„Gastronomia będzie potrzebowała rządowego wsparcia, by przetrwać”

Gastronomia będzie potrzebowała rządowego wsparcia, by przetrwać, nawet jeśli kolejny lockdown potrwa tylko zapowiadane dwa tygodnie - ocenił prezes Krajowego Rejestru Długów Biura Informacji Gospodarczej Adam Łącki.

Jak zaznaczył Łącki, sytuacja gastronomii już teraz jest trudna.

Będzie potrzebowała rządowego wsparcia, żeby przetrwać, nawet jeśli kolejny lockdown potrwa tylko zapowiadane dwa tygodnie

ocenił.

Premier Mateusz Morawiecki poinformował w piątek na konferencji prasowej o nowych obostrzeniach, które wejdą w życie od soboty. Cała Polska znajdzie się w strefie czerwonej. Zgodnie z nowymi obostrzeniami rządu, od soboty będzie obowiązywał m.in. zakaz stacjonarnej działalności lokali gastronomicznych i restauracji; będą mogły sprzedawać swoje dania jedynie na wynos przez okres dwóch tygodni z możliwością przedłużenia.

Szef KRD zwrócił uwagę, że otwarcie gospodarki w maju nie przywróciło normalnego ruchu w restauracjach i barach, wpływy – jak podaje branża – były średnio o 30 proc. niższe niż rok temu.

To się przekłada też na rosnące zadłużenie restauratorów

wskazał.

Przyznał, że "pewnym sposobem na ratowanie się" jest sprzedawanie jedzenia na wynos, a także przestawienie się na sprzedaż żywności produkowanej dotychczas na potrzeby gości – pieczywa, wędlin, sałatek czy też półproduktów do samodzielnego przygotowania w domu.

To jednak na pewno nie zastąpi normalnej działalności, ani nie przyniesie dochodów nawet zbliżonych do normalnych

ocenił.

Zadaniem Łąckiego problemem jest zamknięcie lokali z dnia na dzień.

To ogromny cios dla przedsiębiorców, którzy są tuż przed weekendem, mają pełne lodówki jedzenia. Normalnie pewnie nie byłby to aż tak wielki problem, ale teraz powiększa to wcześniejsze straty

zaznaczył.

Zwrócił uwagę, że restauracje to nie tylko ich właściciele – ale też kucharze, pomoce kuchenne, kelnerzy, często zatrudnieni na umowach cywilnoprawnych – wielu z nich straci dochody w jednej chwili.

To również wstrzymane dostawy – więc problem dla kontrahentów, a w dalszej perspektywie również dla całej gałęzi produkcji rolno-spożywczej

ocenił.

Dał przykład Włoch, gdzie w wyniku kryzysu sanitarnego konsumpcja śniadań, obiadów i kolacji poza domem spadła o 40 proc., a straty branży gastronomicznej z powodu pandemii wyniosą 34 mld euro.

W poważne długi na skutek wiosennego lockdownu wpadła też gastronomia francuska. Właśnie francuskie władze zapowiedziały wprowadzenie trwającej od północy godziny policyjnej w kolejnych 38 regionach

przypomniał.

Mimo ulg podatkowych i innej pomocy państwowej, "wiele restauracji, pubów i mniejszych lokali już splajtowało". Zdaniem Łąckiego takie scenariusze mogą się zrealizować też w Polsce.

Po wzroście zadłużenia branży gastronomicznej, jakie notujemy w KRD, widać, że nie radzi sobie ona z obecną sytuacją

podkreślił Łącki

Blisko 90 mln zł to są długi restauratorów wobec banków, a 62 mln zł to zobowiązania wobec wtórnych wierzycieli. Hurtownie spożywcze to trzeci największy wierzyciel tej branży – czeka na zwrot 13 mln zł - wyliczył.

Łącki zwrócił uwagę, że nie każda działalność gastronomiczna w trybie ekspresowym przekształci się „w dania na wynos”.

Ci, którym udało się to wcześniej, dziś już mogą spać spokojnie. Gorzej z małymi lokalami w niewielkich miejscowościach – dla nich może to być gwóźdź do trumny. Większe restauracje mają pewne rezerwy finansowe, ale też nie na długo

ocenił.

Według danych KRD w lutym, tuż przed pandemią, zadłużenie branży gastronomicznej wynosiło 176,6 mln zł. Obecnie to już 231,1 mln zł. Wzrosło także średnie zadłużenie z 19 544 zł w lutym do 24 682 zł teraz.

Eksperci KRD zwrócili uwagę, że powiększyło się grono firm, które mają zaległości z 9257 w lutym do 9365 obecnie. Zdecydowana większość długu (194,8 mln zł) przypada na mikrofirmy prowadzone w formie jednoosobowej działalności gospodarczej.

Pierwsze miejsce wśród najbardziej zadłużonych województw zajmuje woj. mazowieckie z 47,8 mln zł niespłaconych zobowiązań. Drugi jest Śląsk z 33,5 mln zł, a trzecie województwo dolnośląskie z 20,4 mln zł.

Rekord zadłużenia w branży gastronomicznej należy do przedsiębiorcy z Rybnika na Śląsku, prowadzącego jednoosobową działalność gospodarczą. Ma do oddania kwotę 3,9 mln zł. Składa się na nią osiem zobowiązań - ale niemal całość to zaległość wobec funduszu sekurytyzacyjnego, który odkupił długi od pierwotnych wierzycieli. Pozostała część zaległości to niezapłacone faktury wobec przedsiębiorstwa z branży spożywczej oraz firmy świadczącej usługi finansowe.

Źródło

Skomentuj artykuł: