NASZ WYWIAD. Do końca roku możemy mówić o łącznych rozmiarach obniżek stóp od 0,5 do 0,75 pkt. proc.

Są małe szanse na to, by w br. wzrost PKB przekroczył 1%, raczej będzie oscylował wokół 0,7-0,9%. Wpłynie na to słabe I półrocze br., kiedy PKB zmniejszył się ok. 0,6%. W tej sytuacji, by w całym br. wykazał wzrost powyżej 1%, w III, a zwłaszcza w IV kwartałach jego wzrosty musiałyby być bardzo pokaźne. Oczywiście może jeszcze w najbliższych miesiącach dojść do sytuacji, że ruszy koniunktura ze względu na to, że społeczeństwo zacznie znacznie chętniej niż dotąd kupować w sklepach, gdy poczuje, że sytuacja gospodarcza w miarę się stabilizuje. Wówczas byłby to poważny impuls dla wzrostu PKB. Z Piotrem Soroczyńskim, głównym ekonomistą Krajowej Izby Gospodarczej, rozmawia Maciej Pawlak

Inflacja CPI według szybkiego szacunku GUS w sierpniu 2023 r. w porównaniu z sierpniem ub. roku wyniosła 10,1%, a w stosunku do lipca br. utrzymała się na tym samym poziomie. Czy we wrześniu można spodziewać się jej spadku poniżej 10% i ewentualnej niewielkiej obniżki stóp procentowych?
Moim zdaniem nawet, gdyby inflacja wyniosła 9,9% czy 10,0% to różnica jest nieistotna. Wobec tego w gruncie rzeczy nic nie stoi na przeszkodzie, żeby stopy miały zostać zmniejszone już w obecnym miesiącu. Ważne, że wskaźnik inflacji rok do roku znów zmalał o prawie 1 pkt. procentowy (z 10,8% w lipcu). Trzeba będzie dokonać głębszej analizy, gdy w połowie września poznamy pełne dane o tym, co się złożyło na taki, a nie inny poziom sierpniowej inflacji. Liczyliśmy, że w ujęciu miesiąc do miesiąca sierpień odnotuje deflację, a więc, że ceny realnie spadają. One faktycznie spadają, ze względu na taniejącą żywność, ale także i odzież, czy obuwie - wspominał o tym komunikat GUS. Mniej drożeją także usługi - związane z kulturą, czy zakwaterowaniem i gastronomią. Mamy przecież końcówkę wakacji, trwają rozmaite wyprzedaże. Znajdujemy się obecnie w takiej chwili, że gdyby utrzymać to nastawienie, które dotąd w większości mieli członkowie RPP, to już obecnie zostały wypełnione przesłanki do obniżania stóp procentowych. Może więc do tego dojść zarówno we wrześniu, jak i w październiku czy listopadzie.

Będą to niewielkie podwyżki - jednorazowo po 0,25 punktu procentowego?
Te obniżki faktycznie będą prawdopodobnie przebiegać mniejszymi krokami. Oczywiście co innego, gdyby zdarzyło się tak, że RPP stwierdzi na swym posiedzeniu we wrześniu, że stopy pozostawi na dotychczasowym poziomie. Zaś gdy dostanie potwierdzenie jeszcze mocniejszych spadków inflacji, to w październiku obniży stopy w mocniejszy sposób. W sumie myślę, że do końca roku możemy mówić o łącznych rozmiarach obniżek stóp procentowych od 0,5 do 0,75 pkt. proc. A mniejsze znaczenie ma, czy stanie się to jednorazowo, czy też dwu-, lub trzykrotnie.

Decyzja ws. ewentualnego przedłużenia zerowego VAT na żywność w 2024 r. zapadnie pod koniec br. – powiedział wiceminister finansów Artur Soboń. Nie wiadomo też czy przedłużona będzie tarcza antyinflacyjna. Jak ewentualne nieprzedłużenie jej oraz zerowego VAT na żywność w 2024 r. wpłynęłoby na wysokość inflacji w przyszłym roku?
To mogłoby zwłaszcza w momencie przywracania „starego” VAT-u na żywność i zakończenia działania Tarczy szczególnie na ceny energii, podbić w górę czasowo wysokość inflacji o 1-1,5 pkt. proc. Myślę, jednak przy tym, że handel będzie się starał zrównoważyć tę różnicę. I w rezultacie postara się, by klienci za bardzo jej nie odczuli. Pamiętajmy, że mamy obecnie kłopot z popytem. Nie ma wysokiej sprzedaży w handlu detalicznym. Ona jest wciąż mniejsza niż wynikałoby to ze wzrostu płac czy ze wzrostu świadczeń społecznych. Klienci czekają. Mam wrażenie, że właściciele sklepów mocno zastanawiają się, czy podwyższać ceny. A nawet, które z nich obniżyć, by zachęcić klientów do kupowania. Zatem, gdyby nawet miał pojawić się impuls powrotu VAT na żywność do starych i większych stawek, to mam wrażenie, że to wszystko zostanie wydłużone w czasie i w rezultacie ewentualny skok cenowy na artykuły żywnościowe nie okaże się zbyt duży.

PKB niewyrównany sezonowo w II kwartale 2023 r. zmniejszył się realnie o 0,6% rok do roku wobec wzrostu o 6,1% w analogicznym kwartale 2022 r. (w cenach stałych średniorocznych roku poprzedniego). Czy w kolejnych kwartałach możemy być spokojni o wzrosty PKB rok do roku? Jakie są szanse, by w całym br. wzrost PKB przekroczył 1%?
W obecnej chwili uważam, że są małe szanse na to, by w br. wzrost PKB przekroczył 1%, raczej będzie oscylował wokół 0,7-0,9%. Wpłynie na to słabe I półrocze br., kiedy PKB zmniejszył się ok. 0,6%. W tej sytuacji, by w całym br. wykazał wzrost powyżej 1%, w III, a zwłaszcza w IV kwartałach jego wzrosty musiałyby być bardzo pokaźne. Oczywiście może jeszcze w najbliższych miesiącach dojść do sytuacji, że ruszy koniunktura ze względu na to, że społeczeństwo zacznie znacznie chętniej niż dotąd kupować w sklepach, gdy poczuje, że sytuacja gospodarcza w miarę się stabilizuje. Wówczas byłby to poważny impuls dla wzrostu PKB. Czekamy jednocześnie, by pojawiły się nowe zamówienia od głównych partnerów handlowych naszego kraju. Bowiem w odniesieniu do zamówień w przemyśle jest ich obecnie bardzo niewiele - co najmniej kilka-kilkanaście proc. mniej niż przed rokiem. Zatem obecnie nie ma tak naprawdę dla kogo produkować. Pamiętajmy, że nasz przemysł w prawie 3/4 pracuje na potrzeby zewnętrzne - tylko w 1/4 - 1/3 na potrzeby krajowe. Zatem nasi producenci czekają, by kraje zachodnie zakończyły obecny okres pewnego marazmu i zaczęły u nas kupować. Takie są szanse, by można było to dostrzec mniej więcej na przełomie III i IV kwartału br., by już nawet III kwartał okazał się znośny, może już nie ze spadkiem PKB, a IV wyróżnił się wzrostem na rozsądnym poziomie. Wszystko to powinno być, jak wspomniałem, połączone z optymizmem zakupowym wśród naszych konsumentów w kraju. Bez tego trudno będzie wyjść z obecnego zastoju.

Rozumiem, że coroczne wzrosty PKB rzędu 3-4% to dalsza przyszłość?
Do tego jest jeszcze daleka droga, chociaż z drugiej strony, gdybyśmy dla odmiany w przyszłym oku mieli niską bazę do porównań, a więc niezbyt dobrą sytuację z br., to wówczas wzrost PKB na poziomie 3% byłby łatwiejszy do osiągnięcia. A jeśli przy tym ruszy większy rozwój gospodarczy za granicą, to może wzrost naszego PKB w takiej wysokości udałoby się kontynuować także w kolejnych latach. Jednak nie jest to takie proste i oczywiste, jak się to kiedyś wydawało.

Z ostatnich danych KNF wynika, że wg stanu z 30.06 br. Polacy w ramach IKE posiadali łącznie 811 tys. 245 kont, o wartości 15,8 mld zł, a także ponad 480 tys. kont IKZE  - o wartości 7,6 mld zł (łącznie prawie 1,3 mln kont o wartości 23,4 mld zł). Z kolei według GUS, na koniec ub.r. liczba uczestników Pracowniczych Planów Kapitałowych wyniosła 3 mln. Tymczasem koniec 2020 r. było 14,4 mln osób w wieku 50+. Jak duży jest poziom oszczędzania w Polsce na dodatkową emeryturę? Czy zwiększa się skłonność Polaków do oszczędzania na dodatkową emeryturę?
Jeżeli mówimy o czystej skłonności Polaków do oszczędzania, o tym, jak ludzie postępowaliby, gdyby ich nie zachęcać do oszczędzania, to nie dostrzegam w tym względzie jakiejś poprawy. Osoby, które oszczędzają, są raczej nieliczne. Pamiętajmy przy tym, że część kont IKE czy IKZE są w praktyce martwe - po ich założeniu przed laty właściciele przestali dokonywać wpłat. Być może program PPK może w tym zakresie coś zmienić. Ale jest on częściowo wspierany przez państwo, m.in. poprzez wpłaty z budżetu na poszczególne konta PPK. A jednocześnie niektórzy ich właściciele po jakimś czasie z nich rezygnują. Bo przecież spośród 16 mln osób pracujących tyle samo nie odkłada na emeryturę - w każdym razie tego, co jest ponad obowiązkowe w tym zakresie. Z tym jest niestety generalnie słabo. Warto też pamiętać o tym, że wciąż w świadomości mamy trochę inne formy oszczędzania czy też zabezpieczania się na starość. Część z nas w tym celu dokonuje inwestycji w mieszkania, czy grunty. Nawet, gdy dziś nie stać jest nas na ich kupienie z oszczędności, staramy się, by nieruchomości znajdujące się w zasobach rodzinnych przetrzymać trochę dłużej, by ich nie roztrwonić. Myślę więc, że nabywanie nieruchomości stanowi u nas bardziej typową formę oszczędzania niż np. płacenie składek. Ponadto nie zapominajmy, że część z nas ma złe doświadczenia z przeszłości.

Na przykład?
Utraty wartości oszczędności gromadzonych w okresie PRL, gdy po jego upadku nastała ogromna inflacja, przez którą odłożone wcześniej pieniądze straciły wszelką wartość. Była też oszukańcza tzw. Bezpieczna Kasa Oszczędności, która dodatkowo pozbawiła posiadaczy lokowanych w niej wszystkich oszczędności. Także w ostatnich latach oszczędzający na lokatach bankowych, w wyniku inflacji stracili co najmniej 1/3 depozytów. Nie zapominajmy również, iż oszczędzający na rachunkach OFE nagle stracili połowę zgromadzonych środków, gdy ogłoszono, że to państwo jest ich właścicielem. Nasze społeczeństwo ma w tej sytuacji raczej słabe zaufanie do instytucji, w tym państwowych, które mają pomagać oszczędzać. Stąd wciąż dość powszechne przeświadczenie, że nawet gdy coś oszczędzamy, to i tak raczej nic z tego nie będziemy mieć.
 

Źródło

Skomentuj artykuł: