Inflacja największa od 25 lat. Za miesiąc będzie jeszcze gorzej

Inflacja konsumencka w Polsce wzrosła w maju do 13,9 proc. (z 12,4 proc. w kwietniu) i była najwyższa od 1997 r. Inflacja bazowa, czyli nieuwzględniająca cen nośników energii oraz żywności, pierwszy raz w XXI wieku przekroczyła w maju pułap 8,0 proc.

Kilkuprocentowe podwyżki cen paliw przy spadku cen warzyw oraz owoców sprawiły, że dynamika cen w Polsce w porównaniu do ub. miesiąca przyspieszyła o 1,7 proc. Poziom inflacji przewyższył rynkowe prognozy, ale warto odnotować, że w minionych 12 miesiącach dynamika cen była niższa od szacunków jedynie raz. Inflacja kontynuuje zatem pasmo negatywnych zaskoczeń.
 
– Następstwem dzisiejszego odczytu inflacji będzie kolejna podwyżka stóp procentowych NBP. Szacujemy, że na przyszłotygodniowym posiedzeniu Rady Polityki Pieniężnej zdecyduje się na ruch o 75 punktów bazowych, do poziomu 6,0 proc. Przyczynią się do tego także: najnowsze informacje dotyczące siły wzrostu gospodarczego (w I kwartale dynamika PKB wyniosła aż 8,5 proc.) oraz rozgrzane do czerwoności rynek pracy i rosnące wynagrodzenia. Koniunktura będzie niechybnie ulegać pogorszeniu, ale jej potężny impet w momencie wybuchu wojny można porównać do bufora bezpieczeństwa – komentuje Bartosz Sawicki, analityk Cinkciarz.pl.

Inflacja może przebić 15 proc., a stopy procentowe 7,5 proc.

W odczytach dynamiki cen dopiero w III kw. br. będzie można oczekiwać spadku, niestety bardzo powolnego. Dopiero gdy inflacja osiągnie szczyt, możliwe, że nawet ponad pułapem 15 proc. r/r, będzie można ogłosić koniec cyklu podwyżek stóp procentowych. Oznacza to, że przed nami jeszcze 3-4 podwyżki, a ich finał nie nastąpi wcześniej niż we wrześniu. RPP w sierpniu nie ma decyzyjnego posiedzenia. Docelowo stopy procentowe powinny zostać wywindowane do pułapu 7,0-7,5 proc., a o skali przyszłych ruchów ze strony władz monetarnych w dużej mierze przesądzi także lipcowa projekcja inflacyjna Narodowego Banku Polskiego.

– Niestety, przekłada się to na wzrost rat kredytów, m.in. hipotecznych. Gdy RPP postawi kropkę nad „i” w cyklu podwyżek, część z nich będzie mieć raty o 100 proc. wyższe w porównaniu do sytuacji sprzed roku, gdy koszt pieniądza był bliski zeru. Rata nowego zobowiązania na 300 tysięcy złotych i okres 30 lat powinna wynosić nawet ok. 2500 zł. Jeszcze we wrześniu ub. r. kredyt o takich samych parametrach miał miesięczną ratę w wysokości niespełna 1200 zł – wylicza analityk.

Skąd wzięła się inflacja?

Rekordowe wartości wskaźników inflacji – nie tylko w Polsce, ale na całym świecie – mają swoje źródła w dwóch wydarzeniach. Pierwszym z nich był koronawirus, a drugim napaść Rosji na Ukrainę.

Najpierw pandemia sparaliżowała globalną gospodarkę. By ratować firmy przed bankructwem i podtrzymywać popyt konsumencki, banki centralne lawinowo obniżały stopy procentowe, gwarantując konsumentom dostęp do tzw. taniego pieniądza. Sprawiło to, że zdewaluowała się jego wartość.

Sytuacja nie była jednak jeszcze alarmująca. Po zniesieniu pandemicznych restrykcji banki centralne zaczęły wycofywać się z kryzysowej polityki finansowej i zapowiadały podwyżki stóp procentowych. Wtedy prawdopodobnie nad inflacją udałoby się zapanować. Tyle że 24 lutego Rosja rozpętała wojnę na Ukrainie. Po stronie napadniętego państwa stanęła Unia Europejska i Stany Zjednoczone, nakładając sankcje na Rosję, wielkiego eksportera surowców energetycznych, m.in. węgla, ropy i gazu. Gwałtownie drożejące paliwa napędziły dynamikę cen tak, że w wielu krajach przekroczyła ona barierę 10 proc.

– W Polsce inflacja przekracza unijną średnią i nie bez znaczenia jest sytuacja wewnętrzna. Skuteczność podwyżek stóp procentowych spada przez politykę fiskalną polskiego rządu. Obniżki podatków, wzrost wydatków budżetowych, ale także programy wsparcia kredytobiorców – to wszystko sprawia, że potrzebne będą jeszcze mocniejsze i bardziej zdecydowane działania banku centralnego – szacuje analityk Cinkciarz.pl.

Spirala płacowo-cenowa już z nami jest

Zagrożenie potęguje spirala płac i cen. Z perspektywy czasu jej wczesne symptomy można dostrzec w latach poprzedzających pandemię. Polska gospodarka miała wtedy za sobą kilkuletni okres bardzo prężnego wzrostu, a konsumpcja z roku na rok dynamicznie przyspieszała. Dość dynamicznie rosły pensje Polaków, a na rynku brakowało pracowników. Po wystąpieniu serii szoków podażowych problemy zaczęły nabrzmiewać, a gospodarka zaczęła balansować na granicy przegrzania.

– Producenci śmielej przerzucają w takiej sytuacji rosnące koszty i np. podwyżki pensji swoich pracowników na konsumentów. Ci z kolei wprawdzie liczą się z tym, że ceny nadal będą rosnąć, nie wstrzymują się jednak z wydatkami, bo zarabiają coraz więcej, a pracodawcy spełniają ich oczekiwania płacowe. Prowadzi to do tego, że inflacja, niezależnie od jej pierwotnych źródeł, zamiast samoistnie wygasać, zaczyna się rozkręcać i utrwalać – wyjaśnia Bartosz Sawicki.

Źródło

Skomentuj artykuł: