Polska przechodzi łagodnie trudny okres w światowej gospodarce

Jak podał GUS, ceny towarów i usług konsumpcyjnych w październiku 2023 r. w porównaniu z analogicznym miesiącem ub. roku wzrosły o 6,6% (przy wzroście cen usług – o 9,3% i towarów – o 5,7%). W stosunku do poprzedniego miesiąca ceny towarów i usług wzrosły o 0,3% (w tym towarów i usług – po 0,3%). Dane GUS komentuje Marek Gryczka, dyrektor pionu finansów w cateringu dietetycznym Nice To Fit You.

Opublikowany przez GUS listopadowy odczyt inflacji to niewątpliwie kontynuacja pozytywnych długofalowych trendów w gospodarce oraz czynników bieżących, choć skażona pewnymi wątpliwościami natury strategicznej.

Do informacji pozytywnych zaliczyć można z pewnością to, co było oczywiste dla polskich przedsiębiorców - nasza gospodarka rozwijała się w trybie zwolnionym, ale nie dosięgła jej techniczna recesja. Najnowsza weryfikacja GUS wskazuje na wzrost o 0,3Y zamiast wskazywanego wcześniej głębokiego spadku. Pomimo problemów gospodarek krajów UE i obserwowanego mocnego ich załamania, polska gospodarka przechodzi łagodnie przez okres zawirowań, co rodzi nadzieję na dalszy spadek stóp procentowych i podtrzymanie wzrostu (niestety długofalowo może to być czynnikiem inflacjogennym).

Główne ograniczenie wzrostu dynamiki cen wciąż znajduje się po stronie żywności. Wyjątkowo udane zbiory w Europie i w Rosji zrekompensowały negatywne oczekiwania ekspertów wywołane wojną na Ukrainie. Pszenicy na rynku jest nadmiar i po raz pierwszy od kilku lat kraje Zatoki Perskiej nie wykupują jej na pniu w UE. Pozostałe zapasy oraz nadwyżka zbiorów nad bieżącym zapotrzebowaniem spowodowały, że wg GUS średnia cena pszenicy w skupie jest o ponad 30 proc. niższa niż rok temu. W Polsce pszenica jest podstawą konsumpcji społeczeństwa oraz jednym z istotnych elementów produkcji pasz. Spadek jej cen mocno obcina wzrost inflacji.

Z zagrożeń można wskazać dwa bardzo istotne czynniki: nierównowagę makroekonomiczną wynikająca z dynamicznego rozwoju oraz wątpliwości dotyczące cen nośników energii.

W pierwszym przypadku mamy do czynienia z brakiem taniej siły roboczej, co zmusza firmy do uczestniczenia w wyścigu płac. Długofalowo powinno to przynieść korzyści (wzrost inwestycji w automatyzację), jednak na teraz jest to jeden z czynników podażowych inflacji - firmy muszą zacząć rekompensować wzrost kosztów wzrostem cen swoich produktów i kumulacja tego może nastąpić w Q1 2024. Nie pomoże też zapowiadana podwyżka płacy minimalnej, która choć fizycznie nie będzie miała dużego wpływu z racji objęcia nią wąskiego kręgu ludzi, to jej skala po prostu musi wpłynąć na oczekiwania wynagrodzeniowe reszty zatrudnionych. Wzrost o prawie 18 proc. z 3600 PLN do 4242 PLN jest widoczny i odczuwalny dla każdego kto, zarabia do poziomu średniej krajowej. Wynikające z tego oczekiwania płacowe mogą rozbić obecny system siatek płac.

Z kolei od stycznia kruchą stabilizację inflacji mogą rozbić ceny nośników energii, ale na ten moment nikt nie podejmuje się oszacowania ich wpływu. Zmienność na rynku światowym jest tak duża, zaś powszechne oczekiwania przynajmniej częściowego odejścia od rygorystycznej polityki klimatycznej w dobie recesji powodują brak jednolitych oczekiwań cenowych. Najlepiej świadczy o tym skala różnicy pomiędzy kontraktami terminowymi a cenami spotowymi, sięgająca okresowo 50 proc.

Z kolei największy wpływ na inflację długofalową będzie miało od stycznia odejście od tarczy antyinflacyjnej i wycofanie się z zerowej stawki VAT na żywność, która jest psychologicznie kluczowym elementem cenowym portfela większości Polaków. Czy do tego dojdzie? Przekonamy się do końca listopada.

Źródło

Skomentuj artykuł: