Soroczyński: Zaczyna panować umiarkowany optymizm wśród konsumentów

Z Piotrem Soroczyńskim, głównym ekonomistą Krajowej Izby Gospodarczej, rozmawia Maciej Pawlak

Roczna dynamika wzrostu płac wydaje się, że będzie miała raczej tendencję spadkową - gdzieś w granicach ok. 8% w końcu roku. I mniej więcej takiej dynamiki wzrostu płac należy oczekiwać w przyszłym roku. Warto przy tym zauważyć, że przy spadającej inflacji będzie to pozwalało na utrzymywanie realnego wzrostu płac. Jednak, gdyby pogrzebać w pamięci, to wzrosty płac zazwyczaj były na poziomie 3-4, czasami 5% powyżej poziomu inflacji. A teraz będzie to zapewne 1-2%. Bowiem większość zmian płac w górę wynika z tego, że pracownicy migrują z firm, które nieco mniej płacą – do tych, które płacą więcej. Statystyka to dostrzega i odnotowuje tak, jak gdyby dochodziło do podwyżek. Ale tak naprawdę całe to zjawisko wynika z rotacji pracowników.

Według danych NBP we wrześniu 2023 r. tzw. inflacja bazowa - po wyłączeniu cen żywności i energii wyniosła 8,4 proc. r/r. Podczas gdy inflacja CPI w wyniosą wówczas 8,2 proc. r/r. Jak oba wskaźniki będą wyglądały w odniesieniu do października? Czy można oczekiwać ich spadku w granicach 1,5-2 pkt. proc., jak w poprzednich miesiącach?
W październiku, inflacja CPI, może dojść do 7%, lub nawet niżej. Pamiętajmy, że będzie to skutkiem przede wszystkim wysokiej bazy z ub. roku, bo przecież rok temu, jak pamiętamy, mocno rosła. A teraz procesy te wygaszają. Jeśli chodzi o inflacje bazową, trudno w tej chwili spekulować. Ona też na pewno pójdzie w dół, ale prawdopodobnie nie tak mocno, jak CPI. Zatem z tych 8,4% może zejdzie w okolice 7,5-7,7%. Pamiętajmy, że ona jednak nieco wolniej reaguje od CPI i że spadała z niższego poziomu. Zatem inflacja bazowa spadnie w sposób raczej umiarkowany, zaś CPI – mocniej. 
 

W takim razie na koniec roku inflacja CPI mogłaby się obniżyć nawet w okolice 5%?
Raczej będzie to gdzieś 6,3-6,5%.  Bowiem pamiętajmy, że w grudniu ub. roku inflacja zaczęła się obniżać. Zatem efekt bazy w przypadku grudniowej inflacji CPI będzie działał odwrotnie. Jej spadek przyhamuje. Zobaczymy, co nastąpi w styczniu 2024 r., jak będą wyglądały te nowe ceny licznikowe i jak będzie reagował handel. Powinna więc spadać, ale na pytanie: jak bardzo? - nie ma jeszcze odpowiedzi.

Według GUS sprzedaż detaliczna w cenach stałych we wrześniu była niższa niż przed rokiem o 0,3 pkt. proc. W porównaniu z sierpniem 2023 r. również notowano spadek sprzedaży detalicznej o 0,3 pkt. proc. W okresie styczeń-wrzesień 2023 r. sprzedaż zmalała r/r o 3,4% (w 2022 r. wzrost o 6,8%). Kiedy i pod jakimi warunkami może zostać zahamowany trend spadku sprzedaży detalicznej?
Szczerze mówiąc te dane za sam wrzesień przyjąłbym optymistycznie. Są jednak mocniejsze, czego spodziewała się większość ekspertów. Jeśli popatrzeć na to w ujęciu nominalnym (nie – w cenach stałych, ale bieżących), to jednak poprawiła się roczna dynamika sprzedaży we wrześniu br. z 3,1 jeszcze w sierpniu do 3,6%. Przy tym jednocześnie ceny w handlu spadły. Widać więc, że w tym obszarze gospodarki idzie poprawa. Wynika ona moim zdaniem przede wszystkim z tego, że handlowcy stwierdzili, że muszą coś zrobić z cennikami. Bowiem konsumenci przestali przychodzić do sklepów. Mówimy o wzroście nominalnym sprzedaży detalicznej wciąż na poziomie ok. 3-3,5%. A w tym czasie średnie pensje poszły w górę o 10-11%, zaś rozmaite świadczenia – okazały się o kilkanaście% wyższe. Widać więc, że handlowcy próbują coś robić, by zachęcić nas – konsumentów do kupowania.

W jaki sposób?
Jeszcze w sierpniu ceny w handlu były wyższe niż przed rokiem – pewnie o ok. 5,5-6%, a teraz – o ok. 4%. Więc można dostrzec, że handlowcy robią, co mogą, by oferta w sklepach była na tyle zachęcająca, by konsumenci zaczęli znów dokonywać zakupów. Zatem przyznam, że ten spadek sprzedaży detalicznej rok do roku w ujęciu realnym na poziomie ok. 0,3% to już tylko „muśnięcie”. Przecież mógł okazać się większy: -1 do -2%. Widać więc, że zaczyna panować umiarkowany optymizm wśród konsumentów. Przestali się oni jakoś panicznie bać przyszłości.

Przeciętne miesięczne wynagrodzenie w sektorze przedsiębiorstw (a więc zatrudniających co najmniej 10 pracowników) we wrześniu 2023 r. wyniosło 7379,88 zł, podczas gdy we wrześniu ub.r. wyniosło 6687,81 zł. Wzrosło więc w ciągu roku o ponad 10% - a zatem więcej niż inflacja. Jak wzrost zarobków będzie się kształtować w kolejnych miesiącach? Jak długo będzie to wzrost realny? 
Co do zasady, w samym wrześniu powinniśmy odnotować wyraźny wzrost płac. Bo tak jest z natury sezonowo. Tym razem okazał się bardzo niewielki. Z takiego powodu, że przyznawano ostatnio mniej niż zwykle w tym okresie premii i nagród. Bowiem ostatnio wyniki przemysłu, budownictwa czy handlu nie wskazywały na to, że były jakieś specjalne powody, by pracodawcy mieli za co dodatkowo wynagradzać pracowników. W związku z tym spadła także roczna dynamika wzrostu płac. Jeszcze w sierpniu osiągnęła poziom 11,9%, obecnie zmniejszyła się do nieco ponad 10%.

A jaka będzie w kolejnych miesiącach? 
Wydaje się, że będzie miała raczej tendencję spadkową. Raczej gdzieś w granicach ok. 8% w końcu roku. I mniej więcej takiej dynamiki wzrostu płac należy oczekiwać w przyszłym roku. Warto przy tym zauważyć, że przy spadającej inflacji będzie to pozwalało na utrzymywanie realnego wzrostu płac. Jednak, gdyby pogrzebać w pamięci, to wzrosty płac zazwyczaj były na poziomie 3-4, czasami 5% powyżej poziomu inflacji. A teraz będzie to zapewne 1-2%. Bowiem większość zmian płac w górę wynika z tego, że pracownicy migrują z firm, które nieco mniej płacą – do tych, które płacą więcej. Statystyka to dostrzega i odnotowuje tak, jak gdyby dochodziło do podwyżek. Ale tak naprawdę całe to zjawisko wynika z rotacji pracowników. A w tej chwili, w sytuacji relatywnie słabej koniunktury powstaje mniej miejsc pracy, które oferują zarobki relatywnie wysokie. Zatem gdy zmian miejsc pracy będzie mniej niż zwykle, to i wskaźnik wzrostu płac będzie raczej umiarkowany – może ok. 7-8% w przyszłym roku. Inflacja spadnie wówczas gdzieś do średnio ok. 5%. A więc wzrosty płac będą realne, ale niezbyt duże. Większa nadwyżka płacy nad inflacją może nastąpić z większym prawdopodobieństwem w 2025 r., kiedy koniunktura gospodarcza będzie mocniejsza i okrzepnie. Zatem nie jest źle z płacami, ale też nie ma specjalnego powodu do odpalania szampana z powodu dość jednak umiarkowanego ich wzrostu.

