Inflacja, oszczędzanie, płace - EKSPERT o polskiej gospodarce

- Obligacje oszczędnościowe stanowią najbezpieczniejszy sposób inwestowania, który gwarantuje, że posiadane oszczędności nie stracą na wartości, przynosząc po pewnym czasie jakąś dodatnią stopę zwrotu. Z kolei złoto przez ostatnią dekadę nie dawało jakoś specjalnie zarobić. Kupowanie walut także nie stanowi na dłuższą metę dobrej metody oszczędzania. Tak więc w naszych warunkach optymalne wydaje się kupowanie obligacji bądź akcji, ewentualnie mieszkań - o ile dysponujemy odpowiednio zasobnym portfelem - mówi portalowi FilaryBiznesu.pl dr Karol Pogorzelski, analityk z Zespołu Analiz i Prognoz Rynkowych Banku Pekao SA.


Przeciętne wynagrodzenie, wg danych GUS, w II kwartale 2023 r. wyniosło 7005,76 zł, podczas gdy w II kw. ub.r. sięgało poziomu 6156,25 zł, o ok. 850 zł mniej, tj. o 14,2%. Jakie są szanse umocnienia się trendu do realnego wzrostu płac w stosunku do inflacji w kolejnych kwartałach?

Istnieją dwie miary wzrostu płac w danym okresie: przeciętny wzrost wynagrodzeń w sektorze przedsiębiorstw (zatrudniających co najmniej 10 osób), a druga - wzrost wynagrodzeń w całej gospodarce narodowej. Ta ostatnia powiększała się wyraźnie szybciej niż w tym samym okresie w sektorze przedsiębiorstw. Historia pokazuje, że te dwie dynamiki rosną zazwyczaj w tym samym tempie. Moim zdaniem prawdopodobne jest, że wzrost wynagrodzeń w całej gospodarce w najbliższych miesiącach zacznie zbliżać się do jego poziomu w sektorze przedsiębiorstw, czyli spowolni. Natomiast proces ten odbywać się będzie wolniej od tempa spadku inflacji. W związku z tym płace realne będą rosnąć szybciej niż dotąd. Myślę, że taki przebieg zdarzeń jest bardzo prawdopodobny. Zaś w pewnym momencie wysoka dynamika płac uniemożliwi dalszy spadek inflacji. Dla mnie zaskakujące jest, że płace rosną tak szybko w tak złych warunkach gospodarczych.

Czym się to objawia?

Wydaje mi się, że warunki te powinny dosyć szybko zacząć się polepszać i że będzie to również hamować inflację. Natomiast do tej pory, wbrew oczekiwaniom mojego zespołu, tak się nie stało. Wobec tego obecnie szybki wzrost płac stanowi jeden z wysokich czynników ryzyka dla spadku inflacji w przyszłym roku. Płace rosną obecnie szybciej, niż prognozował to do tej pory NBP. Jest to niepokojące.

Państwa zachodnie z przyczyn demograficznych konkurują między sobą o imigrantów z Ukrainy. Polska obecnie przegrywa ten wyścig – coraz więcej Ukraińców jedzie dalej: do Niemiec i Kanady. Jak zatrzymać ich w Polsce?

Liczba Ukraińców pracujących w Polsce, jeśli rozpatrujemy dane ZUS,  od mniej więcej roku utrzymuje się jednak mniej więcej na tym samym poziomie. Wynika z tego więc, że nie występuje w rzeczywistości zjawisko jakiegoś masowego ich opuszczania naszego kraju, by jechać dalej na Zachód. Raczej po prostu kolejni Ukraińcy przestali do nas przyjeżdżać. To raczej nie jest tak, że oni z Polski chcą masowo jechać gdzieś dalej, do innych krajów. Natomiast gdyby Polska chciała ich zatrzymać, to myślę, że najłatwiejszym na to sposobem byłoby zaoferowanie im przede wszystkim wyższych płac. Często to się zresztą dzieje, bo przecież tempo wzrostu płac pozostaje stosunkowo wysokie. Z drugiej strony nie wydaje mi się, by utrzymywanie wysokiej liczby Ukraińców pracujących u nas stanowiło kluczowy problem dla naszego rynku pracy i by konieczne były w tym celu jakieś dodatkowe działania.

Może pomijając jakąś ścieżkę dojścia do prawa stałego pobytu dla nich, a docelowo - statusu obywatelstwa polskiego.

Z czego to wynika?

Bo w Polsce łatwo jest Ukraińcom znaleźć pracę legalną i zalegalizować swój pobyt. natomiast, gdyby chcieli pozostać u nas dłużej, to trudno jest im na dziś uzyskać wszystkie benefity związane z zamieszkaniem w naszym kraju na stałe. Zatem na dłuższą metę jest to jakiś sposób na to, by ich na dłużej przyciągnąć. 

Natomiast w praktyce oni ani jakoś specjalnie masowo nie wyjeżdżają od nas dalej, ani obecnie także masowo nie przyjeżdżają. Powiem wręcz, że oni nie mają już od roku większego wpływu na nasz rynek pracy. 

Jednocześnie rośnie u nas dość szybko poziom zatrudnienia cudzoziemców, ale z innych kierunków.

Na przykład?

Z Białorusi, ale też z Gruzji, jak również z Azji Południowo-Wschodniej, to jest z Indii, Bangladeszu czy Filipin. 

