Tania siła robocza to już przeszłość

- Skończyły się czasy, gdy firmy budowały przewagę konkurencyjną na taniej sile roboczej - ocenił ekonomista z katedry strategii Akademii Leona Koźmińskiego dr Szymon Wierciński. Dodał, że kryzys przetrwają przedsiębiorstwa oparte o nowoczesne technologie i innowacje.

Ekonomista nie ma wątpliwości, że firmy, które mimo niekorzystnych warunków do inwestowania, znajdą środki m.in. na zakup i rozwój w obszarze nowoczesnych technologii, znacznie łatwiej przebrną przez obecny kryzys i będą miały możliwość zbudowania trwałej przewagi konkurencyjnej w przyszłości. Wyjaśnił, że np. zaawansowane linie technologiczne czy automatyzacja pozwalają zwiększyć efektywności i produktywności, co w efekcie przekłada się na zmniejszenie kosztów pracy i większe zyski.

W jego ocenie, największe problemy z przebrnięciem przez osłabienie gospodarcze będą mieć przedsiębiorcy, którzy do tej pory bazowali na niskich kosztach pracy i nie inwestowali w podnoszenie produktywności czy umiejętność wdrażania innowacji. "Przez lata bardziej opłacało się zatrudniać tanich pracowników niż inwestować np. w nowoczesne maszyny, urządzenia i automatyzacje procesów. Jednak wprowadzone w ostatnich latach podwyżki płacy minimalnej radykalnie zmieniły sytuację" - powiedział. 

Przypomniał, że w 2016 roku minimalna stawka godzinowa wynosiła 12 zł brutto, a od stycznia br już 22,80 zł. 

Przekłada się to również na wzrost średniego wynagrodzenia. "Wzrost tych kosztów przedsiębiorcy do tej pory rekompensowali sobie podwyżkami cen produktów i usług, jednak w obliczu spadającego popytu, kolejne podwyżki w wielu branżach będą dla konsumentów trudne do zaakceptowania" - powiedział. Wskazał też, że od lipca br wchodzi w życie kolejna podwyżka płacy minimalnej - do 23,50 zł za godzinę brutto, co jeszcze bardziej może pogłębić problemy firm, które od ponad roku borykają się z rosnącymi cenami energii czy surowców.

W ocenie eksperta, wzrost cen towarów i usług związany jest sytuacją geopolityczną (wojna w Ukrainie), ale także polityką fiskalną i monetarną polskiego rządu. Wyjaśnił, że chodzi m.in. o bardzo szybko rosnące wydatki budżetowe związane np. ze sferą społeczną. "Rosnące szybko wynagrodzenia, a także polityka rządu, przyczyniła się do zwiększenia środków, które Polacy przeznaczają na konsumpcję" - wskazał.

To się jednak zmienia. Ekonomista ocenił, że wysoka inflacja ( w marcu br. 16,1 proc.) już wpłynęła na ograniczenia konsumpcji prywatnej i spadek sprzedaży detalicznej. Przypomniał, że w lutym br. sprzedaż liczona w cenach stałych była o 5,0 proc. niższa niż w lutym 2022 roku i był to najgłębszy spadek od stycznia 2021 roku, gdy ze względów covidowych ograniczona była dostępność galerii handlowych. O końcu podwyżek może też świadczyć, spadek cen produkcji przemysłowej (PPI), które w lutym br. były niższe w porównaniu ze styczniem o 0,4 proc. Z kolei w marcu według wstępnych danych, ceny produkcji sprzedanej przemysłu spadły w stosunku do lutego 2023 r. o 0,8 proc.

Pytany, co firmy mogą zrobić, by przetrwać trudny czas, powiedział, że w momencie, gdy możliwości podwyżek cen przez producentów, zostają coraz bardziej ograniczone, jedynym rozwiązaniem jest zwiększenie efektywności i produktywności innowacyjnymi rozwiązaniami. Przy czym - jak zaznaczył - po hasłem "innowacyjne" nie zawsze musi chodzić o kosztowne rozwiązania technologiczne. Wyjaśnił, że może to być np. zamiana systemu zarządzania, wprowadzenie nowych produktów i usług, przystosowanie organizacji do pracy zdalnej czy modyfikację strategii. Przypomniał, jak ogromne pokłady innowacyjności uruchomiła w gospodarce pandemia. "Wiele firm w ciągu kilku miesięcy, czasem tygodni, wprowadziło rozwiązania, które w normalnej sytuacji zajęłyby im lata" - powiedział.

Zauważył też, że w zwykle najgorszej radzą sobie w sytuacjach kryzysowych, przedsiębiorstwa nastawione "na przetrwanie", działające w oparciu o pracę własną czy tanich pracowników. Zdecydowanie lepiej z zawirowaniami radzą sobie tzw. firmy rosnące, czy agresywnie rosnące (tzw. gazele), posiadające sprawny model biznesowy, nastawione na adaptację oraz wdrażanie rozwiązań, które strategicznie mają zapewnić im długoterminowy, stały wzrost przychodów. To one inwestują w markę, wprowadzają nowe usługi, rozszerzają ofertę i potrafią lepiej niż inne firmy przystosować się do zmian w otoczeniu organizacyjnym.

Ekonomista zauważył też, że w Polsce firm rosnących nastawionych na wzrost jest zdecydowanie mniej niż w bogatszych gospodarkach zachodnich. "Jesteśmy na początku ścieżki, którą od dziesięcioleci podążają przedsiębiorstwa np. ze Stanów Zjednoczonych, zachodniej UE czy Izraela" - powiedział. Dodał, że zniwelowaniu tych różnic mają służyć programy finasowania naszych przedsiębiorstw ze środków publicznych i funduszy unijnych, ale również umacniający się sektor prywatnych funduszy inwestycyjnych. Ocenił, że dzięki tym narzędziom, wchodzimy powoli na taki etap rozwoju, w którym przestajemy budować przewagę konkurencyjną na taniej sile roboczej czy surowcach, ale w opieramy ją o nowoczesne technologie i innowacje. "Drożejąca praca i kryzys mogą ten proces przyśpieszyć. Przetrwają ci, którzy zaoferują produkty i usługi w oczekiwanej przez klientów jakości i cenach i dopasowane do zmieniających się potrzeb klientów. To wiąże się już bezpośrednio z innowacyjnością" - zaznaczył". 

Źródło

Skomentuj artykuł: