Taksówkarze z Hongkongu są oburzeni nieuczciwą konkurencją ze strony kierowców Ubera. Chodzi o spore opłaty, które muszą wnosić za licencję oraz pozwolenie na funkcjonowanie na rynku a których nie płacą przewoźnicy Ubera. Ich protest przybrał jednak desperacką formę „prowokacji”, która nie spodobała się klientom.
Taksówkarze z Hongkongu postanowili działać „pod przykrywką”, aby usidlić nielegalnych kierowców Ubera. Wynajmują Ubera za pośrednictwem aplikacji, tak jak każdy inny pasażer, i wsiadają na tył samochodu. Ale w połowie jazdy nagle ujawniają swoją tożsamość i straszą kierowców Ubera konsekwencjami oraz wzywają policję. Taksówkarze, którzy podejmują takie bezpośrednie działania są coraz bardziej sfrustrowani brakiem regulacji dotyczącej platformy do zamawiania przejazdów przez władze Hongkongu.
Uber pozostaje z punktu widzenia technicznego nielegalny w Hongkongu, do którego wszedł w 2014 roku. Rozwijał się jednak dzięki dwuznacznemu podejściu urzędników, którzy chcieli stworzyć wizerunek technologicznej nowoczesności. Taksówkarze od lat skarżą się na to, jak Uber lekceważy lokalne przepisy, wywraca rynek do góry nogami i zaprzepaszcza ich i tak już skromne zarobki.
Reakcja jest tak napięta, że przywódca Hongkongu John Lee, zapytany przez dziennikarzy o zamieszanie w zeszłym tygodniu, przyznał, że debata publiczna jest „ostra” i zaapelował o spokój. Wezwał taksówkarzy, aby trzymali się z dala od wszelkich działań straży obywatelskiej.
Władze transportu Hongkongu wydały około 18 000 licencji taksówkarskich i są one obecnie sprzedawane na wolnym rynku za kwotę do 400 000 USD (3,2 miliona HKD). Roczne ubezpieczenie taksówki kosztuje również do 10 razy więcej niż w przypadku pojazdów prywatnych. Kierowcy, którzy nie posiadają taksówek, płacą za wynajem 550 dolarów hongkońskich (około 70 dolarów) za 12-godzinną zmianę, czyli prawie jedną trzecią tego, co zarabiają przeciętnego dnia.
Tymczasem kierowcy Ubera nie potrzebują żadnego kapitału, ponieważ używają własnego samochodu. Hongkońska policja poinformowała, że nie aresztowała do tej pory żadnego kierowcy Ubera uwikłanego w amatorskie operacje.
Oczekuje się, że władze miasta przedstawią w lipcu dane dotyczące usług zamawiania przejazdów online. Rzecznik powiedział, że jest „otwarty” na aplikacje, chociaż „muszą być zgodne z odpowiednim prawem i przepisami”.
Zdaniem miejscowych taksówkarzy rząd powinien wymagać od kierowców Ubera uzyskania innego prawa jazdy i ubezpieczenia, nawet jeśli zalegalizuje to ich działalność. Gdyż, jak argumentują, sami mogliby zrezygnować z drogiej licencji i przewozić klientów jedynie na aplikację.
Jednak zamiast zmobilizować poparcie społeczne, taksówkarze spotkali się z ostrą reakcją, a pasażerowie zaczęli dzielić się w mediach społecznościowych swoimi złymi doświadczeniami z niegrzecznymi taksówkarzami, odmową przejazdów i dodatkowymi opłatami podczas ulewnych deszczy i regularnych letnich tajfunów w mieście.