Amerykańska agencja kosmiczna NASA zamierza przyczynić się do redukcji śladów węglowych w przestrzeni powietrznej i w tym celu pracuje z firmą Ampaire nad samolotami zasilanymi energią elektryczną - podał "The Guardian".
NASA, jak zauważył dziennik, pracowała nad samolotami elektrycznymi od dekady "zmagając" się z prawami fizyki. Obecnie, żeby zasilić elektrycznie odrzutowiec wielkości Boeinga 737 potrzebny byłby akumulator wielkości samego samolotu.
To jest niewykonalne, zbyt ciężkie, żeby wystartować, co dopiero by latać. Waga jest dużo ważniejsza w przypadku samolotów niż samochodów
Opracowywane są jednak dużo mniejsze modele, które można łatwo zasilić elektrycznie.
Początkowo stworzymy maszyny, które pomieszczą do 20 osób, ale z czasem technologia, którą opracowuje NASA powiększy ich pojemność do 100 osób
Myślę, że do wczesnych lat 30. XXI wieku będziemy w stanie stworzyć elektryczne samoloty, które będą większe i wydajniejsze. Bardzo duże maszyny z kolei byłyby zasilane hybrydowo
NASA opracowała eksperymentalny dwumiejscowy samolot X-57 o zasięgu 161 km (100 mil) oraz prędkości przelotowej 277 km/h (172 mil na godzinę) żeby przetestować tę technologię.
To, co będzie napędzać sukces elektryfikacji w samolotach, to technologie, takie jak zaawansowane maszyny i systemy do zarządzania usterkami. Postęp w zakresie tworzenia miękkich materiałów magnetycznych oraz izolacji jest kluczowy w tym wypadku
"The Guardian" wskazał, że przemysł lotniczy przyczynia się obecnie do ok. 2 proc. globalnej emisji dwutlenku węgla do atmosfery, jednak gdy wraz z ustępowaniem pandemii koronawirusa zwiększy się liczba lotów, jego udział może zacznie wzrosnąć - szczególnie jeśli inne sektory gospodarki zaczną wykorzystywać energię odnawialną. Badacze ostrzegają, że podróże samolotami mogą przyczynić się do zużycia 25 proc. tzw. "budżetu węglowego", czyli ilości węgla jaką można wypuścić do atmosfery żeby nie przekroczyć wzrostu średniej temperatury powierzchni ziemi o 1,5 st. C., co może wywołać katastrofę klimatyczną.