W styczniu-sierpniu br. wg GUS eksport wyniósł 232,4 mld euro, a import 223,5 mld euro (wzrósł odpowiednio w eksporcie o 3,7%, a w imporcie spadł o 5,7%). Dodatnie – tak, jak i na przestrzeni ostatnich miesięcy - saldo wyniosło 8,9 mld euro, podczas gdy jeszcze w styczniu-sierpniu 2022 r. wyniosło minus 13,0 mld euro. Co sprawia, że kolejne tegoroczne miesiące przynoszą coraz większą wartość polskiego eksportu (liczoną zarówno w złotówkach, USD, jak i w euro)?
Cieszy to, że przez ostatnie miesiące cały czas dochodzi do wzrostu eksportu – mówię tu przede wszystkim o statystykach dotyczących naszej wymiany handlowej z Europą, bo na tym się głównie skupiam – sprzedajemy nasze towary i usługi głównie w euro. Rzecz jasna wzrosty eksportu nie są może jakoś szczególnie imponujące. I my, jako kraj, jako nasz przemysł (w końcu eksportujemy głównie towary – owoc pracy wytwarzanej w przemyśle) wciąż oczekujemy na ocknięcie się u naszych głównych parterów handlowych. Jeszcze nie tak dawno temu mieliśmy nadzieję, że ono nastąpi gdzieś w II kwartale br. Tymczasem widać, że III kwartał w dostępnych danych zbliża się do końca (z tych ostatnich, sierpniowych, wynika, że nie doszło do jakiegoś wyraźnego ocknięcia). Ale końcówka obecnego roku powinna być już lepsza - w całym br. eksport pewnie będzie wyższy niż rok temu o ok. 7-8%. Obecnie narastające statystyki mówią o wzroście na poziomie ok. 4%, zatem końcówka br. powinna pod tym względem lepiej wyglądać. Musimy przy tym pamiętać, że u naszych głównych partnerów panuje wciąż słaba koniunktura gospodarcza, zwłaszcza w Niemczech.

No właśnie, czy są jakieś sygnały, że obecna dekoniunktura w Niemczech skończy się w najbliższym czasie?
Wiemy, że Niemcy część wymiany gospodarczej nadal będą kierowali do nas, więc może się okazać, że to, co im spadnie – u nas wzrośnie. Przez pewien czas można było dostrzec, że oni u siebie pewne procesy wygaszają, przenosząc je do nas z bardzo różnych powodów. Zapewne także z powodu kosztów wytwarzania. Tymczasem warto zwrócić uwagę na fakt, że w odniesieniu do danych statystycznych dotyczących gospodarki niemieckiej, pierwszy raz od dłuższego czasu doszło do poprawy dynamiki miesięcznej wymiany gospodarczej z Niemcami. To oznacza, że np. sam sierpień musiał się pod tym względem okazać lepszy. Bowiem ciut drgnęło. W takim razie może jednak mimo wszystko ma już miejsce pewne przełamanie dotychczasowych niekorzystnych trendów w tamtejszej gospodarce. Choć może jest ono jeszcze niedostrzegalne na innych rynkach dla nas ważnych – np. na francuskim. Cały czas dynamiki dotyczące wielkości wymiany gospodarczej z Polską są tam co prawda dość spore, ale w sumie spadają.

Czy są szanse na dalsze utrzymanie dodatniego salda w wymianie handlowej Polski z zagranicą?
Mam w tym przypadku zawsze mieszane uczucia, bo moim zdaniem nie zawsze dodatni bilans jest na pewno dla nas korzystny. Bo gdyby import rósł, ale eksport – jeszcze szybciej, to byłoby oczywiście bardzo dobrze. Ale na razie import spada. Pytanie brzmi: dlaczego? Jeśli dlatego, że surowce na rynkach światowych są tańsze, to jest powód do optymizmu. Natomiast, jeśli miałoby się okazać, że import spada, że kupujemy mniej towarów i surowców potrzebnych do produkcji, realizacji inwestycji i do bieżącej konsumpcji, to mamy do czynienia ze zjawiskiem niekorzystnym. Oznacza to bowiem, że gospodarka osłabła, A zatem to, że się chwilowo pojawiła nadwyżka eksportu nad importem, nie jest samo w sobie powodem do jakiegoś nadzwyczajnego optymizmu. To oczywiście statystycznie dobrze wygląda, ale nie musi jednocześnie świadczyć o jakichś koniecznie pozytywnych procesach. Mam więc nadzieję, że import pomału zacznie rosnąć, a jednocześnie eksport zacznie rosnąć jeszcze szybciej. Wtedy będziemy faktycznie mieli powody do radości.

Źródło

Skomentuj artykuł: