Ceny na rynku nieruchomości w najbliższych kwartałach będą się obniżać

Dostrzegane jest wręcz całkowite załamanie na rynku nieruchomości od strony popytowej, a na pewno bardzo poważne osłabienie, które będzie prowadzić do spadku cen na tym rynku - mówi portalowi FilaryBiznesu.pl Piotr Bujak, główny ekonomista PKO Banku Polskiego.

Z jednej strony media nieprzychylne obecnym władzom informują, że z wkrótce otwieranego gazociągu Baltic Pipe praktycznie nie popłynie gaz z Norwegii (i z Danii) do naszego kraju, bo wciąż nie zostały zawarte odpowiednie kontrakty z Norwegami i Duńczykami, a z drugiej - Ministerstwo Klimatu zapewnia, że PGNiG m.in. maksymalnie wykorzystuje możliwości związane z zakupami gazu LNG i prowadzi rozmowy na temat jego zakupu z kilkoma znaczącymi producentami gazu działającymi na Norweskim Szelfie Kontynentalnym. Jak to zamieszanie z dostawami gazu może się przełożyć na jego ceny?

Polska w dużej mierze ma zapewnione dostawy gazu z alternatywnych wobec Rosji kierunków.

Nawet jeżeli moce przesyłowe Baltic Pipe nie są w tej chwili w pełni zakontraktowane to i tak można powiedzieć, że jesteśmy dość nieźle przygotowani, w porównaniu z innymi gospodarkami, do sprowadzania błękitnego paliwa z nie-rosyjskich kierunków. Natomiast w odniesieniu do poziomu jego cen na europejskim rynku gazu ziemnego, to problemem jest jego ogólny niedobór w skali całej Unii Europejskiej. A to spowoduje, że także i my możemy mieć problemy ze sprowadzaniem gazu interkonektorami, tj. z sąsiednich krajów. Ale i odwrotnie - nasze sąsiednie kraje mogą mieć takie problemy ze sprowadzaniem gazu od nas, gdybyśmy mieli go wystarczająco dużo, a oni - jego niedobory. Mało jest przy tym obecnie prawdopodobna taka sytuacja, by jego nadmierne ilości miał  którykolwiek europejski kraj - ze względu na obecny ogólny, prawdopodobnie dość głęboki, deficyt gazu.

A jak ta sytuacja oddziałuje na jego ceny?

Działa w kierunku ich wzrostu. Warto zwrócić uwagę, że problem ten może nie jest tak duży, jak to się czasami w mediach przedstawia. Bo, jak na razie, poziom zapełnienia magazynów gazu w Unii Europejskiej jest dość wysoki - większy niż zakładano, większy niż w 2020 r., nieco tylko mniejszy niż w ub.r. Ale generalnie większy niż to wcześniej zapowiadano na obecny moment roku. Wobec tego problem z gazem niekoniecznie będzie większy niż to rynki wyceniają już w tej chwili.

Co to oznacza?

Że cena gazu niekoniecznie musi jeszcze drastycznie musi pójść w górę. Natomiast mamy tu do czynienia z geopolityką. Mogą się jeszcze wydarzyć różne dziwne rzeczy. Proszę też zwrócić uwagę, że zaburzenia na rynku energii występują z innego tytułu: suszy, niskiego poziomu wody - wobec tego nie mogą pracować na pełną moc elektrownie atomowe we Francje, elektrownie wodne w Norwegii. W tym kontekście trzeba także brać pod uwagę ewentualny wzrost zapotrzebowania na energię elektryczną produkowaną przy pomocy gazu ziemnego. Ale w dalszej części roku może to wszystko wyglądać zupełnie odwrotnie i jeszcze wiele wydarzyć.

Zatem nie wiadomo czy problem z cenami i podażą gazu ziemnego się jeszcze nie zaostrzy, lub przeciwnie - okaże się, że będzie jeszcze  z tym zupełnie odwrotnie.

Według GUS inflacja w Polsce w lipcu wyniosła 15,6% r/r, co może wskazywać, że wzrost inflacji wyhamował. Obniża się przy tym miesięczne tempo wzrostu inflacji bazowej. Zdaniem prezesa NBP, Adama Glapińskiego, dane te, wraz z innymi informacjami coraz wyraźniej sygnalizują, że presja inflacyjna osiągnie w tym kwartale swoje maksimum i w kolejnych kwartałach powinna się obniżać. Czy faktycznie szczyt inflacji mamy za sobą i nie grozi jej wzrost?

