NASZ WYWIAD: dwa-trzy lata może zająć powrót do celu inflacyjnego NBP

- Niestety inflacja okaże się nieco bardziej uporczywa. Wobec tego jeszcze nawet dwa-trzy lata może zająć powrót do celu inflacyjnego NBP - mówi portalowi FilaryBiznesu.pl Łukasz Kozłowski, główny ekonomista Federacji Przedsiębiorców Polskich.

Rada Polityki Pieniężnej na swym ostatnim posiedzeniu po raz kolejny nie zmieniła stóp procentowych. Przy jakiej wysokości inflacji będzie można oczekiwać zmniejszenia stóp i kiedy to może nastąpić?

Jeśli spadek inflacji będzie tak gwałtowny, jak oczekuje tego prezes NBP Adam Glapiński, tj. 6% w grudniu, to być może końcówka obecnego roku będzie tym czasem, w którym dyskusja nad obniżeniem stóp procentowych wśród członków RPP będzie się mogła odbyć. Natomiast jest to prognoza optymistyczna. Ponieważ inflacja uwarunkowana jest szeregiem czynników – wśród nich są te zewnętrzne, związane z cenami energii. Ale równocześnie na jej wzrost mają wpływ czynniki wewnętrzne, o czym świadczy wysoki poziom inflacji bazowej, tj. bez uwzględniania cen energii i żywności. W tych warunkach obawiam się, że niestety inflacja okaże się nieco bardziej uporczywa. Wobec tego jeszcze nawet dwa-trzy lata może zająć powrót do celu inflacyjnego NBP (2,5% z odchyleniami +/- 1%). Stad wszystko wskazuje na to, że w zakresie polityki pieniężnej utrzymywane będzie status quo. A więc stopy procentowe pozostaną na obecnym poziomie, tj. 6,75% dla stopy referencyjnej. Nie będzie też zmian w kierunku zacieśniania polityki pieniężnej, bowiem Rada oczekuje na efekty dotychczasowych podwyżek stóp i nie chce szkodzić wzrostowi rozwoju gospodarczego. Ale z drugiej strony nie będzie też ich obniżek, ponieważ inflacja jest wciąż wysoka i wciąż czekamy na skutki tej polityki antyinflacyjnej.

Czy w Polsce inflacja także wzrosła w styczniu? Jak się będzie kształtować w lutym? Jakie są szanse, żeby od marca zaczęła spadać?

To będzie pewna kombinacja inflacji w naszym kraju. Sądzę bowiem, że w styczniu mieliśmy prawdopodobnie nawet 19-procentową inflację. Odgrywać tu będzie rolę szereg czynników. M.in. zmiany cen administracyjnie ustalanych czy regulowanych – to z pewnością będzie miało istotne znaczenie. Zaś inflacja od marca będzie odzwierciedlała efekty bazowe, bowiem dokładnie w marcu ub. roku wystrzeliła. I zaczęła znacząco rosnąć. Miało to związek z gwałtownie drożejącymi paliwami i innymi nośnikami energii między innymi wskutek rozpoczętej wówczas wojny Rosji na Ukrainie. Efekt będą też miały efekty bazowe. Ponadto, aby inflacja spadała w kolejnych miesiącach powinien spowolnić jej wzrost liczony miesiąc do miesiąca. 

Inflacja na Węgrzech wciąż rośnie. W styczniu wyniosła 25,7 proc. r/r poinformował węgierski odpowiednik GUS. To rezultat wyższy od 24,5 proc. w grudniu. Podobnie, choć nie w takiej skali wygląda inflacja w Czechach (w styczniu 17,5 proc. wobec 15,8 proc. w grudniu). W obu przypadkach przestały obowiązywać zapisy tamtejszych Tarcz antyinflacyjnych i ceny za prąd zostały uwolnione i poszybowały w górę. Jakie stąd wypływają wnioski dla polskich władz?

Z dużej części Tarcz władze u nas już się wycofały. Pozostaje Tarcza dotycząca cen żywności, natomiast energetyczna jest w dużej mierze zdejmowana od początku tego roku. Pamiętajmy przy tym, że Polska nie była narażona na tak duży jak na Węgrzech wystrzał inflacji w wyniku zmiany polityki regulacyjnej tamtejszych władz. U nas bowiem państwo nie weszło tak mocno w rolę ostatecznej instancji ustalającej poziom cen detalicznych na rynku. Bo przecież na Węgrzech doszło nie tylko do zmian w polityce fiskalnej, tj. obniżania obciążeń w postaci podatków pośrednich na niektóre produkty, aby w sklepach były tańsze dla ich nabywców, ale wprost - z wprowadzaniem cen regulowanych. W sytuacji, kiedy przez długi czas próbowano te ceny mrozić – ta polityka się wyczerpała. I to w dość spektakularny sposób, ponieważ zaczęły się ujawniać braki towarów na tamtejszym rynku. Różnica pomiędzy rynkową ceną określonych dóbr, a ustalaną administracyjnie, stała się tak duża, że Węgrzy musieli się zmierzyć ze zjawiskiem niedoborów rynkowych. To było nieuchronne w takich uwarunkowaniach.

Co w tej sytuacji zrobiły tamtejsze władze?

Trzeba było przywrócić rynek. A ten właśnie krok spowodował gwałtowny wzrost inflacji, przekraczający 20%. Węgry płacą teraz cenę za wcześniejsze mrożenie cen. Co prawda przez pewien czas płacili mniej, ale teraz niestety muszą odczuć tego skutki w postaci gwałtownego wzrostu inflacji, której dalsze podtrzymywanie polityki utrzymywania cen regulowanych nie było już możliwe. Natomiast w Polsce nie grozi powtórzenie tego scenariusza.

Dlaczego?

Ponieważ nigdy nie wprowadzaliśmy tak drastycznych instrumentów. Nigdy nie próbowaliśmy ingerować w rynek tak głęboko, jak poprzez administracyjną kontrolę cen. Bowiem stosowaliśmy wyłącznie instrumenty podatkowe. Zatem maksymalny wpływ zniesienia u nas Tarczy antyinflacyjnej to maksymalnie jakieś 4-5 pkt. procentowych inflacji w skali roku. A i tak rozłożyliśmy to sobie w czasie. Wycofaliśmy się z jej części, a cały ten proces jest u nas wieloetapowy. U nas zatem całkowite wyjście ze wszystkich Tarcz będzie miało znacznie mniejszy wpływ na poziom inflacji niż na Węgrzech.

Od 9 lutego obniżona została - z 7,6% do 6,94% - stawka WIBOR 3M. A jednocześnie banki łagodzą kryteria wyliczania zdolności kredytowej u potencjalnych klientów. Jak przełoży się to na obniżenie wysokości rat spłacanych kredytów?

To łagodzenie kryteriów wyliczania zdolności kredytowej nie wpłynie na wysokość spłacanych rat ponieważ - po prostu spowoduje, że więcej osób otrzyma kredyt. Kluczowa jest tu zatem zmiana stawki WIBOR. Bowiem jest to wciąż główny wskaźnik referencyjny dla większości kredytów złotowych opartych o oprocentowanie zmienne. To rzecz jasna ma pozytywne przełożenie na wysokość spłacanych rat kredytowych, tj. obniża ją. Natomiast przestrzeń dla takich obniżek jest ograniczona, bo zmalały oczekiwania i obawy dotyczące dalszego wzrostu stóp procentowych. Rada Polityki Pieniężnej w dość klarowny sposób sygnalizuje, że nie będzie dalej podnosić ich poziomu, a to przecież nie było tak pewne jeszcze kilka miesięcy temu. I dlatego wskaźnik WIBOR się zmniejszył. Pamiętajmy przy tym, że WIBOR nigdy nie spadnie poniżej poziomu stopy referencyjnej (przypominam, że obecnie to 6,75%), chyba, że rynek spodziewałby się rychłego obniżenia poziomu stopy referencyjnej. WIBOR to przecież wskaźnik wyznaczany na 3 czy 6 miesięcy, pokazujący oczekiwane przez rynek prawdopodobieństwo ewentualnej zmiany stóp.

Tak czy inaczej dla kredytobiorców zmniejszenie stawki WIBOR oznacza wzrost oszczędności na skutek zmniejszonej wielkości spłacanych rat. Jednak w sumie nie jest to dla nich bardzo znacząca ulga. W dalszej perspektywie bardziej znaczący spadek wysokości rat kredytowych nastąpi dopiero wtedy, gdy Rada Polityki Pieniężnej zacznie obniżać stopy procentowe, a więc luzować obecny kurs polityki pieniężnej. Ale to zapewne nastąpi nie wcześniej niż w 2024 roku. Natomiast kredytobiorcy obecnie przecież dość powszechnie korzystają z takich mechanizmów, jak wakacje kredytowe. A to przecież w istotnym zakresie chroni ich przed efektami związanymi z podwyżkami stóp procentowych.

Źródło

Skomentuj artykuł: