Elon Musk przejął oficjalnie Twittera i trudno powiedzieć, by był to zarówno dla firmy, jak i dla miliardera czas spokojny. Reklamy z serwisu zaczęli wycofywać najwięksi gracze, Musk zdecydował się zredukować zespół pracowników o połowę, zwalniając blisko 4000 osób, a finansowaniem zakupu Twittera może przyjrzeć się federalna komisja, obawiająca się nadmiernej ingerencji Saudów.
Pod koniec października sfinalizowane zostało zapowiadane od kilku miesięcy przejęcie serwisu Twitter przez miliardera Elona Muska. Ekscentryczny biznesmen zapowiedział, że chce walczyć z botami, stworzyć z Twittera przestrzeń wolności słowa, a także sprawić, by algorytm prezentacji treści był powszechnie znany. Przekonywał, że kupił Twittera nie po to, by zarobić, ale "pomóc ludzkości".
Jedną z pierwszych decyzji nowego właściciela serwisu było zwolnienie trojga głównych menedżerów Twittera, który oskarżył o wprowadzenie go w błąd w maju 2022 r. w sprawie liczby fałszywych kont w serwisie. Był to wówczas powód, dla którego miliarder wstrzymał się z zakupem platformy. Dotychczasowy szef Twittera, Parag Agrawal, oraz dyrektor finansowy Ned Segal o zakończeniu umowy dowiedzieli się, będąc w siedzibie firmy, z której zostali bezzwłocznie wyprowadzeni. W trybie natychmiastowym stanowisko utraciła równiez Vijaya Gadde, szefowa ds. polityki prawnej oraz Sean Edgett, główny radca prawny.
28 października Musk zamieścił tweeta o treści "Ptak jest wolny", co nawiązywać może do symbolu Twittera - niebieskiego ptaszka. Tego samego dnia zapewnił, że platforma stworzy "radę ds. moderacji treści" o szerokim zróżnicowaniu poglądów, bez decyzji której nie zapadną żadne ważne decyzje dot. treści oraz kont.
Spór o 8 dolarów
Jedną z pierwszych decyzji dotyczących samego funkcjonowania serwisu, jest wprowadzenie opłaty 8 USD miesięcznie za "niebieską plakietkę", będącą oznaką autentyczności publicznego konta, dotyczącą profili m.in. celebrytów, sportowców, polityków, biznesmenów, dziennikarzy itd.
"Obecny system panów i sługów na Twitterze dla tych, którzy mają lub nie mają niebieskiego znacznika jest bzdurą" - napisał Musk. Z opłatą mają się wiązać dodatkowe profity w korzystaniu z konta, m.in. priorytet w wyszukiwaniach, mniej reklam, możliwość publikacji dłuższych nagrań wideo, a także możliwość ominięcia paywalla dla współpracujących z platformą wydawców.
- To zapewni Twitterowi strumień przychodów, by wynagradzać twórców treści – stwierdził.
Propozycja wywołała wiele kontrowersji, choć o takim rozwiązaniu mówiono od pewnego czasu. Twierdzono, że nowy właściciel platformy będzie chciał ustalić cenę na poziomie co najmniej dwukrotnie wyższym. W niedawnej ankiecie tylko 10 proc. użytkowników Twittera zadeklarowało, że za niebieską plakietką są gotowi płacić 5 USD miesięcznie. W serwisie jest obecnie ok. ponad 400 tys. zweryfikowanych kont. Wprowadzona przez Muska płatna subskrypcja zmienia panujący od 2009 r. model weryfikacji. Pomysł spotkał się z falą krytyki, wśród których nie brakowało również głosów znanych z wiosny 2022 r., które ostrzegały, że „Twitter zmieni się nie poznania”. Zdaniem części analityków, zmiana właściciela i idąca wraz z tym zmiana polityki, doprowadziła do „wzrostu mowy nienawiści” oraz liczby kont postujących „nienawistne treści”.
Wysychający strumień pieniędzy
Reklamodawcy zaczęli wycofywać się z platformy w obawie przed „utratą reputacji”. Reklamowy gigant, IPG's Mediabrands zaapelował do swoich klientów, by zawiesili reklamy na Twitterze do czasu wyklarowania się kwestii dotyczących „zaufania i bezpieczeństwa”. Wycofanie rozważają także klienci innej renomowanej agencji reklamy, GroupM. Global Alliance for Responsible Media (GARM) zaapelował o „poprawę bezpieczeństwa dla reklamodawców”, a na biurka ważnych firm reklamujących się na Twitterze trafił w ostatnich dniach list aktywistów wzywający do porzucenia reklam na przejętej przez Elona Muska platformie. Stworzona została także strona StopToxicTwitter, która ma apelować przez reklamodawców do Muska o zwiększenie bezpieczeństwa, przestrzeganie standardów społeczności i moderowanie treści. Wśród marek, które wycofały lub zawiesiły swoje reklamy jest m.in. grupa Volkswagen, General Motors, Pfizer, General Mills.
- Twitter odnotuje potężny spadek przychodów, dlatego że aktywiści naciskają na reklamodawców, mimo że nic nie zmieniło się w moderowaniu treści i zrobiliśmy wszystko, co w naszej mocy, by zaspokoić aktywistów. Ekstremalne pomieszanie! Oni [aktywiści] próbują zakłócić wolność słowa w Ameryce – napisał na Twitterze Musk.
Trudno się dziwić alarmistycznym tonom – według szacunków, reklamy stanowią ok. 90 proc. przychodów Twittera, jednak z drugiej strony, nie jest on medium najczęściej wybieranym przez reklamodawców. Jak wskazuje Insider Intelligence, tylko niespełna 1 proc. wydatków na reklamę cyfrową w 2022 r. zostanie przeznaczonych na Twittera. Dla porównania – grupa Meta (Facebook) zgarnia ponad 21 proc.
4000 osób żegna się z Twitterem
Kolejną głośną sprawą są masowe zwolnienia, które planuje Musk. Miliarder nie ujawnia, ile osób dotychczas straciło pracę przy serwisie, ale w planach ma być zwolnienie około połowy pracowników, czyli niespełna 4000 osób. Pojawiły się głosy, że w miejsce już zwolnionych, Elon Musk miał zatrudnić nowe osoby. Sam Musk stwierdził, że „nie miał wyboru, gdy firma traci ponad 4 mln dolarów dziennie”. Poinformował, że odchodzącym zaoferowano trzymiesięczną odprawę. Yoel Roth, dyrektor Twittera ds. bezpieczeństwa, poinformował news.sky.com, że zwolnienia sięgnęły 50 proc., w tym ok. 15 proc. działu zaufania i bezpieczeństwa. Przekazał, że ekipa moderacji na pierwszej linii najmniej odczuła redukcję etatów. Wiele głosów zaniepokojonych standardami moderacji właśnie w masowych zwolnieniach upatrywała jeden z głównych powodów zmiany jakościowej. Przeciwko Muskowi pierwsi zwolnieni sformułowali już pozwy sądowe – chodzi o pozbawienie ich pracy bez uprzedniego poinformowania o tym, co stanowi naruszenie amerykańskiego prawa federalnego. Przy okazji zwolnień informowano o wielu nieprawidłowościach i wątpliwych etycznie działaniach. Media ostrzegają, że Musk może być także oskarżany o dyskryminację konkretnych grup społecznych lub rasowych.
Nieoczekiwanie, głos zabrał Jack Dorsey, założyciel i były szef Twittera, do maja 2022 r. pozostający w zarządzie firmy. - Ponoszę odpowiedzialność za to, że wszyscy znaleźli się w takiej sytuacji. Zbyt szybko zwiększyłem rozmiary firmy. Przepraszam za to – napisał Dorsey.
Serwis pod kontrolą Saudów?
To nie koniec ciemnych chmur, jakie zebrały się nad przejęciem Twittera przez Elona Muska za łączną kwotę 44 mld dolarów. Sumy tej miliarder nie wyłożył całkowicie z własnej kieszeni, a oparł się na mniejszych i większych pożyczkach lub wpłatach ze strony różnych graczy z całego świata. Gizmodo wskazuje, że na zakup Musk zaciągnął łącznie ok. 13 mld dolarów pożyczek, a z jego własnych środków pochodziło kolejnych co najmniej 25 mld USD. Media zauważają, że wraz z odejściem części reklamodawców i mogącymi pogłębiać się problemami serwisu, Twitter stanie się wątpliwym źródłem kasy na pokrycie zobowiązań Elona Muska.
„Washington Post” poinformował, że każdy z inwestorów, którzy wyłożyli na zakup Twittera co najmniej 250 mln dolarów, zyska dostęp do informacji poufnych firmy – przede wszystkim finansowych, jednak niewykluczone, że także dotyczących użytkowników. Na liście inwestorów są m.in. saudyjskie i katarskie firmy oraz znana z kontrowersyjnej działalności giełda kryptowalutowa Binance. Sprawa zainteresowała amerykańskie władze federalne, a Komitet ds. inwestycji zagranicznych w USA rozważa interwencję przede wszystkim w obawie przed wpływami inwestorów z Arabii Saudyjskiej.
"Nowy paradygmat"
Rozpoczął się także powolny exodus użytkowników Twittera, nakręcany apelami części celebrytów i aktywistów. Najczęstszym celem „uciekinierów” staje się serwis Mastodon, którego serwery przeżywają ostatnio mocne próby przeciążeniowe. W ostatnich dniach liczba nowych użytkowników istotnie wzrosła i sięgnęła ponad 650 tysięcy. Mastodon, określany jako połączenie Twittera i Reddita, oparty jest o oprogramowanie open source i bazuje na kilku tysiącach serwerów z własnymi moderatorami i zasadami. Plusem Mastodona ma być to, że decyzyjność nad serwisem jest całkowicie zdecentralizowana. Jedynym formalnym pracownikiem Mastodona jest jego założyciel, 29-letni obecnie Eugen Rochko, który pracę nad serwisem rozpoczął w 2013 r. Mastodon w głównej mierze oparty jest o działalność non-profit, a przed serwisem – wraz ze wzrostem popularności pojawi się wiele nowych i niewątpliwie kosztownych wyzwań. Eksperci są zdania, że Mastodon przynajmniej na razie nie stanie się drugim Twitterem, a wzrost popularności serwisu wydaje się być chwilowym trendem. Rochko, cytowany przez Forbes, twierdzi, że jego ambicją nie jest stworzenie Twittera 2.0, ale nowego paradygmatu mediów społecznościowych.