Tajwańska produkcja chipów ma znaczenie strategiczne dla USA i Chin. Globalny niedobór chipów spowodowany zakłóceniami dostaw w związku z pandemią COVID-19 daje przedsmak tego, co mógłby spowodować konflikt na Tajwanie.
Tajwan to strategiczne miejsce w coraz bardziej napiętej rywalizacji o hegemonię pomiędzy Stanami Zjednoczonymi a Chinami. Oba supermocarstwa są uzależnione od tej małej wyspy leżącej na wschód od Chin z uwagi na jej dominującą pozycję w produkcji najnowocześniejszych półprzewodników.
Zagrożeniem dla Chin i Ameryki jest dostęp do chipów, które zasilają niemal wszystkie zaawansowane technologie wojskowe i cywilne, w tym telefony komórkowe oraz medyczne urządzenia diagnostyczne i badawcze, które okazały się nieocenione w walce z pandemią COVID-19.
Najbardziej zaawansowane chipy, które są krytyczne w amerykańsko-chińskim wyścigu zbrojeń, to te o wielkości poniżej 10 nanometrów – mieszczą one miliardy elementów elektronicznych na powierzchni tak małej jak kilka milimetrów kwadratowych.
Zgodnie z raportem Boston Consulting i Semiconductor Industry Association z kwietnia tego roku, Tajwan wraz z gigantyczną odlewnią Taiwan Semiconductor Manufacturing Company Ltd (TSMC) odpowiedzialny jest za 92 proc. światowej produkcji chipów. Korea Południowa posiada pozostałe 8 proc.
Z punktu widzenia Waszyngtonu, pozwolenie coraz potężniejszym Chinom na opanowanie odlewni TSMC w wyniku konfliktu zagroziłoby amerykańskiemu przywództwu militarnemu i technologicznemu. Jednakże, jeśli Pekin dokona inwazji, nie ma gwarancji, że uda mu się przejąć cenne odlewnie w nienaruszonym stanie. Mogłyby one łatwo stać się ofiarą walk, odcinając dostawy chipów dla ogromnego chińskiego przemysłu elektronicznego. Z drugiej strony, nawet gdyby odlewnie przetrwały chińskie przejęcie, prawie na pewno zostałyby odcięte od globalnego łańcucha dostaw, który jest niezbędny dla produkcji półprzewodników.
Zarówno USA, jak i Chiny chcą skończyć z tą zależnością. Waszyngton przekonał TSMC do otwarcia amerykańskiej odlewni, która będzie produkować zaawansowane półprzewodniki. Stany Zjednoczone przygotowują się do zainwestowania miliardów na odbudowę krajowego przemysłu układów scalonych.
Również Pekin wydaje duże sumy, ale jego przemysł produkcji chipów w wielu kluczowych obszarach, pozostaje w tyle o prawie dekadę za tajwańskim. Analitycy twierdzą, że w najbliższych latach przepaść ta będzie się pogłębiać.
Jak twierdzą specjaliści, produkcja zaawansowanych układów scalonych należy do najbardziej skomplikowanych procesów produkcyjnych, jakie dotąd wymyślono. Wytworzenie chipów zajmuje od trzech do czterech miesięcy i wymaga przeprowadzenia ponad tysiąca procesów produkcyjnych. Musi odbywać się w nieskazitelnie czystym otoczeniu i wymaga precyzyjnego sprzętu, który manipuluje cząsteczkami na poziomie subatomowym.
Odlewnie są tak cenne dla światowej gospodarki, że niektórzy określają tajwański sektor chipowy mianem „krzemowej tarczy”, która odstrasza chiński atak i zapewnia amerykańskie wsparcie.
Zdaniem wielu analityków Chiny nie mogą pozwolić sobie na utratę chipów z Tajwanu. Chiny odpowiadają za 60 proc. światowego popytu na półprzewodniki, jak podaje raport Congressional Research Service z października 2020 roku. Ponad 90 proc. półprzewodników używanych w Chinach jest importowanych lub produkowanych lokalnie przez zagranicznych dostawców.
Utrata chipów z Tajwanu zmiażdżyłaby chiński przemysł, bo Tajwan jest kluczowym dostawcą. W pierwszym kwartale tego roku prawie połowę tajwańskiego eksportu do Chin, największego partnera handlowego wyspy, stanowiły półprzewodniki, co stanowi wzrost o 33 proc. w porównaniu z tym samym okresem ubiegłego roku - wynika z danych ministerstwa gospodarki wyspy.
Globalny niedobór chipów spowodowany zakłóceniami w dostawach w związku z pandemią COVID-19 daje przedsmak spustoszeń, jakie mógłby spowodować konflikt na Tajwanie. Według kwietniowego raportu Boston Consulting Group i Semiconductor Industry Association, utrata rocznej produkcji z Tajwanu spowodowałaby zatrzymanie międzynarodowego łańcucha dostaw elektroniki.