Nowy program wsparcia kredytobiorców cieszy się ogromną popularnością wśród klientów starających się o kredyt hipoteczny. Jest odpowiedzią na potrzeby rynku, a dla niektórych jedyną szansą na zakup własnego mieszkania. Jednak, poza wieloma zaletami, program ten niesie za sobą także zagrożenia. W szczególności dla grupy klientów, którzy nie kwalifikują się do programu z dopłatami.
Obecnie jak świeże bułeczki znikają nieruchomości z rynku pierwotnego i wtórnego do 700-800 tys. zł, czyli w górnych granicach kwalifikujących je do programu Bezpieczny kredyt 2%. Wpływa to na wzrost cen nieruchomości.
- Ktoś kto do tej pory wystawiał swoje mieszkanie za kwotę np. 650 tys. zł, bez problemu podnosi cenę do 700 tys. zł, bo wie, że i tak znajdzie się ktoś, kto będzie chciał je kupić i skorzystać z programu. Wzrasta nam w ten sposób średnia cena metra sprzedaży nieruchomości, co w konsekwencji przekłada się także na wzrost cen nieruchomości niekwalifikujących się do programu Bezpieczny kredyt 2%. Cierpią na tym osoby, które nie mogą skorzystać z nowego programu rządowego, a szukają nieruchomości w limitach cenowych programu – zauważa Andrzej Łukaszewski, ekspert finansowy Credipass z Warszawy.
Potwierdzają to dane z ostatniego Barometru Metrohouse i Credipass za II kw. 2023 r. Na rynku wtórnym średnie ceny transakcyjne mieszkań w Krakowie wzrosły o 6,1%, a w Warszawie o 5,4%. Kilkuprocentowe wzrosty pojawiły się także na rynku pierwotnym, gdzie średnie ceny poniżej 10 tys. zł za m kw. w największych miastach znajdziemy jedynie w Łodzi.
Klienci nie tylko decydują się na zakup nieruchomości, pomimo wzrostu ceny. W przypadku braku dostępnych nieruchomości zaczynają rozważać mieszkania w lokalizacjach lub charakterystyce, której do tej pory w ogóle nie brali pod uwagę – tylko po to, żeby „załapać się na program.” Wykorzystują to również deweloperzy, którzy w swoich inwestycjach wybierają mieszkania trudniej sprzedawalne i oferują je w cenach programu Bezpieczny kredyt 2%. Zachodzi więc ryzyko, że klienci będą podejmować nieracjonalne decyzje zakupowe i kupować pod wpływem emocji to, co jest dostępne na rynku.
Wielu klientów uzależnia zakup nieruchomości od możliwości otrzymania dofinansowania w ramach rządowego programu. Nie ma jasno sprecyzowanej informacji o środkach, jakie są przewidziane w tym programie. Z ustawy, czyli dokumentu nadrzędnego, możemy wyczytać informację o limitach dofinansowania na każdy rok. Na oficjalnej stronie Banku Gospodarstwa Krajowego jest wzmianka o przewidywanej możliwości obsłużenia 30-40 tys. wniosków kredytowych. Z kolei z Ministerstwa Rozwoju i Technologii płynie przekaz, że nie będzie limitów, jeśli chodzi o środki na ten program na pewno na rok 2023.
- Trudno w takiej sytuacji z perspektywy kredytobiorcy podejmować decyzję o momencie zakupu nieruchomości. W 2023 r. będziemy korzystać ze środków przewidzianych na rok 2024. Czy to oznacza, że w 2024 r. będziemy korzystać ze środków z 2025 r., czy że w ogóle ich nie będzie? To kolejne zagrożenie dla planów zakupowych – dodaje Łukaszewski.
Po stronie banków, biorących udział w programie, już widać wydłużenie czasów operacyjnych. Wpłynęła do nich duża liczba wniosków i trudno jest przewidywać, kiedy będą wydawały decyzje kredytowe. Wpływa to znacząco na klientów tych banków, którzy nie korzystają z programu rządowego i chcieliby uzyskać standardowy kredyt. Ze względu na kolejkę w ich bankach nie są w stanie przewidzieć, kiedy otrzymają decyzję, mimo że nie korzystają z programu. Problemem w innych bankach, które nie oferują kredytu z programu, staje się dostępność rzeczoznawców majątkowych. Wpłynęło do nich tak wiele zleceń wykonania operatów szacunkowych, że nie są w stanie wycenić szybko nieruchomości dla banków poza programem. Kolejne banki zapowiedziały przystąpienie do programu rządowego, ale nie wiemy, jak bardzo rozładuje to kolejkę po Bezpieczny kredyt 2%.