Tak. W odniesieniu do inflacji bazowej z bardzo dużym prawdopodobieństwem, niemal pewnością można powiedzieć, że tak sytuacja faktycznie wygląda. Zaś w odniesieniu do inflacji CPI (wskaźnika zmiany cen towarów i usług konsumpcyjnych) można poczynić pewne zastrzeżenia, które prezes Glapiński także zgłosił. Bowiem rozpatrując dalszy ewentualny rozwój inflacji trzeba by wziąć pod uwagę znaczny wzrost taryf za nośniki energii. Może to bowiem spowodować, że zobaczymy jeszcze jeden szczyt inflacji - przejściowo, krótko - na początku przyszłego roku. Jeśli podrożeją one znacząco, przekraczając poziomy zakładane obecnie przez ekonomistów, to wówczas inflacja może okazać się wyższa niż te obecne ok. 15,5%.

W swoich wypowiedziach publicznych prezes Glapiński sugeruje, że dalszych podwyżek stóp procentowych może już nie być. Czy te dotychczasowe, które zatrzymały się na poziomie 6,5%, wystarczająco schłodziły popyt konsumpcyjny w naszym kraju, by inflacja już się nie zwiększała? Czy polskie władze mają jeszcze jakieś instrumenty, które wpływałyby na jej obniżanie?

Takie instrumenty zostały już wykorzystane. To znaczy przede wszystkim nastąpiło zaostrzenie polityki pieniężnej w postaci cyklicznych podwyżek stóp procentowych prokurowanych przez Radę Polityki Pieniężnej. To powinno wystarczyć do tego, by ta część inflacji, którą państwo jest w stanie kontrolować, zmniejszyła się.

Ceny sprzedaży mieszkań w niektórych miastach zaczęły spadać, a ponadto „serwisy nieruchomościowe puchną od ofert z rynku wtórnego” - przekonuje zespół analiz Domiporta.pl. Czy na rynku nieruchomości ceny, przynajmniej w dużych miastach, osiągnęły już swoje apogeum?

Ceny na tym rynku w najbliższych kwartałach będą się obniżać. A więc roczna dynamika cen będzie na nim stopniowo najpierw spadać do zera, a potem, w trakcie przyszłego roku, będzie ujemna. A w ujęciu kwartalnym spadek cen będzie już widoczny od III kwartału tego roku.

Dlatego że deweloperzy ograniczają podaż nowych mieszkań - ich produkcję. Są na tym rynku nadal zakupy gotówkowe, choć nie brakuje też zakupów posiłkujących się kredytami bankowymi - tych ostatnich jest jednak stosunkowo mało. Dostrzegane jest wręcz całkowite załamanie na rynku nieruchomości od strony popytowej, a na pewno bardzo poważne osłabienie, które będzie prowadzić do spadku cen na tym rynku. Natomiast w dłuższym terminie trzeba się spodziewać, że ceny nieruchomości w Polsce będą ponownie rosły.

Czy dostrzec można jakieś istotne różnice w sytuacji na rynku pierwotnym i wtórnym?

Wydaje się, że to rynek wtórny powinien bardziej niż pierwotny reagować na osłabienie popytu.

Na tym pierwszym nie będzie może występować ograniczenie podaży w tak silnym stopniu, jak na rynku pierwotnym. I wydaje się, że to na rynku wtórnym mogą nastąpić w pierwszej kolejności spadki cen i w nieco głębszych rozmiarach niż na pierwotnym.

Jak dużym obciążeniem na sektora bankowego mogą okazać się tzw. wakacje kredytowe, tj. możliwość powstrzymania się przez kredytobiorców od płacenia rat za kredyty przez osiem miesięcy? 

Jest to z pewnością dla niego duże obciążenie. To może obniżyć mniej więcej o połowę jego rentowność w tym roku i zaważyć w przypadku co najmniej części banków na zdolności do zwiększania przez nie akcji kredytowej. A więc możliwości finansowania przedsiębiorstw czy gospodarstw domowych. Po prostu bankom będzie brakować kapitału, by zwiększać wielkość portfela kredytowego - ze względu na straty, które poniosą w wyniku wakacji kredytowych. Mogą więc one stanowić dla banków naprawdę duże obciążenie. 

Czy po zakończeniu wakacji kredytowych za dwa lata banki szybko nadrobią powstałe straty?

Tak. O ile oczywiście wakacje kredytowe nie zostaną przedłużone, to po ich zakończeniu sektor bankowy powinien poprawić swoje wyniki. Rzecz jasna - o ile nie zmienią się inne elementy otoczenia sektora finansowego: sytuacja w gospodarce, poziom stóp procentowych itd.

Źródło

Skomentuj artykuł: