Wardyn: Giełda może być czarnym koniem inwestycyjnym w obecnym roku [NASZ WYWIAD]

Popyt na lokale mieszkaniowe będzie kreowany przez kupujących je głównie dla zaspokojenia własnych potrzeb mieszkaniowych. Generalnie spodziewałbym się, że zakupy inwestycyjne bardzo mocno spadną, ponieważ ceny na tym rynku są na tyle wysokie, że rentowności z najmu mogą okazać się niesatysfakcjonujące. Z Łukaszem Wardynem, dyrektorem na Europę Wschodnią CMC Markets, rozmawia Maciej Pawlak.

Za rekordową kwotę 28 mld zł, tj. o 2/3 więcej niż rok wcześniej sprzedało w 2020 r. ministerstwo finansów obligacje skarbowe. Czy było to dużym zaskoczeniem? Czy w obecnym roku należy się spodziewać równie dużej popularności obligacji?

W sumie nie jest to bardzo zaskakujące, ponieważ obecnie mamy do czynienia z bardzo dużą akceptacją potencjalnego ryzyka wśród inwestorów. Jeżeli także w tym roku utrzyma się podobnie wysoka akceptacja ryzyka, to można się spodziewać, że dalej te obligacje będą się dobrze sprzedawały. Aby do tego nie doszło musiałoby dojść do jakichś diametralnych zmian na rynku. A tego oczywiście nigdy nie można wykluczyć. Szczególnie, gdy będzie już szeroko dostępna szczepionka antycovidova i sytuacja powróci do normalności. Z tym, że nie wiadomo, o jakich ewentualnych ryzykach będą wówczas myśleć inwestorzy, co zaczną analizować. Wydaje się, że do chwili, gdy ta sytuacja pozostanie skomplikowana, akceptacja potencjalnego ryzyka może pozostawać wciąż wysoka.

Jak będzie kształtował się w tym roku popyt na zakup mieszkań w celach inwestycyjnych? Czy pozostanie na tak wysokim poziomie, jak w 2020 roku?

Myślę, że inwestorzy, z tym, że nie ci z gotówką, będą nadal kupować mieszkania, ale nie w celach inwestycyjnych. Popyt na lokale mieszkaniowe będzie kreowany przez kupujących je głównie dla zaspokojenia własnych potrzeb mieszkaniowych. Generalnie spodziewałbym się, że zakupy inwestycyjne bardzo mocno spadną, ponieważ ceny na tym rynku są na tyle wysokie, że rentowności z najmu mogą okazać się niesatysfakcjonujące. Tym bardziej, że na rynkach giełdowych powinno dojść do już obserwowanego przebudzenia - w dłuższym terminie. I rentowności na nich powinny okazać się znacznie wyższe. Myślę więc, że inwestorzy gotówkowi nie będą zbytnio skorzy do kupowania mieszkań z przeznaczeniem na wynajem czy do spekulacyjnej odsprzedaży. Myślę, że giełda może być czarnym koniem inwestycyjnym w obecnym roku.

W całym zeszłym roku inflacja wyniosła 3,4 proc. (choć w samym grudniu - w porównaniu z grudniem poprzedniego roku - spadła do 2,4 proc.), a więc osiągnęła poziom najwyższy od ośmiu lat. Czy istnieje jakiś jej optymalny poziom, np. ten, określony jako tzw. cel inflacyjny (1,5-3,5 proc.) przez Radę Polityki Pieniężnej?

Tak, myślę, że jest to poziom właściwy. Nawiasem mówiąc w ostatnich dniach pojawiła się ciekawa informacja, że w Danii są banki (w innych krajach skandynawskich także), które oferują kredyty hipoteczne na 20 lat, ze stałą stopą procentową na poziomie zero. A zatem jedyny koszt dla kredytobiorcy to opłaty i prowizje wokół tego kredytu. Nie jest to przy tym żaden wybieg marketingowy czy sprzedażowy na zasadzie, że skoro stopa procentowa jest zerowa, to za to te dodatkowe opłaty są na jakimś wyśrubowanie wysokim poziomie. Otóż nie różnią się one od tych stosowanych zwykle przy takich kredytach.

A jaki związek z naszą inflacją mają te „zerowe” duńskie kredyty hipoteczne?

Można na to spojrzeć nie tylko z puntu widzenia rynku nieruchomości, ale też sposobów inwestowania, a gdzieś na końcu ma to wpływ na konsumpcję. Bo po prostu tych pieniędzy jest w obiegu więcej. Mają ich więcej inwestorzy, a także producenci oraz konsumenci. Pozornie wydaje się to nielogiczne, że jest tyle tych pieniędzy, a inflacja na świecie generalnie nie zwyżkuje. Faktycznie tak jest i inflacja musi się w końcu gdzieś pojawić. Ale na razie wskutek tej globalnej sytuacji pandemicznej, posiadane pieniądze są gdzieś, m.in. przez konsumentów, agregowane. I nie idą w tym momencie na jakąś konsumpcję ponad stan. Natomiast w momencie, gdy znajdziemy się bliżej wyjścia z pandemii, bądź gdy już z niej wyjdziemy, może dojść do mega-silnego uderzenia konsumpcji i wzrostu PKB. I być może to właśnie wtedy pojawi się „wystrzał” inflacji. Wydaje mi się więc, że inflacja w końcu się pojawi, a na razie pozostaje przygaszona.

Ceny paliw na stacjach poszły ostatnio w górę. Jeśli w październiku zbliżały się do średnio 4 zł/l, obecnie znajdują się bliżej 4,5 zł. Czy paliwa będą dalej drożeć?

Na giełdach - tak. Przy czym u nas zawsze trzeba dodatkowo brać pod uwagę kurs dolara. Więc jeśli NBP uda się tak faktycznie interweniować na rynku, by złotego dalej osłabiać, byłby to dodatkowy element, przemawiający za tym, że ceny paliw będą dalej rosnąć. Tym bardziej, że dolar powoli zaczyna zyskiwać. I to w stosunku do wszystkich walut, nie tylko do złotego. Wobec tego istnieje naprawdę duża szansa, pomijam tu ten ewentualny skok inflacji i popytu inwestycyjnego na rynku, o czym mówiliśmy, że ceny paliw nie będą spadać.

Z ostatnio podanych wynikach naszego handlu zagranicznego za styczeń-listopad 2020 r. wynika, że zarówno eksport, jak i import okazały się nieco słabsze niż w tym samym okresie rok wcześniej. Jednak wzrosła nadwyżka eksportu nad importem. Zapewne wpływ na to miała także słaba złotówka. Skąd jednak wzięła się ta nadwyżka eksportu nad importem?

Powinniśmy na to spojrzeć z optymizmem. Po prostu nasi producenci krajowi - zarówno firmy polskie, jak i zagraniczne - osiągnęły na tyle wysoki poziom jakości, a jednocześnie pozostają na tyle atrakcyjni cenowo, że są w stanie znajdywać popyt na swoje towary. Zaś im bliżej globalnego wyjścia z obecnej pandemii, powinni osiągać jeszcze lepszą pozycję za granicą. Życzylibyśmy sobie, by w końcu powrócił wysoki poziom inwestycji w sektorach wytwórczych. Pewnie na razie będzie jednak z tym problem. Potencjalni inwestorzy postępują zachowawczo. ale pewnie prędzej czy później to się skończy. Dobrze byłoby, by wreszcie te inwestycje wróciły na właściwe tory, bo obecnie jest z tym krucho.

Źródło

Skomentuj artykuł: