Śmiech na sali (rozpraw). Ale słychać też... chrapanie

Rodzinne dramaty, potworne zbrodnie, wyroki wpływające na całe życie – to wszystko można zaobserwować na sądowych salach. Bywa jednak, że powaga Temidy zostaje mocno nadszarpnięta przez uczestników wydarzeń (prawnicy nie są bez winy). Niektórzy potrafią nawet podczas rozprawy... zasnąć! Nierzadko śmiech wywołuje też zawartość akt. 

Każdemu kto miał (nie)szczęście być wezwanym na rozprawę, z reguły udziela się nastrój dominujący w gmachu sądu. Czyli powagi, skupienia, nieco irracjonalnej tremy. Nie są wyjątkami strony postępowania: oskarżeni, pozwani, powodowie, reprezentujących ich adwokaci. Nie zawsze jednak udaje się – nawet sędziom - zachować kamienną twarz.

Niedawno przed sądem w Tarnowie zakończył się proces, który dotyczył kuriozalnego sporu. Właściciel domu jednorodzinnego trzymał ozdobne kury i dwa koguty, ale mieszkańcy pobliskiego bloku skarżyli się na hałas. Oczywiście, najwięcej na sumieniu miały oba samce, bo potrafiły głośno zapiać o poranku. Sąsiedzi nie potrafili się dogadać - więc poszli do sądu. Podczas procesu rozstrzygano, czy kura może być zwierzęciem domowym. Naprawdę, takie historie trafiają na wokandę. 

Dziwne dźwięki

Sporo zaskakujących historii krąży wśród prawników. Sędzia z dużego miasta wspominała proces o makabryczne zabójstwo, a konkretnie rozprawę, gdy zeznawała matka ofiary. Ze łzami w oczach kobieta opowiadała o cierpieniu, którego doświadcza po śmierci dziecka. Wszyscy słuchali w milczeniu. Niemal wszyscy... Bo nagle rozległo się głośne chrapanie - zasnął jeden z ławników.

„Myślałam, że się ze wstydu spalę” - opowiadała sędzia.

Podobna historia miała miejsce kilka lat w Stanach Zjednoczonych. Sędziemu w zaawansowanym wieku, z poważnymi problemami zdrowotnymi, zdarzało się zapaść w drzemkę. Także podczas przesłuchiwania świadków. Po jednej z takich rozpraw wybuchła gigantyczna awantura, sprawa trafiła nawet do Sądu Najwyższego, który uchylił wyrok, bo uznał, że chrapanie sędziego mogło dekoncentrować ławę przysięgłych.

Obecnie największym problemem są telefony komórkowe. Pomimo ostrzeżeń, kartek na drzwiach sal rozpraw, pouczeń, ciągle trafiają się delikwencie, którzy zapomną wyłączyć lub co najmniej ściszyć aparat. O dziwo, zdarza się to nawet adwokatom i prokuratorom. Ale żeby członkom składu orzekającego... Całkiem niedawno Norbert Kowalski, dziennikarz „Głosu Wielkopolskiego” był obecny rozprawie w poznańskim sądzie. I relacjonował na Twitterze: „na samym początku sędzia prosi o wyłączenie telefonów. Mija około 15 minut i słychać dzwonek telefonu... ławnika”.

Trudno sobie wyobrazić minę sędziego, który orzekał w sprawie żołnierza z zarzutem usiłowania zabójstwa. Najpierw irytację wywołał dźwięk telefonu. Po chwili okazało się, że dochodzi z kieszeni oskarżonego. Problem w tym, że mężczyzna został doprowadzony... z aresztu. Gdzie posiadanie telefonu komórkowego jest oczywiście zakazane. 

Dowcipnisie

Większość sytuacji wywołujących konsternację uczestników rozprawy z reguły dzieją się wskutek zbiegu dziwacznych okoliczności. Nie brakuje jednak podsądnych, którzy sami prowokują problemy. Chociażby, gdy przychodzą do sądu po kilku „głębszych” na odwagę. Jeśli sędzia zorientuje się, że świadek jest pod wpływem alkoholu, zazwyczaj kończy się wysoką grzywną lub nawet kilkudniowym pobytem za kratkami.

Ale są również osoby bardziej „pomysłowe”. Przed kilkoma latami głośna była historia z udziałem mężczyzny oskarżonego o popełnienie przestępstwa, który spóźnił się na własny proces. 

„Już miałam wyznaczyć kolejny termin, gdy otworzyły się drzwi. Wszedł niosąc tacę z filiżankami. Przyniósł kawę dla mnie, prokuratora i dla siebie. Zbaraniałam, bo takiego numeru jeszcze nikt nie wyciął. Odesłałam go do bufetu” – opowiadała dziennikarzowi rozbawiona sędzia.

Świadkowie (lub strony) wzywani do sądu mają przyjść na rozprawę i zeznać co wiedzą. Niektórzy jednak idą o krok dalej i korzystają z rozmaitych gadżetów. Swego czasu do Sądu Okręgowego w Warszawie trafiła odpowiedź na pozew. Do pisma procesowego dołączono… gumowy młotek. Jak tłumaczył autor, aby powód „wypukał swoje żądania”. Drugi egzemplarz wręczył sędziemu. Skończyło się karą za obrazę.

Niecodziennym pomysł miał również uliczny grajek ukarany mandatem za zakłócanie porządku. Na rozprawę przyszedł z gitarą, bębnem, tamburynem... Chciał zagrać sędziemu, aby udowodnić, że jego muzyka działa jedynie relaksacyjnie. Koncertu na sali rozpraw wprawdzie nie było, ale mandat został anulowany.

Z pomysłem

Pisarka Jane Austen już wiele dekad temu stwierdziła: „Po cóż innego żyjemy, jak nie po to by być przedmiotem rozrywki naszych sąsiadów i z kolei śmiać się z nich”. Ta sentencja doskonale oddająca obraz wielu rozpraw w sądach, bo kulisy sporów sąsiedzkich - poza kłótniami w rodzinie - stanowią gros pozwów. 

Pewna kobieta zażądała odszkodowania od sąsiadki, bo na jej podwórko spadały szyszki ze świerku rosnącego za płotem.  Ewenementem był również pozew za stukające obcasy w damskich szpilkach. Albo dachówki za mocno odbijające światło... Trudno uwierzyć, ale tym też zajmował się sąd!

Z kolei rozmaite awantury o zwierzaki to dla sędziów niemalże chleb powszedni. Szczególnie „popularne” są pozwy o zbyt głośno szczekające psy. Jeden z pozwanych właścicieli czworonoga nawet przyszedł do sądu ze swoim pupilem, ale musiał opuścić salę rozpraw.
W poważne problemy można również wpaść z powodu nadmiernej troski o krewnych. W zeszłym miesiącu kuriozalna sytuacja miała miejsce w Sandomierzu. Do sądu przyszła 69-letnia kobieta, matka oskarżonego, aby usprawiedliwić nieobecność syna. Chcąc przekonać sąd, że mężczyzna ma poważne problemy wyciągnęła z kieszeni źródło kłopotów - marihuanę i lufkę do palenia. Sędzia był bardzo zaskoczony. Musiał wezwać policję.

Są też osoby, które wpadają w panikę, gdy dostają wezwanie. Tak jak mieszkaniec Zgierza, który skonstruował ładunek wybuchowy, podłożył bombę przed własnym domem i powiadomił policję. Wszystko po to, aby uniknąć zeznań.

Sędziowie potrafią namieszać

Za sprowokowanie niektórych sytuacji we własne piersi powinni też się uderzyć sędziowie lub pracownicy sekretariatu. Sporo śmiechu było kilka lat temu, gdy na rozprawę w sądzie w Pszczynie wezwano Nikolę Ś. Stawiła się na wezwanie, ale… przyniesiona przez matkę. Bo świadek miał dopiero sześć miesięcy. 

Słynny kiedyś był wyskok sędziego z Kanady, który orzekał w sprawie narkotykowej i w dość osobliwy sposób krytykował działania prokuratury: „Oskarżony musiałby być pierd...nym idiotą, aby trzymać kokainę w skrytce, którą osobiście wynajął”.

Źródło

Skomentuj artykuł: