Oskarżona i jej adwokat nie dotarli na ogłoszenie wyroku, prokurator również był nieobecny, poza tym nikogo w miejscach dla publiczności. Sędzia nie chciał więc przemawiać do pustej sali i zrezygnował z odczytania orzeczenia – popełniając poważny błąd. O dziwo, do podobnych sytuacji co jakiś czas dochodzi, choć prawo w tej kwestii jest jednoznaczne.
Niecodzienna historia miała miejsce w Sądzie Rejonowym w Białymstoku, gdzie toczył się proces przeciwko Lucynie H., oskarżonej o kilka oszustw. Ponieważ materiał zebrany przez prokuraturę nie budził wątpliwości, to wystarczyły dwa posiedzenia, aby zamknięty został przewód dowodowy.
Ogłoszenie wyroku sędzia wyznaczył na 25 maja 2021 r., ale w tym terminie – jak relacjonował serwis prawo.pl - nikt nie pojawił się na sali rozpraw. Nieobecna była zarówno Lucyna H., jak i prokurator. Nie było również mediów, czy publiczności. W tej sytuacji sędzia wprawdzie sporządził i podpisał orzeczenie skazujące oszustkę, ale równocześnie zrezygnował z jego odczytania.
Prawdopodobnie nie chciał tracić czasu na przemawianie do pustej sali, ale tym samym naruszył obowiązujące zasady, bo polskie prawo precyzyjnie opisuje takie sytuacje. Wprawdzie artykuł 419 Kodeksu postępowania karnego mówi, że „niestawiennictwo stron, ich obrońców i pełnomocników nie stoi na przeszkodzie ogłoszeniu wyroku”, ale istnieje jeszcze art. 100 § 1 kpk brzmiący: „Orzeczenie lub zarządzenie wydane na rozprawie ogłasza się ustnie”. Nawet w Konstytucji (art. 45 ust. 2) zapisano: „Wyrok ogłaszany jest publicznie”.
Adwokat Lucyny H. zaskarżył wyrok, Sąd Okręgowy w Białymstoku jednak utrzymał go w mocy. To nie zakończyło sprawy, przez następne miesiące trwała wymiana rozmaitych pism, aż w końcu do Sądu Najwyższego skierowana została przez prokuratora generalnego kasacja, w której podniesiono zarzut braku ogłoszenia wyroku, co oznaczałoby, że nie istnieje w sensie prawnym.
Sprawa trafiła do Izby Karnej SN (syg. akt IV KK 277/23), przewodniczącym składu orzekającego i zarazem sprawozdawcą był sędzia Wiesław Kozielewicz.
Sąd Najwyższy nie miał żadnych wątpliwości. Bo zgodnie z przepisami zawartym w Kodeksie postępowania karnego, aby jakikolwiek wyrok był ważny, należy spełnić pięć elementów:
- narada
- głosowanie
- sporządzenie wyroku na piśmie
- podpisanie wyroku
- ustne ogłoszenie.
„Jeżeli chodzi o orzekanie na rozprawie, ustne ogłoszenie wyroku jest jednym z warunków związanych z obowiązywaniem orzeczenia, tj. jednym z aspektów jego funkcjonowania w porządku prawnym” – tłumaczył (cytowany przez prawo.pl) sędzia Kozielewicz.
I jak wynika z informacji zamieszczonej na stronie Sądu Najwyższego, wyrok został uchylony oraz przekazany do ponownego rozpoznania. W całości.
Zaskakiwać może, że sędziowie nadal popełniają ten błąd, bo problem podnoszony był wielokrotnie, w przeszłości zapadały nawet orzeczenia Sądu Najwyższego. Zresztą jedną ze spraw serwis FilaryBiznesu.pl opisywał na początku zeszłego roku. Wtedy chodziło o postępowanie toczące się przed Sądem Okręgowym w Łodzi. Sytuacja była analogiczna, a Sąd Apelacyjny w Łodzi zwrócił się do SN z zapytaniem:
„Czy przypadek naruszenia przez Sąd przepisu art. 100 § 1 k.p.k., nakazującego ustne ogłoszenie orzeczenia wydanego na rozprawie (w tym - co oczywiste - ogłoszenie wyroku) w ten sposób, że wyrok wydany na rozprawie nie zostaje ustnie ogłoszony (art. 418 § 1 k.p.k.), a uznany za ogłoszony - na podstawie art. 100 § 1a k.p.k. - powoduje, iż wyrok taki nie wywołuje skutków prawnych (sentantia non existens), czy też w przypadku, kiedy na ogłoszenie wyroku nikt się nie stawił (ani strony, ani ich przedstawiciele procesowi, ani publiczność) uchybienie tego rodzaju należy rozpatrywać w kategoriach tzw. względnej przyczyny odwoławczej?”.
Chciał również wyjaśnienia innej wątpliwości. Skoro wyrok musi być ogłoszony „publicznie” – czy w sytuacji, gdy na sali brakuje stron zainteresowanych jego wysłuchaniem, a także nie ma publiczności, czyli niczyje prawa nie zostały naruszone – to wówczas odstąpienie od odczytania orzeczenia jest uchybieniem czy nie?
Jak wówczas informowaliśmy, Sąd Najwyższy uznał takie dywagacje za nieuprawnione i przedstawił jednoznaczne stanowisko. W dużym uproszczeniu: skoro prawo nakazuje odczytanie wyroku, to tak powinno się stać i nie ma znaczenia, czy na sali rozpraw są obecne osoby zainteresowane jego treścią.
W krótkim uzasadnieniu opublikowanym na stronie sn.pl padły dość obrazowe stwierdzenia:
„Brak ustnego ogłoszenia wyroku wydawanego na rozprawie głównej (…) powoduje, że nie dochodzi do wydania wyroku. Dokument opatrzony nazwą „wyrok”, nawet jeżeli zostanie włączony do akt sprawy, nie wywołuje skutków prawnych, w tym w szczególności nie uprawnia stron postępowania do wniesienia środka odwoławczego albo nadzwyczajnego środka zaskarżenia”.
Z tego powodu Sąd Najwyższy postanowił odmówić podjęcia uchwały. Bo skoro nie ma wyroku, to nie można od niego składać nadzwyczajnego środka zaskarżenia.