O ok. 5 proc. w ciągu roku mogą zdrożeć nowe mieszkania. Stabilizacja cen byłaby możliwa, gdyby podaż dogoniła popyt. A na to się nie zanosi, bo brakuje gruntów, brakuje planów miejscowych, a procedury administracyjne się wydłużają - czytamy w "Rzeczpospolitej".
"Siedem grzechów głównych, które hamują rozwój mieszkalnictwa, zidentyfikował Polski Związek Firm Deweloperskich (PZFD). To: nieżyciowe prawo i uznaniowość urzędnicza, długi czas wydawania pozwoleń, lęk urzędników przed podejmowaniem decyzji, brak ziemi i brak planów zagospodarowania, rosnące koszty inwestycji, przeciągające się uzgodnienia dotyczące przyłączeń dróg i mediów, wreszcie – blokowanie budów przez sąsiadów. Wszystko to sprawia, że mieszkań powstaje mniej, niż mogłoby powstać" - pisze "Rz".
Gazeta wskazuje, że według autorów raportu PZFD, liczba wybudowanych mieszkań w ostatnich latach sukcesywnie rosła – od ponad 50 tys. w 2013 r. do ponad 140 tys. w ub.r.
- Kryzys gospodarczy, załamanie na rynku kredytów hipotecznych, niestabilność prawa i biurokracja sprawiły, że liczba nowych inwestycji dramatycznie spadła – alarmuje cytowany w "Rz" PZFD.
- Podaje, powołując się na dane GUS, że w 2021 r. deweloperzy rozpoczęli budowę 166 tys. mieszkań, w 2022 r. – 115 tys. W styczniu br. rozpoczęto budowę 5,8 tys. lokali – o ponad 20 proc. mniej niż w styczniu ub.r. - czytamy.
"Rzeczpospolita" zauważa, że prognozy nie są optymistyczne. "W całym 2023 r. deweloperzy rozpoczną budowę ok. 70–80 tys. mieszkań. Dla porównania – w ub.r. oddali do użytku 144 tys. mieszkań i domów – to 60 proc. wszystkich wybudowanych w tym czasie. Inwestorzy indywidualni wznieśli 91 tys. mieszkań i domów. Jedną z większych bolączek branży jest brak terenów pod osiedla. Działki, które są do wzięcia, nie zawsze są zlokalizowane tam, gdzie Polacy chcieliby mieszkać" - pisze.