Tarnawa: W budownictwie czynniki kosztowe słabną i na horyzoncie są coraz niższe wzrosty cen
Jeżeli popyt słabnie, to finalnie, z opóźnieniem, ceny reagują i moim zdaniem obserwujemy w przypadku danych dotyczących wzrostów cen produkcji budowlanej, pierwsze, wyraźniejsze symptomy wyhamowywania wcześniejszych, horrendalnych wzrostów cen w tej branży. Po drugie jest jeszcze jeden element - widzimy, że na rynku globalnym zaczynają słabnąć największe wyzwania związane z dostawami międzynarodowymi, z logistyką, zaczynają się odblokowywać te kanały. Z Łukaszem Tarnawą, głównym ekonomistą Banku Ochrony Środowiska SA, rozmawia Maciej Pawlak
W II kwartale br. PKB wyrównany sezonowo wg GUS zmniejszył się realnie o 2,3% w porównaniu z I kwartałem i był jednocześnie wyższy niż w 2 kw. ub.r. o 5,3%. Czy można już pokusić się o prognozę wzrostu PKB za cały 2022 r.? Jak bardzo będzie to mniejszy wzrost niż w ub. roku?
Dane GUS okazały się nieco słabsze od oczekiwań. Oczekiwaliśmy spadku PKB w ujęciu kwartalnym, niemniej ten spadek był nieco głębszy. Trudno ostatecznie wnioskować o jego wszystkich przyczynach, bo w grę wchodziłby spadek poziomu zapasów materiałowych, które zresztą bardzo mocno wzrosły na przełomie ubiegłego i tego roku. A to od zapasów będzie zależało to, czy czeka nas trwalsze spowolnienie czy nie. Zapasy to nietrwała część składowa wzrostu PKB. Jeżeli mocno wzrosła na przełomie roku, choćby z powodu ich zwiększania wskutek perturbacji, w związku z wojną na Ukrainie, to nie było tak brzemienne w skutkach.
A jeśli to inne przyczyny spowodowały spadek tempa wzrostu PKB?
Gdyby się okazało, że to konsumpcja, albo inwestycje odpowiadają za to, w grę wchodzi bardziej poważna sprawa. Wciąż solidny wzrost w ujęciu rok do roku powyżej 5% stanowi efekt rozpędzenia gospodarki z wcześniejszego okresu, tj. efektów postcovidowych, odrabiania strat i baz odniesienia. Ten właśnie efekt, łącznie z wysokim wynikiem za pierwszy kwartał br., zbudował dużą bazę, pozytywny bagaż dla całego roku. Możemy powiedzieć już dzisiaj o prognozach na kolejne kwartały. Wskazują one na to, że gospodarka spowolni w drugiej połowie roku w okolice 2 - 1,5%.
Dlaczego?
Całkowicie wygasną bowiem wówczas efekty statystyczne podbijania wzrostu wynikającego czysto z efektów statystycznych - wskutek lockdownów itd. Drugi aspekt to po pierwsze: słabnięcie gospodarki globalnej, w szczególności europejskiej, co jest pokłosiem niepewności związanej z wojną i bardzo dużego szoku surowcowego, który nastąpił w jej następstwie. Chodzi zarówno ograniczenie dostaw gazu, ponadto ceny są dużo wyższe, co powoduje wzrost inflacji i ograniczenie realnych dochodów ludności. To działa najsilniej na Europę, dlatego, że jest ona najbardziej uzależniona od gazu z Rosji. Stąd coraz bardziej realną perspektywą, w szczególności po tym, jak Gazprom ograniczył dostawy gazu o 40%, a nawet okresowo całkowicie, jest doświadczenie recesji w strefie euro. To pociągnie w dół także naszą gospodarkę. Tym samym według prognoz, należy się liczyć z tym, że pod koniec tego roku wzrost gospodarczy będzie oscylował u nas, jak wspomniałem między 1,5, a 2% w odniesieniu do poprzedniego roku. Natomiast w pierwszej połowie przyszłego roku wzrost PKB Polski zmniejszy się do przedziału 0 - 1%. Będzie to pochodną wspomnianego spowolnienia w strefie euro, ale także drenażu dochodów osób prywatnych, wynikającego z wysokiej inflacji, która jest w dużej mierze pochodną wzrostu cen surowców. Prognozy wzrostu PKB Polski na cały 2022 rok, oscylują na poziomie 4,3%, ale tu w grę wchodzić będzie bardzo mocna pierwsza połowa br. Natomiast przyszły rok wzrost PKB rok do roku powinien wynieść 1,7%.
Produkcja przemysłowa w lipcu 2022 r. wzrosła o 7,6 proc. w porównaniu z lipcem ub.r., ale w porównaniu z czerwcem spadła o 6,5 proc. - podał GUS. Jak długo ta spadkowa tendencja się utrzyma?
