Wojna przeniosła się do kosmosu

Kilka tygodni temu pisaliśmy o powolnym końcu Międzynarodowej Stacji Kosmicznej. Inwazja Rosji na Ukrainę jednak sporo zmieniła w funkcjonowaniu tego wielopaństwowego projektu. Wojna z powierzchni Ziemi przeniosła się do kosmosu, gdzie w ostatnich dniach możemy obserwować zaostrzony kurs Rosji, próbującej odpowiedzieć na nakładane na nią przez Zachód sankcje gospodarcze. 

Na początku lutego pisaliśmy, że rok 2030 będzie ostatnim rokiem działalności Międzynarodowej Stacji Kosmicznej, a jej obiekty zostaną zrzucone w Punkcie Nemo na Pacyfiku. MSK z jednej strony jest w pogarszającym się stanie technicznym, a z drugiej – każde ze światowych mocarstw ma ambicję prowadzenia własnej stacji kosmicznej. Od kilku lat z międzynarodowego projektu swoje wyjście ogłaszali Rosjanie, którzy – zdaniem części ekspertów – w ostatnim czasie mniej lub bardziej przyczynili się do tego, by misja zakończyła się jak najszybciej.

Obecnie na MSK przebywa czworo Amerykanów, dwóch Rosjan oraz Niemiec. Współpraca w kosmosie stanęła pod znakiem zapytania w obliczu inwazji Rosji na Ukrainę, której wyraźnie sprzeciwił się cały świat Zachodu i nałożył na Moskwę i jej przedstawicieli poważne sankcje gospodarcze. 

W pierwszych dniach inwazji zarówno strona amerykańska, jak i rosyjska deklarowały, że MSK pracuje bez zmian. "The Verge" informowało początkowo, że Rosja jest najważniejszym partnerem Stanów Zjednoczonych w eksploracji kosmosu i nawet wcześniejsze konflikty na Ziemi nie wpływały bardzo istotnie na współpracę Roskosmosu i NASA w przestrzeni pozaziemskiej. Pomimo zapewnień, wspólne działanie obu agencji kosmicznych zostało naruszone, podobnie jak było w 2014 r. podczas operacji zaanektowania Krymu przez Rosję. Eksperci zaznaczają jednak, że NASA jest dziś w o wiele lepszym położeniu niż 8 lat temu, głównie za sprawą ponownego wynoszenia ludzi w kosmos z terytorium Stanów Zjednoczonych i z wykorzystaniem amerykańskiego sprzętu. Są jednak pewne problemy.

"Projektem, który może stanąć pod znakiem zapytania, jest wymiana załogi MSK między NASA a Roskosmosem, w ramach której obie agencje umożliwiają personelowi latanie pojazdami innego kraju. Podczas gdy NASA korzystała z rakiety Sojuz, to rosyjscy kosmonauci nie lecieli jeszcze rakietą Dragon"

pisze "The Verge".

Podkreślono, że Rosja stara się wypełniać swoje zadania związane z MSK, którą uważa za największe rosyjskie osiągnięcie kosmiczne. 

- Myślę, że Rosja może stracić więcej niż my. Tak naprawdę nie mają żadnych innych osiągnięć na taką skalę. Straciliby niesamowitą platformę naukową, ale też status kosmicznego supermocarstwa

powiedział Todd Harrison, dyrektor projektów bezpieczeństwa w przestrzeni kosmicznej w Center of Strategic and International Studies.

Jednak już dzień po rosyjskiej inwazji oraz odpowiedzi Zachodu w postaci sankcji, Dmitrij Rogozin, szef Roskosmosu, przekonywał, że restrykcje – które obejmują także innowacyjne rozwiązanie w przemyśle lotniczym i kosmicznym - mogą „zniszczyć partnerstwo z NASA” i doprowadzić do upadku i rozbicia MSK „nad Europą, USA, Indiami i Chinami”. Rogozin swoje groźby oparł na fakcie, że stacja do korekty położenia wykorzystuje obecnie napędy rosyjskie. Związek jest jednak obustronny, bo to NASA zapewnia wytwarzanie energii elektrycznej dla całej stacji. Na MSK panuje więc pewna symbioza i wycofanie się którejkolwiek ze stron oznaczałoby kłopoty dla tego przedsięwzięcia.

„The Verge” podkreśla, że choć Amerykanie rozwijają własne technologie, to jednak do istotnych przedsięwzięć obecnie potrzebują silników, którymi dysponuje Rosja. Pod znakiem zapytania stanęły też przedsięwzięcia pomiędzy Europejską Agencją Kosmiczną (ESA) a Roskosmosem. Prawdopodobnie w 2022 r. nie uda się wysłać na Marsa w ramach przekładanej kilkukrotnie misji ExoMars łazika „Rosalind Franklin”. Misja ta w założeniu miała opierać się na wyniesieniu i instalacji łazika za pośrednictwem konstrukcji rosyjskiej. ESA potwierdziła zasadność sankcji na Rosję, a w międzyczasie Moskwa wycofała swój personel z Gujany Francuskiej, z centrum kosmicznego w Kourou. Jednocześnie w wątpliwość podana została współpraca z OneWeb, firmą, którą podobnie jak Musk i Starlink, planuje utworzyć sieć satelitarnego internetu. W spółce udziały ma rząd brytyjski, a Rogozin postawił ultimatum – albo Londyn wycofa się z partycypacji, albo satelity nie polecą w kosmos. Rząd Wielkiej Brytanii stwierdził, że nie przystanie na rosyjskie warunki, naciskany ponadto przez społeczeństwo, by nie angażował się w dalsze przedsięwzięcia z Rosją.

W międzyczasie pojawiło się na Twitterze nagranie, jak na rakiecie w kosmodromie Bajkonur w Kazachstanie obsługa zakleja białą taśmą flagi niektórych państw-eksploratorów kosmosu.

Sytuacja na Ziemi z dnia na dzień coraz bardziej pogrążała Rosję, która postanowiła dokonywać zbrodni wojennych i przy twardym oporze ukraińskiej armii, uznawała za właściwe łamać go ostrzałem cywilnej infrastruktury i narastającym terrorem. 

W środę Dmitrij Rogozin zapowiedział, że Rosja wstrzyma dostawy silników rakietowych do USA., dodając butnie: „niech latają na miotłach, na czymś innym, nie wiem na czym”. Część amerykańskich przedsięwzięć korzysta wciąż z rosyjskich silników i na nich opierała się dotychczas istotna część dostaw na MSK. W odwodzie amerykańskim pozostają podmioty komercyjne – SpaceX oraz Blue Origin. 

Jednocześnie zapowiedział zerwanie współpracy z Niemcami przy wspólnych eksperymentach na MSK i dodał, że Rosja będzie od teraz prowadzić je samodzielnie. 

„Rosyjski program kosmiczny zostanie dostosowany do sankcji. Priorytetem stanie się stworzenie satelitów na potrzeby obronne” - dodał Rogozin.

Roskosmos zasugerował zerwanie współpracy przy Międzynarodowej Stacji Kosmicznej, na co szybko odpowiedzieli Anonymous. Hakerzy zablokowali oficjalną stronę rosyjskich badań kosmicznych. Udostępnili jednocześnie dokumenty, które – choć nie potwierdzono tej informacji – dotyczyć mają misji księżycowych. Próbowano również dokonać ataku na systemu sterowania i kontroli. Roskosmos stwierdził jednak, że ten atak hakerów się nie powiódł.

Rosyjska agencja kosmiczna ponosi dalsze straty. Jak podaje „Nowaja Gazieta”, Rogozin w ostatnich dniach był zmuszony do cięcia wynagrodzeń sobie i wysokiego szczebla pracownikom Roskosmosu.

Jeszcze na długo przed wojną na Ukrainie, Rosjanie deklarowali możliwość opuszczenia projektu Międzynarodowej Stacji Kosmicznej. Obecnie, Roskosmos ma od rządu pozwolenie na prowadzenie tej misji do 2024 r. Do 2030 r. ma powstać nowa, samodzielna rosyjska stacja kosmiczna. 

Skomentuj artykuł: