 proc. w roku 1990, zmniejszyły udział węgla o 21 p.p., Słowacja o 18 p.p., a cała UE średnio o 20 p.p. Na tle krajów dawnego bloku wschodniego Polska jest w tym zakresie zdecydowanym liderem.

- W ujęciu procentowym zmniejszyliśmy udział węgla w miksie podobnie jak wszystkie kraje UE, a rozpoczynaliśmy od zupełnie innego punktu startowego. Mimo tego opłaty związane z emisją CO2 dotykają głównie nas, tworząc największy, niezawiniony przez nas, koszt związany z transformacją – tłumaczył Tomasz Rogala. Przypomniał, że oparcie polskiej energetyki niemal w całości na węglu wynikało z uwarunkowań historycznych i przynależności Polski do bloku wschodniego.

- Musimy przekonać Komisję Europejską, że zaplanowany przez nas 28-letni okres do zamknięcia sektora górniczego jest dla Polski potężnym wyzwaniem, którego ogrom wynika z dwóch podstawowych przesłanek: innego punktu początkowego naszej transformacji energetycznej oraz ilości ludzi – przede wszystkim na Śląsku – związanych z tym sektorem – podsumował prezes Polskiej Grupy Górniczej.

Jego zdaniem, stopniowe, a nie gwałtowne zamykanie kopalń jest też konieczne dla bezpieczeństwa energetycznego Polski i zapewnienia gospodarce wystarczającej ilości energii, zanim zostaną w pełni zrealizowane zamierzenia dotyczące m.in. uruchomienia elektrowni jądrowej czy energetyki wiatrowej na morzu.

- Na wypadek różnego rodzaju zdarzeń zewnętrznych nie możemy dopuścić do likwidacji kopalń przedwcześnie i "na rympał” – ocenia Tomasz Rogala.

Polska Grupa Górnicza to największy w UE producent węgla kamiennego, zatrudniający ok. 40 tys. osób. W ub. roku kopalnie PGG wydobyły ok. 29,5 mln ton węgla. W tym roku wydobycie zostało znacząco zmniejszone w związku ze spadkiem zapotrzebowania na węgiel i epidemią koronawirusa. 2020 rok spółka może zamknąć wydobyciem rzędu niespełna 24 mln ton. Jeżeli transformacja Grupy będzie przebiegać zgodnie z zarysowanym w porozumieniu społecznym harmonogramem, w 2030 r. spółka może zatrudniać ok. 27 tys. osób, przy rocznym wydobyciu niespełna 18,5 mln ton węgla.

Źródło

Skomentuj artykuł: