W sporze o Turów chodzi o pieniądze, a zamknięcie kopalni spowoduje, że Bogatynia opustoszeje – to przebijająca się opinia mieszkańców miasta leżącego na trójstyku granic. Podkreślają przy tym, że nie można obrażać się na Czechów, bo spór to wina polityków.
Trybunał Sprawiedliwości UE postanowił w poniedziałek, że Polska ma płacić Komisji Europejskiej 500 tys. euro dziennie za niewdrożenie środków tymczasowych i niezaprzestanie wydobycia węgla brunatnego w kopalni Turów. Pod koniec lutego Czechy wniosły skargę przeciwko Polsce ws. rozbudowy kopalni węgla brunatnego Turów do TSUE wraz z wnioskiem o zastosowanie środków tymczasowych, czyli o nakaz wstrzymania wydobycia. W maju TSUE nakazał Polsce wstrzymać wydobycie do czasu merytorycznego rozstrzygnięcia sprawy. Gdy Polska nie zastosowała się do decyzji, Czechy wystąpiły o nałożenie na nią kary. Domagały się 5 mln euro kary dziennie. Prosząca o anonimowość kobieta w średnim wieku, która urodziła się w Bogatyni i cztery lata temu wróciła do tego miasta, w rozmowie z PAP powiedziała w czwartek, że zamknięcie kopalni i elektrowni dla miasta i regionu oznacza katastrofę. "Ta kopalnia działa tu od dawna, mój tato przyjechały tu do pracy z centralnej Polski i został; dzięki kopalni i elektrowni ludzie w Bogatyni mają pracę" - powiedziała. Dodał, że zamknięcie kompleksu spowoduje, że ludzie wyjadą z Bogatyni w poszukiwaniu pracy i "miasto umrze". Według niej, w sprawie Turowa zawiniły zarówno czeskie, jak i polskie władze. "Prawda jest pewnie gdzieś pośrodku. Tu oczywiście chodzi o pieniądze i politykę; a spór się zaostrzył, bo w Czechach są wybory" - powiedziała. Zwróciła przy tym uwagę, że zarówno po czeskiej, jak i po niemieckiej stornie działają kopalnie odkrywkowe. "Tam nikt nie chce ich zamykać" - mówiła.
Rozmówczyni PAP podkreśliła też, że mieszkańcy Bogatyni "dobrze żyją z Czechami". "Wielu ludzi jeździ tam do pracy; mamy znajomych w Czechach. Czesi nie są winni tej sytuacji, tylko politycy" - powiedziała.
Pan Jan, który prowadzi stoisko na lokalnym targowisku, zgadza się z tą opinią. Ma w rodzinie dwie osoby, które pracują w turowskim kompleksie, a sam w latach 80. pracował w firmie kooperującej z kompleksem. Jak podkreśla, zamknięcia kopalni i elektrowni to dla miasta "tragedia". "Uratuje nas wtedy tylko to, że mieszkamy na styku trzech granic i można pojechać do pracy do sąsiadów" - powiedział. Podkreślił przy tym, że już teraz bardzo dużo osób pracuje w Czechach. "My nie możemy się na Czechów obrażać, bo oni sobie poradzą – znajdą pracowników na przykład z Ukrainy" - powiedział.
We wtorek premier Mateusz Morawiecki powiedział, że "polski rząd nie wyłączy kompleksu Turów, a decyzja o nałożeniu kary jest pozbawiona adekwatności i proporcjonalności". Jak dodał, "zobaczymy", czy Polska będzie musiała płacić kary.