Mieliśmy mocne odbicie w gospodarce. Ale to już przeszłość. Bowiem obecnie znaleźliśmy się już w innej rzeczywistości. Na razie nie widać, by podobne pieniądze ze strony rządu, co na wiosnę, miały trafić do gospodarki. Zatem wiele firm będzie już musiało zacząć się restrukturyzować.
Maciej Pawlak: 12-proc. deficyt (w stosunku do PKB) zapowiadany na 2021 r. stawia nasz kraj pod tym, względem w czołówce krajów unijnych. Czy w związku z zapowiedziami kolejnych obostrzeń w gospodarce w związku z sytuacją pandemiczną nasze finanse publiczne poradzą sobie z tym problemem w kolejnych latach?
Łukasz Wardyn, dyrektor na Europę Wschodnią w CMC Markets: Jesteśmy trochę na łasce inwestorów. Rząd jest dłużnikiem obligacji wyemitowanych w dużych przecież ilościach. Wszystko więc zależy od tego, jak zareagują inwestorzy, jak będą wytrzymali, jak dużego zwrotu zainwestowanych środków będą oczekiwali za już kupione obligacje i za te, które nadal będą emitowane. A więc, jaka będzie realnie obsługa tego długu. To będzie miało wpływ na złotego i te obawy widać już teraz na wykresach PLN. Pomimo dużego spokoju na rynkach finansowych, by nie powiedzieć nadzwyczajnego optymizmu i dużej akceptacji ryzykownych aktywów, złoty ma problemy. To jest bezpośrednio powiązane z obecnie wysokim zadłużeniem budżetu oraz z kolejnym zamknięciem gospodarki, która znowu bardzo mocno spowolni.
Czy w związku z tym nie trzeba będzie znowu dosypywać środków rządowych do kolejnych branż?
Dokładnie. A to oczywiście nadwyręży budżet i o to boją się inwestorzy, dokonujący operacji na złotym. Jest niebezpieczeństwo, że jeśli pękną kluczowe poziomy na wykresach złotego, które są blisko obecnie tolerowanych, to może nastąpić niekontrolowany spadek wartości PLN. Jeśli spojrzymy na wykres euro/złoty, to gdzieś powoli zbliżamy się do maksymalnego poziomu osiągniętego w marcu tego roku, co już jest samo w sobie niebezpieczne. W przypadku kursu dolara do złotego jest jeszcze margines bezpieczeństwa. To wynika ze zmiany relacji euro do dolara w ostatnich miesiącach. Podsumowując, widać jednak niepokój inwestorów o gospodarkę i o sytuację naszego budżetu.
A jak wygląda nasz deficyt budżetowy na tle innych krajów naszego regionu Europy?
Sytuacja nie jest łatwa również na Węgrzech i w Czechach. Jednak pod względem zaufania inwestorów zagranicznych pozycja Polski wydaje się relatywnie pogarszać. Obecna, duża fala pandemii w Polsce jest pod względem gospodarczym podobnie dotkliwa, co pierwsza, pomimo iż, pod względem zachorowań statystyki pierwszej fali nie były tak przerażające. Zaskakuje mnie, że inwestorzy na rynkach światowych są dalej w dobrych nastrojach, podczas gdy pandemia cały czas postępuje. Mamy wiele sygnałów, że prace nad szczepionką anty-COVID-ową przebiegają w tempie analogicznym, jak bywało w przeszłości wobec innych nowych szczepionek. Trwa to więc wszystko bardzo długo. Przejście przez wszystkie fazy testów jest wyzwaniem. Widzę więc, że inwestorzy zamknęli na to oczy, starają się o tym nie myśleć, a przecież z pandemią możemy żyć jeszcze długo. Jak długo można to ignorować?
Ostatnie wyniki naszej gospodarki wg GUS z sierpnia, września, a nawet prognozy na październik, wyglądają wciąż optymistycznie (m.in. stosunkowo niskie bezrobocie - 6,1 proc., ponad 20 proc. więcej mieszkań wybudowanych we wrześniu niż rok temu, 6 proc. wyższa produkcja sprzedana przemysłu czy tylko 3-proc. spadek sprzedaży detalicznej od stycznia do września rok do roku). Zwłaszcza budownictwo mieszkaniowe, które - według szacunków ministerstwa rozwoju - może w tym roku pobić rekord największej ilości oddanych mieszkań do użytku w ostatnich 40. latach (220 tys.). Z czego to wynika?
Polskie firmy, albo mając zasoby środków lub w efekcie zastrzyków z tarcz antykryzysowych, zwłaszcza w II kwartale br., nie musiały się w ogóle restrukturyzować i przeczekały we względnie dobrej kondycji ten okres. Gdy przestaliśmy się bać wirusa, konsumpcja, która wcześniej praktycznie stanęła, powróciła - i to ze zdwojoną siłą. Podobnie z dynamiką rozwoju w wielu sektorach. Dlatego mieliśmy tak mocne odbicie w gospodarce. Ale to już przeszłość. Obecnie znaleźliśmy się już w innej rzeczywistości. Na razie nie widać, by podobne pieniądze z budżetu, jak na wiosnę, miały trafić do gospodarki, a wielu branżach nie ma już gotówki. W efekcie wiele firm musi się restrukturyzować.
Co to może oznaczać?
Cięcie kosztów, zwolnienia i inne podobne posunięcia. Przytoczone, GUS-owskie dane nic o tym nie mówią, bo opisują dobry okres. Konieczność restrukturyzacji dotyczy wielu branż, głównie usługowej, ale dotyka to również branży nieruchomości oraz bankowej. Wracając do budownictwa mieszkań, to pamiętajmy, że procesy deweloperskie zazwyczaj trwają dwa, trzy lata, czasami jeszcze dłużej. Te licznie ostatnio oddawane mieszkania to efekt sprzedaży z lat ubiegłych. Teraz mamy kontynuację okresu przekazywania tych mieszkań i zapewne ten okres jeszcze się wydłuży. Być może w 2021 r. te wyniki dalej pod tym kątem okażą się bardzo dobre. Tylko historyczne dane GUS nic nam nie mówią o perspektywach, to odbicie dobrej sytuacji sprzed lat. Teraz, żeby wyrobić sobie pogląd na bieżącą sytuację, trzeba sprawdzić, jak wyglądają ruszające, nowe projekty deweloperskie, czy nie zostały wstrzymane. Myślę, że pod koniec roku zobaczymy, jaka jest faktyczna dynamika nowych projektów deweloperskich.
Z danych GUS wynika jednak, że we wrześniu rozpoczęto o ponad 20 proc. więcej budów niż rok wcześniej. Ale to zapewne wynika z faktu, że były one planowane przynajmniej rok wcześniej.
Tak. Żeby poznać co się będzie działo w tej branży, trzeba prześledzić informacje od poszczególnych deweloperów nt. ich inwestycji, które lada dzień mają wejść do sprzedaży.
Jaki będzie IV kwartał w gospodarce? Czy nasz biznes da radę uporać się z postępującymi obostrzeniami?
Myślę, że powinniśmy oczekiwać dużego spadku PKB. Jednak za chwilę rozpocznie się listopad, więc możemy już powiedzieć, że jeden miesiąc tego kwartału był relatywnie dobry. Do tego druga połowa listopada i grudzień to tradycyjnie okres wzmożonej konsumpcji. Takiego „dramatu”, jak na wiosnę, pewnie więc nie będzie, ale to nie zmienia mojego pesymistycznego nastawienia. Uważam, że nadszedł moment, gdy wiele firm – mniejszych i większych z sektora usługowego – nie wytrzyma obecnej, trudnej sytuacji lub będzie zmuszone do głębokiej restrukturyzacji. Nasza gospodarka to dotkliwie odczuje, w tym wzrośnie bezrobocie. To wszystko da negatywny efekt w długim terminie dla całej gospodarki.