Patrząc na dane porównujące rok do roku widzimy, że ta produkcja była słabsza, niż w czerwcu, bo to był wynik 7,6%, podczas, gdy miesiąc wcześniej - ponad 10%. Ale w tym przypadku zagrały efekty sezonowe, choćby liczba dni roboczych w porównywanych miesiącach. Dlatego w miesięcznych zmianach, trzeba czynnik uwzględniać. W tym przypadku paradoksalnie wyniki są lepsze, niż można by się było spodziewać biorąc pod uwagę słabość otoczenia naszej gospodarki. To naprawdę niezłe dane. Tam jest wręcz lekki wzrost w odniesieniu do poprzedniego miesiąca, z uwzględnieniem tzw. korekty sezonowej i to pierwszy raz po trzech miesiącach spadku. Nie jest więc tak źle, jak mogłoby wynikać z danych nie odsezonowionych. W sumie jednak produkcja przemysłowa, choć odbiła nieco w górę, to - przy istniejącej koniunkturze zewnętrznej - pozostanie słaba. Wcześniej mieliśmy boom, który doświadczyliśmy po okresie pocovidowym, kiedy ludzie kupowali mnóstwo mebli, sprzętu RTV i AGD, bo nie wydawali na wycieczki czy usługi. W związku z tym boom w przemyśle był ogromny i polskie firmy na tym skorzystały. Obecnie jednak następuje przekierowanie zachowań konsumpcyjnych.
Jak to wygląda w praktyce?
Zwiększa się popyt na usługi, bo nie ma już lockdownów. Jednocześnie ludzie mają mniej pieniędzy przez to, że inflacja drenuje dochody realne i to łącznie powoduje, że przemysł słabnie. Do tego dochodzi spowolnienie w budownictwie, które widzimy już w danych w działach, które produkują na rzecz przemysłu. To wszystko powoduje, że faktycznie produkcja przemysłowa będzie słabła, pod koniec roku będzie w granicach 0%. Te przytoczone dane, chociaż nie stoją w sprzeczności z trendem spowolnienia, są wciąż solidne w porównaniu do tego, co widzimy w otoczeniu polskiej gospodarki. Tak więc będzimy świadkami stopniowego słabnięcia dynamiki przemysłu w kierunku 0% pod koniec obecnego roku.
Wg GUS przeciętne wynagrodzenie brutto w sektorze przedsiębiorstw (firm zatrudniających min. 10 osób) w lipcu wyniosło 6.778,63 zł, co oznacza wzrost o 15,8% w porównaniu z lipcem 2021, a jednocześnie o 3,4% - w porównaniu z czerwcem br. Wciąż więc jest wyższe od inflacji. Z kolei zatrudnienie w tym sektorze w porównaniu z lipcem ub.r. wzrosło o 2,3% (w stosunku do czerwca przeciętne zatrudnienie zwiększyło się minimalnie o 0,2%). Czy w związku z tym, że wciąż nie wszystkie miejsca pracy są zapełnione, pracujący mogą liczyć na wzrost przeciętnych płac powyżej poziomu inflacji także w kolejnych miesiącach?
Niestety nie, dlatego że te 15,8% rok do roku, wobec ok. 13% w czerwcu, stanowi głównie efekt bardzo dużych podwyżek w górnictwie i energetyce. W górnictwie płace wzrosły o 80%, w energetyce o 30%, bo tutaj były dobre wyniki. I to spowodowało, że ta dynamika roczna wybiła tak mocno, i nawet powyżej inflacji. Wobec tego jest bardzo mało prawdopodobne, żeby takie jednorazowe efekty powtórzyły się w kolejnych miesiącach. Naszym zdaniem w BOŚ Banku w kolejnych miesiącach dynamika średniego wzrostu płac powróci w okolice 13% z kawałkiem. To będzie wciąż dużo, ale mniej niż poziom inflacji, tym samym realnie płace będą spadały, a dochody będą niższe, co będzie ograniczało konsumpcję. Wobec tego wynik z lipca należy traktować jako wyjątkowy. Niemniej oczywiście ci, którzy pracują w górnictwie czy energetyce mają się z czego cieszyć.
Według wstępnych danych GUS, w lipcu ceny produkcji budowlano-montażowej w porównaniu z lipcem ub.r. wzrosły o 13,4%, a w porównaniu z czerwcem 2022 r. - o 0,8%. Czy ten stosunkowo niski wzrost miesiąc do miesiąca może oznaczać, że sytuacja branży budowlanej zaczyna się stabilizować (od listopada ub.r. ceny m/m rosły co najmniej o 1%) i że ceny w tym sektorze nie będą rosnąć w takim tempie, jak w poprzednich miesiącach?