A to dlatego, że pracownicy z wymienionych krajów Azji pracowali wcześniej na Półwyspie Arabskim na kontraktach długoterminowych, gdzie zarabiali na utrzymanie swoich rodzin. A Polska konkuruje o nich, oferując im zbliżone płace. To jest ciekawe zjawisko, które - mam wrażenie - trochę umknęło, a więc, że Polska zaczęła ściągać tych pracowników najemnych z Azji, pracujących dotąd na kontraktach w Dubaju czy w Katarze. Np. robotnicy, którzy budowali stadiony na Mundial w Katarze, obecnie pracują w Polsce, w sektorze przemysłowym. Nie jest to może skala masowa, ale zjawisko zauważalne.

Era taniego pieniądza już się skończyła. Nawet jeśli inflacja się ustabilizuje, normą w kolejnych latach będą stopy procentowe na poziomie 3-3,5 proc. - powiedział PAP prezes PFR Paweł Borys. Czy faktycznie, nawet gdy w końcu zbliżymy się do celu inflacyjnego (1,5-3,5%), stopy pozostaną wyższe od inflacji?

Tak. Myślę, że prognoza prezesa Borysa wydaje mi się wiarygodna. Dodatnie, realne stopy procentowe nie stanowi niczego dziwnego, ale oznacza raczej normalną sytuację. To, że w Polsce, ale i w Europie, przez jakiś czas obowiązywały praktycznie ujemne stopy procentowe, było bardziej anomalią, niż normalną sytuacją. 

Dlatego ludzie powinni zostać wynagrodzeni, bo oczekują na wzrost płac, ze względu na to, że powstrzymują się od konsumpcji, oszczędzają, liczą na to, że wyjdą na plus, już po odliczeniu inflacji. Jest naturalne, że tak właśnie to wygląda, bo odkładanie na emeryturę w funduszach emerytalnych nie ma obecnie moim zdaniem sensu. Ponadto uważam, że obecnie na całym świecie zapanował trend w polityce w fiskalnej na jej luzowanie.

W czym się to objawia?

Państwa nie boją się zadłużać. Mają z sobą doświadczenie bardzo głębokiego i szybkiego zadłużania się w czasie pandemii, a potem w czasie kryzysu energetycznego. Nic więc dziwnego, że ich deficyty znajdują się obecnie na poziomie dużo wyższym niż sprzed dwóch dekad. A, jak dotąd taki stan nie spowodował jakichś specjalnie negatywnych konsekwencji. Nie poszły jakoś gwałtownie w dół waluty poszczególnych krajów. Co do poziomu rentowności obligacji doszło co prawda do gorszych momentów - do 8-9-proc. poziomu rentowności 10-letnich polskich obligacji w październiku ub. roku. Ale zasadniczo państwa nie utraciły zdolności do finansowania swoich długów. W związku z tym nie istnieje obecnie żaden realny hamulec fiskalny - państwa będą więc podbijać inflację. Z ich strony spodziewam się lat podwyższonych transferów, hojnych wydatków budżetowych i w związku z tym - jak wspomniałem - utrzymywania się podwyższonej inflacji. Będzie się to musiało więc spotkać z reakcją ze strony polityki pieniężnej, tj. utrzymywania się wyższych stóp procentowych - aż do momentu, w którym w końcu wyczerpie się przestrzeń do dalszego zadłużania. Państwa zostałyby w końcu zmuszone do oszczędzania i wówczas pojawiłaby się szansa, że inflacja spadnie. Ale i wówczas stopy mogłyby się obniżyć. W taki sposób widziałbym sytuację w najbliższych latach, choć rzecz jasna prognozowanie w takim horyzoncie jest bardzo trudne.

W lipcu, wg danych ministerstwa finansów, MF sprzedało obligacje oszczędnościowe o łącznej wartości 5.629 mln zł, tj. nieco niższej niż w czerwcu (6,1 mld zł), choć jednocześnie prawie dwukrotnie niższej niż w lipcu ub. roku. Co decyduje o niemal niesłabnącej atrakcyjności inwestowania w obligacje skarbowe w porównaniu np. ze złotem czy dolarami? Co stanowi magnes przyciągający do kupowania obligacji?

Obligacje oszczędnościowe stanowią najbezpieczniejszy sposób inwestowania, który gwarantuje, że posiadane oszczędności nie stracą na wartości, przynosząc po pewnym czasie jakąś dodatnią stopę zwrotu. Z kolei złoto przez ostatnią dekadę nie dawało jakoś specjalnie zarobić. Kupowanie walut także nie stanowi na dłuższą metę dobrej metody oszczędzania. Tak więc w naszych warunkach optymalne wydaje się kupowanie obligacji bądź akcji, ewentualnie mieszkań - o ile dysponujemy odpowiednio zasobnym portfelem. Przy czym ludzi napędza do obligacji skarbowych to, że przynoszą dużo lepsze oprocentowanie niż lokaty w bankach i cechują się przy tym bardzo niskim ryzykiem. Jest to dla mnie zupełnie zrozumiałe. W ub. roku doszło w lecie do rekordowego zainteresowania kupowaniem obligacji skarbowych, bowiem właśnie wówczas zmieniono skokowo warunki ich oprocentowania. Chodziło zwłaszcza o obligacje kilkuletnie z wcześniej relatywnie niskim oprocentowaniem w pierwszym roku oszczędzania, które wtedy dość znacząco podwyższono (w kolejnych latach oszczędzania pozostało ono wyższe ponad średnioroczny poziom inflacji), by skłonić ludzi do oszczędzania. Jednocześnie nie wierzyli oni wówczas, że inflacja może stosunkowo szybko i znacząco zacząć spadać. Kupowali więc obligacje, by od niej uciec. Tymczasem obecnie uwierzyli w możliwość dezinflacji, więc patrzą bardziej przychylnym okiem na inne kategorie aktywów, jak np. na akcje.

Źródło

Skomentuj artykuł: