Rubel na celowniku, złoty może oberwać rykoszetem

Drożejąca ropa i śmiałe posunięcia Banku Rosji w normalnych warunkach powinny windować notowania rubla na szczyt. Dziś znaczą jednak niewiele wobec widma konfliktu zbrojnego z Ukrainą oraz sankcji, którymi Zachód próbuje powstrzymać Rosjan przed agresją. Jeżeli negocjacje okażą się bezowocne, sporo do stracenia może mieć także złoty.

Losy rosyjskiej waluty tradycyjnie bardzo mocno powiązane są z koniunkturą na rynkach surowców energetycznych. Tyle że w ubiegłym tygodniu notowania baryłki brent na londyńskiej giełdzie zbliżyły się do 90 dolarów i były najwyższe od 2014 roku. Dominującym na rynkach finansowych poglądem powoli zaczyna stawać się wizja ropy po 100 dolarów.

W tym świetle kilkuprocentowe osłabienie rubla w relacji do euro i dolara oraz wzrost kursu USD/RUB wyraźnie ponad 75,00, czyli najwyżej od wiosny ubiegłego roku, tym bardziej kłuje w oczy. Przyczyn słabości rosyjskiej waluty nakazuje szukać gdzie indziej.

Geopolityka kulą u nogi rosyjskiej waluty

Za odwrót od rubla oraz rosyjskich obligacji i akcji odpowiada zaognienie sytuacji geopolitycznej. Za tym frazesem stoi rozmieszczenie przy ukraińskiej granicy ponad 100 tysięcy rosyjskich żołnierzy i coraz bardziej kolizyjny kurs w pertraktacjach z Zachodem. Kolejne spotkania ministra spraw zagranicznych Rosji Siergieja Ławrowa, wiceministra spraw zagranicznych Siergieja Riabkowa, kierującego rozmowami z USA na temat postulatów dotyczących bezpieczeństwa europejskiego, czy nawet samego prezydenta Władimira Putina – nie przynoszą załagodzenia sporu Rosji z Unią Europejską i NATO.

Inwestorzy coraz sceptyczniej podchodzą do szans na porozumienie. Kością niezgody pozostają przede wszystkim przedstawione w połowie grudnia żądania, by NATO nie było rozszerzane na wschód. Przywódcy państw, które odgrywają główne role w pakcie, twierdzą, że spełnienie takich oczekiwań nie wchodzi w grę, podobnie zresztą jak dla drugiej strony bezwarunkowe wycofanie rosyjskich sił ze strefy przygranicznej. Pat trwa, a strony pozostają mocno okopane na swoich stanowiskach.

Brak progresu podsyca nerwowość

Komunikat po piątkowym, kilkudziesięciu minutowym spotkaniu sekretarza stanu USA Antony’ego Blinkena i ministra spraw zagranicznych Rosji Siergieja Ławrowa głosił, że odbyło się ono w szczerej atmosferze i było pożyteczne. Co z tego, jeśli w tym samym czasie pojawiły się plotki, że Stany Zjednoczone szykują się do ewakuacji rodzin swoich dyplomatów z Ukrainy. W tej chwili rosyjska inwazja na Ukrainę staje się scenariuszem, którego nie można wykluczać.

W poprzednich latach, jeśli zachód sięgał po sankcje, to dotyczyły one pojedynczych osób lub przedsiębiorstw. W tym przypadku odpowiedź byłaby zdecydowanie ostrzejsza. Najważniejszym elementem nacisku, tzw. opcją atomową, jest groźba odcięcia Rosji od międzynarodowego systemu płatności SWIFT, która mogłaby sparaliżować system finansowy

komentuje Bartosz Sawicki, analityk Cinkciarz.pl.

Światełkiem w tunelu jest to, że pertraktacje będą kontynuowane. W tym tygodniu ma dojść do przekazania pisemnej odpowiedzi na rosyjskie żądania w sferze bezpieczeństwa europejskiego, co ma poprzedzać dalsze negocjacje. Strony nie dążą do zerwania stosunków dyplomatycznych, a Rosja, być może zaskoczona twardym stanowiskiem Zachodu, po cichu poszła na proceduralne ustępstwa.

80 rubli za dolara?

Trudno zakładać rychłe sfinalizowanie rozmów. Ich kontynuacja wiąże się jednak z wojną psychologiczną, której elementem są manewry wojskowe przy granicy z Ukrainą, straszenie możliwością rozlokowania rosyjskich sił także na Kubie lub w Wenezueli oraz zapowiedzi, że Kreml nie ugnie się przed żadnymi sankcjami. Sprawia to, że rubel, który przez pierwsze trzy kwartały ubiegłego roku był najmocniejszą z istotnych walut, nadal może być słaby i rozchwiany. W pierwszym półroczu możliwe jest osiągnięcie przez USD/RUB poziomu 80,00.

Należy przy tym pamiętać, że rosyjska waluta nie jest pozbawiona atutów. Poza przytoczoną już koniunkturą na rynku ropy można wymienić aktywnie walczące z inflacją władze monetarne. Bank Rosji w ostatnim roku podwoił koszt pieniądza i główną stopę procentową wywindował do 8,5 proc. Argumenty te spychane są jednak na dalszy plan przez geopolitykę i skutecznie odrywają wycenę waluty od jej fundamentów

ocenia analityk Cinkciarz.pl.

Złoty zapłaci za ew. konflikt

Od początku roku polska waluta zyskuje na wartości w relacji do niemal wszystkich głównych walut świata. Kurs euro obniżył się w kierunku 4,50 zł. Prognozy mówią, że złoty nadal może odrabiać pandemiczne straty. Wiele zależy jednak od tego, co stanie się za wschodnią granicą Polski.

Gdyby rzeczywiście doszło do inwazji sił rosyjskich na Ukrainę, to dotychczasowa obojętność złotego na sytuację na Wschodzie szybko mogłaby przemienić się w paniczną ucieczkę kapitału, zwłaszcza jeśli turbulencje na rynkach finansowych związane z zamierzeniami głównych banków centralnych nie zostaną szybko stłumione. W czarnym scenariuszu euro mogłoby ponownie kosztować przejściowo więcej niż 4,60 zł. Kurs bezpiecznego franka mógłby wystrzelić ponad 4,50 zł i osiągać nowe historyczne szczyty

szacuje Bartosz Sawicki.
Źródło

Skomentuj artykuł: