Tomasz Rogala, prezes Polskiej Grupy Górniczej, uważa, że gdyby rozporządzenie Komisji Europejskiej w sprawie emisji metanu weszło w życie w obecnym kształcie, czyli z obowiązkiem ograniczenia emisji do 3 t metanu na 1000 t węgla – to w 2030 r trzeba będzie zamknąć 2/3 kopalni należących do PGG.
Jak wyliczył prezes Rogala podczas konferencji Śląski Ład, zorganizowanej z inicjatywy europarlametarzystki Izabeli Kloc, rocznie w kierowanej przez niego spółce jest emitowanych 274 mln m sześc. metanu. - Z tego 85 mln m sześc. ujmujemy i realnie możemy tę liczbę zwiększyć jeszcze o kolejne 30 mln m sześc. W obiegu wentylacyjnym jest aż 160 mln m metanu i nie ma obecnie skutecznej technologii ujmowania tego gazu – wyliczył prezes. Nie ma więc możliwości, żeby PGG spełniła wymogi KE. - U nas emisja metanu na 1000 t węgla wynosi około 8 ton – poinformował. Dodał, że obecnie wykorzystanie metanu ujmowanego to starania przedsiębiorców i naukowców, a nie zasługa KE. - To kwestie bezpieczeństwa i pozystania energii, co nie wymaga zachęt ze strony Brukseli. Pozostaje kwestia tego, co nie ujęte. W przygotowywanym rozporządzeniu jest też mowa o opłatach, a to drugi element, który - o ile pozostanie w obecnie proponowanej formie - też może się skończyć zamknięciem sektora. Istnieje zapis, że opłatę za emisję metanu powyżej dopuszczalnej normy ustali kraj członkowski. Ma być ona adekwatna, odstraszająca i pozbawić korzyści gospodarczych, czyli, że przedsiębiorstwa nie mogą generować zysku. To będzie oznaczało stawki karne na bardzo wysokim poziomie. Punktem startowym będzie zapewne dwutlenek węgla, czyli około 2100 euro za tonę i to będzie koniec produkcji na rzecz importu energii – powiedział Tomasz Rogala. Dodał, że także umowa społeczna dla górnictwa, którą zawarto na Śląsku, będzie niewykonalna. - Przyjmujemy rozwiązania, które ją wywracają już w 2027 r. - dodał.
Prezes PGG przypomniał także, że przygotowywana dyrektywa metanowa dotyczy tylko krajów UE, a nie importu. Co oznacza, że gaz, ropa i węgiel pochodzące spoza Unii będą oceniane na poziomie deklaracji, których nie będzie można zweryfikować. To też oznacza początek dyskryminacji producentów unijnych.