Od 24 lutego trwa rosyjska inwazja na Ukrainę, w której niechlubną rolę odgrywa także białoruski reżim Aleksandra Łukaszenki. Ukraiński sztab od kilku tygodni na poważnie traktuje możliwość zaangażowania w wojnę armii Białorusi. Naród białoruski w istotnej części jest jednak przeciwny działaniom wojennym u południowego sąsiada i otwarcie występuje przeciwko dalszemu wikłaniu w konflikt wywołany przez Władimira Putina.
W ostatnich kilkunastu miesiącach relacje reżimu w Mińsku i Moskwie mocno się zacieśniły, szczególnie w związku z postępującą izolacją kraju rządzonego przez dyktatora Łukaszenkę po sfałszowanych wyborach w sierpniu 2020 r. Od początku 2021 r. obie strony znacząco pogłębiały współpracę wojskową, czego owocem był wspólny pięcioletni plan, zakładający m.in. ćwiczenia poligonowe czy tworzenie centrów szkoleniowych.
Było jasne, że taki stan rzeczy istotnie zmienia sytuację bezpieczeństwa w regionie, znacząco przybliżając w praktyce Rosję do granic Sojuszu Północnoatlantyckiego i Unii Europejskiej.
„Sprawowanie wojskowej kontroli nad terytorium Białorusi ułatwi Rosji prowadzenie ewentualnej operacji wojskowej wymierzonej w państwa wschodniej flanki NATO lub Ukrainę"
Przygotowująca się do inwazji na Ukrainę Rosja sukcesywne przerzucała na Białoruś swoje siły zbrojne. Kraj stał się areną pokazowego prężenia muskułów przez Władimira Putina. We wrześniu 2021 r. na białoruskich poligonach zorganizowano największe od upadku ZSRR ćwiczenia rosyjsko-białoruskie „Zapad 2021”, które w krajach ościennych (w tym Polsce) oraz w NATO wywołały obawy o możliwą prowokację. Sąsiedzi Białorusi byli już wówczas od kilku miesięcy „testowani” przez reżim operacją przerzutu migrantów z Bliskiego Wschodu i Afryki na granice UE.
Rosja sukcesywnie zaczynała zwiększać obecność swoich wojsk na granicy z Ukrainą, w tym także na terytorium Białorusi, gdzie jeszcze na przełomie stycznia i lutego 2022 r. odbyły się ćwiczenia wojskowe „Sojusznicza Stanowczość”. Wzięło w nich udział ok. 70 tys. żołnierzy białoruskich i rosyjskich, w tym jednostki z odległego Wschodniego Okręgu Wojskowego.
Łukaszenka wplątał Białoruś w wojnę
24 lutego rozpoczęła się inwazja wojsk rosyjskich na Ukrainę. Rosjanie uderzyli na strategiczny cel tej wojny – stolicę, Kijów – właśnie z terytorium Białorusi. Uderzenie na Kijów przeprowadzała głównie 35. Armia, a na pobliski Czernihów – 36. Armia. Z terytorium Białorusi startowały również rosyjskie samoloty bojowe oraz wystrzeliwane są pociski i rakiety, a białoruskie szpitale zapełniały się rannymi rosyjskimi żołnierzami. Białoruskie linie kolejowe służą do zaopatrywania rosyjskich wojsk okupacyjnych.
Tuż po wkroczeniu wojsk rosyjskich na Ukrainę, białoruski dyktator, Aleksandr Łukaszenka, chciał stać się mediatorem, przymuszając jednocześnie Kijów do przyjęcia warunków stawianych przez Rosję. Jednocześnie zapewnił wówczas, że białoruskie siły zbrojne nie biorą udziału w ataku, choć 24 lutego nie wykluczył, że w przyszłości jest to realne. Mgliście potwierdził, że rosyjskie wojska zaatakowały Ukrainę także z terenów Białorusi.
Od początku inwazji ukraińskie służby przekazywały, że możliwość zaangażowania sił białoruskich w konflikt jest kwestią czasu. Przez długie tygodnie w komunikatach ukraińskiego sztabu generalnego informowano, że prawdopodobny jest udział w działaniach wojennych wojsk Białorusi. Dotychczas – do bezpośredniego zaangażowania w wojnę Sił Zbrojnych Białorusi nie doszło.
Na ewentualnym zaangażowaniu wojska białoruskiego w wojnę przeciwko Ukrainie Łukaszenka może bowiem tylko stracić. Analitycy podkreślają, że oba kraje nigdy nie walczyły przeciwko sobie, a społeczeństwo białoruskie jest mocno przeciwne wojnie, w którą już częściowo wciągnął Białoruś Łukaszenka. Jak wynika z przeprowadzonego w marcu sondażu Chatham House, ostrzałowi Ukrainy z terytorium Białorusi sprzeciwia się 67 proc. Białorusinów, a bezpośrednie zaangażowanie w wojnę z Ukrainę popiera jedynie 3 proc. białoruskich respondentów. Duża część Białorusinów sprzeciwia się również stałym rosyjskim bazom wojskowym na terenie ich kraju, a także rozmieszczenia rosyjskiej broni atomowej.
Wywiady państw NATO oraz Ukrainy informowały także o tym, że wśród białoruskich żołnierzy panuje spora niechęć do możliwej walki z Ukraińcami. Już na początku marca niezależny białoruski portal Charter97.org podawał, że wzięciu udziału w wojnie sprzeciwia się "większość jednostek białoruskich".
"Oficerowie raportują do Sztabu Generalnego Sił Zbrojnych Białorusi, że jeśli przekroczą granicę, ich życie będzie zagrożone, ponieważ żołnierze podniosą przeciwko nim broń. Przewidywana jest także masowa kapitulacja białoruskich żołnierzy" - pisał Charter97.
Do mediów docierały sygnały o dowódcach, próbujących przymusić żołnierzy do walki, a także Rosjanach, chcących przekupić białoruskich wojskowych. Ukraińskie służby informowały również o próbach przebierania Białorusinów w rosyjskie mundury.
Aleksandr Alesin, ekspert wojskowy z Białorusi, w rozmowie z "Rzeczpospolitą" wskazywał, że w praktyce Łukaszenka mógłby wysłać na Ukrainę nie więcej niż 6 tys. żołnierzy. - Myślę, że Putin nie będzie od niego tego wymagał, jego zadaniem raczej jest ochrona jednostek rosyjskich na terenie Białorusi - powiedział "Rz" Alesin. Aleksandr Łukaszenka w połowie marca w rozmowie z japońską telewizją TBS przekonywał, że "Białoruś niczego dodatkowego nie wniosłaby, jeśli chodzi o działania wojenne" i dodał, że "Rosja sama temu sprosta".
Opozycja przeciwko wojnie
Równocześnie, na Białorusi opozycja demokratyczna zaangażowała się w ruch antywojenny, którego główne założenia przedstawiła pod koniec marca liderka anty-Łukaszenkowców, Swiatłana Cichanouska. Jest to kilka punktów – prowadzenie pomocy dla Ukrainy, formowanie oddziałów wojskowych na Ukrainie, zadanie dla kobiet, by przekonały swoich mężów i synów, by ci nie szli na wojnę z Ukrainą, walka z propagandą, sabotowanie działań reżimu oraz presja ekonomiczna.
Część Białorusinów podjęła walkę zbrojną przeciwko Rosjanom. Liczba wolontariuszy walczących po stronie Ukrainy szacowana jest na kilkaset osób. Białorusini utworzyli nawet własny batalion, którego patronem został Konstanty Kalinowski. Ochotnicy otrzymali poparcie ze strony Cichanouskiej, która określiła ich mianem trzonu przyszłej armii demokratycznej Białorusi. W końcówce marca powstała jeszcze jedna formacja wojskowa Białorusinów walczących po stronie Ukrainy – Pahonia.
Wojna kolejowa
Cichymi sojusznikami Ukrainy stali się również kolejowi „partyzanci”. Od początku inwazji Rosja korzysta z białoruskich kolei w celu uzupełnienia braków i dostarczania sprzętu wojskowego dla swoich wojsk na Ukrainie. 21 marca Franak Wiaczorka, doradca Cichanouskiej, zamieścił na Twitterze mapę, na której wskazał miejsca na Białorusi, w których doszło do akcji sabotażowych.
"Białoruś jest krajem partyzantów. Nasi bohaterowie zatrzymują rosyjskie pociągi, niszczą rosyjski sprzęt, rozdają ulotki, by uniemożliwić białoruskim oddziałom wejście na Ukrainę - napisał Wiaczorka.
Pierwszy z aktów sabotażu miał mieć miejsce już 26 lutego na stacji w miejscowości Wierchy. Do 17 marca odnotowano 11 różnego rodzaju zdarzeń. Do tego należy doliczyć również cyberataki przeprowadzane na oprogramowanie infrastruktury kolejowej.
4 kwietnia Wiaczorka poinformował, że mniejszych i większych akcji sabotażowych było łącznie na Białorusi kilkadziesiąt. 7 kwietnia, białoruskie ministerstwo spraw wewnętrznych przekazało, że "doszło do ponad 80 aktów terroryzmu i sabotażu dotyczącego krajowej infrastruktury kolejowej".
Jak pisze na stronach charter97.org Artsiom Chernikau, najpopularniejszą metodą działań kolejowych partyzantów jest podpalanie szafek odpowiedzialnych za układy sygnalizacji świetlnej, a także "oszukiwanie" systemów bezpieczeństwa zainstalowanych w pociągach, wymuszające ich zatrzymanie.
Białoruskie media informowały o kilkudziesięciu zatrzymanych w tych sprawach, z czego ponad 30 osób to pracownicy kolei. Już na początku marca reżimowe władze przekazały, że wszelkie działania sabotażowe dotyczące kolei będą traktowane jako „akty terroryzmu”, za które grozi do 15 lat więzienia. Od 19 marca część linii kolejowych i infrastruktury strzeżonych jest przez białoruskie wojsko. 30 marca do trzech „partyzantów” żołnierze otworzyli ogień, jeden z nich został ranny. W niezależnych mediach białoruskich pojawia się coraz częściej określenie „wojna kolejowa”.
Wojna niszczy gospodarkę
Białoruś, wciągnięta w wojnę przez Aleksandra Łukaszenkę, ponosi duże koszty tej decyzji. Na kraj zostały – podobnie jak na Rosję – nałożone liczne sankcje ze strony państw Zachodu. Wystarczy wspomnieć tu m.in. ograniczenia w handlu, wyłączenie trzech białoruskich banków z systemu SWIFT, zamrożenie transakcji z białoruskim bankiem centralnym, a także ograniczenie przepływów finansowych z Białorusi do UE oraz sankcje indywidualnej wobec 22 osób. Ponadto – wciąż obowiązuje indywidualne sankcje nałożone przez UE w związku z brutalnym tłumieniem protestujących i prześladowanie opozycji po wyborach w 2020 r.
Presja na gospodarkę Białorusi jest duża. By spłacić zagraniczne kredyty, reżim sięgnął w marcu 2022 już po ok. 7,5 mld dolarów rezerwy. Jednocześnie zdrożeć mają niedługo rachunki za energię elektryczną oraz gaz, sukcesywnie drożeją usługi medyczne, a także bilety komunikacji zbiorowej. Z Białorusi wycofuje się także branża IT, która miała stanowić o „odnowionym” obliczu kraju.
Białoruski rząd zapowiedział niedawno, że w świetle obowiązujących sankcji, część zagranicznych wierzycieli, w tym Europejski Bank Odbudowy i Rozwoju, będzie spłacona w rublach białoruskich. Wierzyciele jednak niekoniecznie chcą się godzić na takie rozwiązanie i możliwe, że płatność dokonana w rublach zostanie nieuznana i zwrócona. Część ekspertów jest zdania, że wierzyciele nie będą przejmować się nałożonymi na Mińsk sankcjami i w efekcie Białorusi grozić może niewypłacalność.