Nie sądzę, choć zapewne to może być początkiem trendu. Natomiast pamiętajmy to jest wciąż wzrost. Patrząc na dane w przemyśle, w przetwórstwie, to tam miesiąc do miesiąca odnotowujemy w lipcu pierwszy spadek od iluś tam miesięcy, zatem wyhamowywanie wzrostów cen w produkcji czy budownictwie jest faktem i jest uzasadnione. Po pierwsze tym, że popyt siada, a to w szczególności w budownictwie widzimy, bo wzrosła cena kredytu, jego oprocentowanie, a wskutek tego spada popyt, co przekłada się na spadek liczby rozpoczynanych budów. A jeżeli popyt słabnie, to finalnie, z opóźnieniem, ceny reagują i moim zdaniem obserwujemy w przypadku danych dotyczących wzrostów cen produkcji budowlanej, pierwsze, wyraźniejsze symptomy wyhamowywania wcześniejszych, horrendalnych wzrostów cen w tej branży.
Co jeszcze wpływa na sytuację w branży budowlanej?
Po drugie jest jeszcze jeden element - widzimy, że na rynku globalnym zaczynają słabnąć największe wyzwania związane z dostawami międzynarodowymi, z logistyką, zaczynają się odblokowywać te kanały. Z wyjątkiem gazu, o którym mówiliśmy, także surowce zaczynają tanieć, bo, w szczególności nad Europę, nadciąga recesja. To powoduje, że czynniki kosztowe słabną i moim zdaniem na horyzoncie są coraz niższe wzrosty cen, a finalnie można oczekiwać ich stabilizacji, czy może nawet lekkich korekt w dół. Nie uważam przy tym, żeby to były tak jak w przypadku płac wyjątkowe, jednorazowe efekty. To moim zdaniem początek hamowania wzrostu cen w związku z tymi czynnikami, o których mówiłem: z jednej strony spowolnienie gospodarcze, z drugiej strony lepsze warunki podaży, większa dostępność, mniejsze kłopoty w dostawach globalnych itd. Oczywiście ten efekt będzie nie tak szybki, jak, niestety efekt energetyczno-gazowy, który podbija z kolei ceny energii elektrycznej i jako element kosztowy będzie wyzwaniem, będzie hamował trend. Nie powinniśmy oczekiwać jego odwrócenia i przyspieszenia wzrostów w kolejnych miesiącach i kwartałach. Miejsce będzie miał raczej trend hamujący.
Obroty towarowe handlu zagranicznego w styczniu-czerwcu br. wyniosły w cenach bieżących 761,5 mld zł w eksporcie (o 1/5 więcej niż w ub.r.) oraz 814,6 mld zł (o 1/3 więcej niż w ub.r.) w imporcie. Ujemne saldo ukształtowało się na poziomie 53,1 mld zł, podczas gdy w I półroczu ub.r. było dodatnie i wyniosło 18,6 mld zł. Czy tendencja do szybszego wzrostu importu niż eksportu i powiększania się ujemnego salda w handlu zagranicznym będzie rosła także i w tym półroczu?
To są wartości nominalne, wyrażone w złotych czyli na nie też mają wpływ różnice kursowe. Nawet jeżeli spojrzymy na kursy dolara czy euro, to i tak ta dysproporcja między importem, a eksportem jest bardzo wysoka, czyli ten import poszedł w górę. To jest trend, który miał miejsce w pierwszej połowie roku, ale stanowi też w dużej mierze efekt cenowy. W odniesieniu do cen surowców, głównie energetycznych w Europie Środkowo-Wschodniej, także w Rosji, mamy gigantyczne wzrosty. A przecież myśmy jeszcze importowali sporo surowców energetycznych z Rosji w pierwszym kwartale br., jeszcze były wówczas otwarte rynki. Dopiero stosunkowo niedawno zamknęliśmy import stamtąd, zgodnie polityka sankcji. To wszystko ma wpływ na efekt cenowy. Zaczęły się powiększać zapasy, bo można było przewidzieć, że w związku z wojną na Ukrainie zamkniemy kurek importu z Rosji, bądź Rosja sama go zamknie. Wobec tego firmy robiły zapasy różnego rodzaju surowców. To spowodowało jeszcze dodatkowo wzrost importu. Więc w dużej mierze ta dysproporcja między nim, a eksportem, nie jest efektem ogromnego popytu, który byłby trwały i bardzo dynamicznego popytu importowego w Polsce, lecz słabości eksportu. A przy tym w dużej mierze efektu cenowego wynikającego z szoków surowcowych i w jakimś stopniu budowania zapasów. To głównie dlatego import jest istotnie większy, niż eksport. Choć to zjawisko będzie stopniowo słabło w trakcie roku, bo firmy zgromadziły spore zapasy i ceny w końcu kiedyś wyhamują.